Niezależnie od tego, ile zarabiamy, nikt nie chce stracić swoich oszczędności na inflacji, która wynosi już blisko 14 proc. A przynajmniej chcemy stracić jak najmniej. Z Danielem Kosteckim, dyrektorem polskiego oddziału Conotoxia Ltd., rozmawiamy o tym, w co zainwestować 5 tys. zł, 10 tys. zł czy 300 tys. zł.
Polacy szukają sposobów na to, aby ich pieniądze nie traciły na wartości, a w portfelach mają średnio 30 tys. zł oszczędności. W jaki sposób najlepiej ulokować pieniądze?
Przy tak wysokiej inflacji nawet bardziej ryzykowne inwestycje nie przynoszą oczekiwanych wysokich stóp zwrotu. Złoto, nie mówiąc już o indeksach giełdowych, akcjach - one nie radzą sobie w środowisku dwucyfrowej inflacji. Aby jednak choć trochę odrobić straty poczynione przez inflację, skłaniamy się ku bezpieczniejszym rozwiązaniom. I tutaj mamy teraz do czynienia z bardzo ciekawym zjawiskiem, bo Polacy szturmem rzucili się na lokaty, które oferują 4-5 proc., czyli przy inflacji 14-procentowej realnie tracimy 10 proc. A co ciekawe, kiedy mieliśmy inflację mniejszą, zaś lokaty były bliskie zera, traciliśmy wtedy 6 proc., lecz wtedy nikt lokatami się nie interesował.
Idealnego rozwiązania do ochrony przed tak wysoką inflacją nie ma, bo na przykład obligacje chronią nas dopiero od drugiego roku inwestycji. A więc jeśli ktoś poczynił inwestycję rok temu, teraz może być zadowolony, ponieważ dostanie - przy obecnie naliczonych odsetkach - 14 proc. plus marżę wynoszącą ponad 1 proc. I to go uchroni przed inflacją.
Trudno jednak chronić się przed inflacją, która już się rozhulała. Poza tym w środowisku tak wysokiej inflacji wzrasta konsumpcja na takiej zasadzie, że inwestujemy w rzeczy, które i tak mieliśmy kupić w przyszłości, ale z racji tego, że ich cena będzie później wyższa, kupujemy je teraz, póki nas na nie stać.
Jest to dobre rozwiązanie?
W zasadzie nigdy nie powinno się do tego dopuścić - czy to z punktu widzenia banku centralnego, który ma zarządzać oczekiwaniami inflacyjnymi, czy z punktu widzenia polityków, którzy wraz z bankiem centralnym aktywnie uczestniczą w tych wydarzeniach. Z kolei z perspektywy zwykłych konsumentów, takie podejście do sprawy jest jakimś wyjściem, ponieważ jest to inwestowanie w środki trwałe, które możemy potem sprzedać z nawiązką.
50 tys. wystarczy już na wkład własny. Dobrym pomysłem byłoby wzięcie za tę kwotę kredytu na mieszkanie, przy założeniu, że będzie ono na wynajem?
Czasy, kiedy coś samo się spłacało, minęły. Natomiast warto wziąć pod uwagę, że nieruchomości prawdopodobnie nie będą tanieć, bo nie ma ku temu podstaw. Wprawdzie popyt na rynek nieruchomości jest w tym momencie stłumiony przez brak zdolności kredytowych czy wysokie raty kredytów, ale wciąż jest. W dodatku wysokie dziś stopy procentowe prawdopodobnie w końcu będą znowu niskie. Spodziewam się, że w najbliższym czasie deweloperka będzie mocno wstrzymana, czyli podaż mieszkań na rynku istotnie spadnie, będą przestoje, ale to wszystko spowoduje, że ceny nieruchomości znów pójdą w górę.
Czy kupić teraz nieruchomość? Na pewno obecnie jest szansa na znalezienie okazji. Niestety najlepsze okazje inwestycyjne często buduje się na czyichś dramatach. Czyli ktoś musi coś sprzedać, bo na przykład stracił pracę. Teraz przychodzi czas polowania na okazje.
Tylko czy mając 50 tys. zł wciąż dobrym rozwiązaniem jest zakup mieszkania? Może da się lepiej zainwestować taką kwotę?
