Rząd chcąc pomóc kredytobiorcom, zaproponował rozwiązania, za które mają zapłacić banki. W rzeczywistości zapłacą za to akcjonariusze banków, w tym Otwarte Fundusze Emerytalne. Efekt? Będziemy mieć niższe emerytury. Ale o tym rząd milczy.
Jeszcze w tym roku dziesiątki tysięcy kredytobiorców, którym mocno wrosły comiesięczne raty w wyniku inflacji i rosnących stóp procentowych, będą mogli skorzystać z darmowych wakacji kredytowych. To bonus od rządu, który od tygodni chwali się, że znalazł sposób na to, aby ulżyć Polakom i pomóc im zrealizować marzenia o własnym mieszkaniu. Udobruchani kredytobiorcy nieco się uspokoili, zaś nie-kredytobiorcy nie sprzeciwiają się tym propozycjom uznając zapewne, że sprawa ich nie dotyczy. I nic dziwnego, że tak myślą - w Polskę poszedł bowiem przekaz, że za wszystko zapłacą banki, czyli nie ma nie czym martwić.
- Jest takie ogólne społeczne wyobrażenie, że bank to bankierzy, którzy go posiadają, a nie zwykli ludzie. Jest to bardzo mylne myślenie - mówi nam Marcin Zieliński, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Jako przykład wskazuje na PKO Bank Polski, gdzie około jedna trzecia akcji jest w rękach OFE, zaś kolejna jedna trzecia akcji - w rękach inwestorów, również tych drobnych, którzy zainwestowali stosunkowo niewielkie kwoty (np. kilkadziesiąt tysięcy złotych), aby zabezpieczyć swoją przyszłość, a przy okazji uchronić się przed inflacją.
- Oznacza to, że około dwie trzecie akcji BKO BP nie należy do Skarbu Państwa. Mimo to w powszechnym wyobrażeniu jest to bank państwowy. I choć rzeczywiście decyzyjność jest po stronie Skarbu Państwa, to już konsekwencje finansowe leżą po stronie wszystkich akcjonariuszy. A ta wiadomość już nie trafia do społecznej świadomości, co z kolei jest wykorzystywane przez rząd - komentuje Zieliński.
Podkreśla przy tym, że takie stawianie sprawy jest wygodne, gdyż rząd proponując program, za który budżet państwa nie zapłaci ani złotówki, wykorzystał antagonizmy między kredytobiorcami a bankami.
Będziemy mieć niższe emerytury
O tym, że antyinflacyjne działania rządu w kwestii kredytobiorców dotkną naszych emerytur wiadomo było już od samego początku. Kiedy 25 kwietnia br. premier Mateusz Morawiecki przemawiał na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach i zapowiadał pomoc kredytobiorcom, za którą zapłacą banki, w tym samym czasie indeks giełdowy spółek sektora bankowego spadł o 5,8 proc. Forum Obywatelskiego Rozwoju oszacowało, że tylko tego dnia w wyniku przeceny banków oszczędności Polaków w OFE stopniały aż o około 2,4 mld zł. To dużo, a pokazuje zaledwie wycinek rzeczywistości (w praktyce indeks WIG-Banki spadał już wcześniej i wciąż jest narażony na spadki).
- Mówimy o sporych kwotach. Przypominam, że w akcjonariatach banków około jedną czwartą stanowią fundusze emerytalne, czyli są to pieniądze, które ostatecznie trafią do emerytów - one są przesuwane do ZUS, a następnie będą z nich wypłacane emerytury. Nie jest to więc grupa, którą można pomijać - zaznacza Zieliński.
Z racji tego, że nie tylko banki w jednej czwartej należą do OFE, ale też sektor bankowy