Nieruchomości wciąż są dobrym sposobem na inwestycje. Jeżeli policzymy, że stać nas tę ratę kredytu - uwzględniając na wszelki wypadek jeszcze wyższe stopy procentowe o jakieś 3-4 punkty procentowe oraz wyższy WIBOR, a także, jeśli mamy dobrą perspektywę utrzymania pracy, wydaje mi się, że zakup mieszkania nadal jest dobrym rozwiązaniem. Dlaczego? Bo aktywem mocno drożejącym w środowisku wysokiej inflacji są właśnie nieruchomości, one są nośnikiem wszystkich materiałów, które teraz drożeją, takich jak stal czy miedź.
A gdybym miała o dyspozycji 100 tys. zł, czyli więcej niż wynosi wkład własny, całość tej kwoty powinnam zainwestować w nieruchomości?
Tutaj już możemy myśleć o dywersyfikacji i część kwoty ulokować na rynku akcji, który w ostatnim półroczu mocno potaniał. Wręcz trzeba powiedzieć, że dawna nie było tak kiepskiej passy na giełdach, jak od początku tego roku. Dlatego przypuszczam, że na tym rynku znalazłyby się ciekawe okazje inwestycyjne. Poza tym warto też ten kapitał podzielić na spółki bardziej ryzykowne - takie, które wcześniej bardzo mocno rosły, a teraz mocno spadają - i spółki, które mają stabilną pozycję, czyli takie, które wypłacają dywidendy.
Za 130 tys. zł kupię pół kilo złota. Warto zdecydować się na złoto, jeśli wiemy, że co najmniej przez rok nie będziemy korzystać z tych pieniędzy?
Patrząc z perspektywy polskiego inwestora, złoto jest jedną z lepszych inwestycji, która w długim horyzoncie bije inflację. Trzeba pamiętać, że w krótkim czasie złoto może mieć tendencję do osłabienia się. Dlatego osobiście wolałbym teraz zaczekać z kupowaniem złota, aż będzie nieco tańsze, co może mieć miejsce na przełomie jesieni i zimy. Generalnie jest tak, że duża część stóp zwrotu z rynku złota w polskich złotych wynika ze słabości złotego. Dzieje się tak dlatego, że złoty od wielu lat pozostaje w trendzie osłabiania się względem dolara amerykańskiego. I to dodaje atrakcyjności złotu, z perspektywy polskiego inwestora.
Wprawdzie nie mam milionów jak premier, ale gdybym miała 300 tys. zł do zagospodarowania, powinnam kupić obligacje?
Wydaje mi się, że z zakupem obligacji jeszcze chwilę powinniśmy się wstrzymać ze względu na marże. Należy bowiem patrzeć na to dwutorowo. Możemy kupić obligacje na rynku, które są już w obrocie na Catalyst, ponieważ obecnie ich ceny są bardzo atrakcyjne.
Natomiast jeżeli chodzi o inwestorów kupujących obligacje detaliczne, czyli te bezpośrednio emitowane przez Skarb Państwa, z ich zakupem można jeszcze się wstrzymać. Sytuacja wygląda tak, że na przykład dziesięcioletnie obligacje składają się z indeksacji do inflacji oraz z marży doliczanej od drugiego roku oszczędzania. Obecnie jednak ministerstwo nie chce dawać dużych marż, bo trochę pieniędzy wydało w ostatnich dwóch latach i pewnie zamierza jeszcze wydać w roku wyborczym. To powoduje, że można jeszcze chwilę poczekać, aż stopa referencyjna wzrośnie i marża będzie większa, bo w historii korelowała ze stopami NBP - przy założeniu, że ministerstwo podzieli się z obywatelami.
Można więc poczekać do jesieni, kiedy prawdopodobnie uzyskamy najwyższą marżę. Wtedy ministerstwo od drugiego roku oszczędzania zapłaci inflację plus wysoką marżę. Zakładam, że może to być 3-3,5 proc. w szczycie. I to będzie indeksowane inflacją, więc nawet jakby spadła ona do 3 proc., to 3 proc. plus 3,5 proc. daje nam 6,5 proc. nominalnej stopy zwrotu. A to już jest 6,5 proc. na rynku bez ryzyka, czyli relatywnie jest to bardzo dobra inwestycja.
Wspomniane 300 tys. zł jest kwotą, którą warto w całości zainwestować w obligacje?
Zasada jest taka, że im wyższa kwota, tym szukamy większego bezpieczeństwa. Jak ktoś już uzbierał 300 tys. zł, wtedy nie chce, aby mu to wyparowało przy dużej zmienności na rynku. Oczywiście przy takim relatywnie dużym portfelu inwestycyjnym możemy 20-30 proc. kapitału ulokować w inwestycjach ryzykownych, czyli na przykład poszukać ciekawych akcji spółek. A za pozostałe 70 proc. możemy kupić obligacje.
A co zrobić z połową miliona złotych? Wciąż lokować w obligacje?
Tutaj należy zastanowić się już nad wkładem własnym na mieszkanie, jeżeli tylko mamy zdolność kredytową. Wtedy też znowu patrzymy na możliwości, jakie mamy, czyli na obligacje, złoto, akcje i przy ich użyciu budujemy solidny portfel inwestycyjny, który będzie szerzej zdywersyfikowany. W praktyce może to oznaczać, że zainwestujemy 10 proc. w spółki, które mają tendencję do dużej zmienności rynkowej, kolejne 20-30 proc. można zainwestować w spółki wypłacające dywidendy. Następnie nawet połowę z tej połówki miliona można ulokować w obligacjach. I do tego można jeszcze dorzucić złoto. Tak zbudowany portfel będzie połączeniem ryzyka ze stabilnością.
Najważniejsze, aby dbać o proporcje w portfelu inwestycyjnym. Niestety większość ludzi nie realizuje zysków, czyli nie pilnuje tych proporcji w momencie, kiedy udało im się zarobić więcej na akcjach czy kryptowalutach. A zarobioną nadwyżkę powinniśmy przeznaczać na przykład na dokupowanie obligacji, aby one wciąż stanowiły ten sam udział w naszym portfelu inwestycyjnym.
A co z mniejszymi kwotami? Podobno przy 10 tys. zł. nie ma co bawić się w inwestycje.
Każda kwota nadaje się do oszczędzania i inwestowania. W obecnych czasach, kiedy mamy mnóstwo produktów inwestycyjnych, progi wejścia są bardzo niskie. Mając nawet 100 zł, można kupić obligacje czy jednostki funduszy bądź zainteresować się rachunkiem maklerskim. Natomiast musimy zastanowić się, jaki jest cel takiej inwestycji. Czy chcemy te 10 tys. zł pomnożyć razy trzy i kupić używany samochód? A może chcemy odłożyć 10 tys. zł i mieć kapitał, który przeznaczymy w przyszłym roku na wakacje? To cel inwestycji determinuje klasę aktywów, które bierzemy pod uwagę.
Skoro każda kwota jest dobra do inwestowania, to jest nią i 5 tys. zł. Co za to mogę kupić jako inwestycję? Może obraz jakiejś malarki?
Jak najbardziej, takie nietypowe sposoby inwestowania są bardzo dobrym sposobem na pomnożenie niewielkich kwot. Mój kolega ostatnio się wspomniał, że kupił klapki za 300 zł, a sprzedał je za 700 zł. Okazało się, że są to klapki Adidas Yeezy Slide od Kenye Westa. Aby tym trzeba się zainteresować i mocno siedzieć w temacie. W marcu były gigantyczne kolejki i przepychanki w Złotych Tarasach, gdzie sprzedawano limitowany model zegarków Omega x Swatch. To jest niesamowite, że nadal jest popyt na tego typu rzeczy. Ludzie są w stanie zapłacić 700 zł za klapki, mimo że drożeje żywność czy energia.
Przy czym z badań wynika, że pokolenie Z i milenialsi nie mają nawet 5 tys. zł. Nie oszczędzają w ogóle lub mają 1 tys. zł. Co mogą z tym zrobić?
Mogą kierować się tą samą zasadą. Dla kogoś, kto ma do wydania relatywnie niską kwotę, stopy zwrotu mogą być wysokie, wynoszące nawet kilkaset procent. Co więcej, jest to pewniejsze niż inwestowanie na rynku tradycyjnym, ponieważ tutaj wchodzi w grę moda. I co za tym idzie - mocna chęć posiadania czegoś wyjątkowego z kategorii rzeczy użytkowych.
Jak je nabyć? Trzeba obserwować na przykład influencerów, którzy wypuszczają ograniczonej ilości asortyment, taki typowo kolekcjonerski. Jest też wirtualny świat gier, gdzie możemy sprzedawać kupione lub stworzone przez nas postaci czy różne rodzaje broni. Choć jest to niszowe, dla niektórych jest to chleb powszedni. Tylko wtedy na bieżąco trzeba śledzić TikToka i Instagrama - aplikacje te są niczym notowania giełdowe dla tradycyjnych inwestorów.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl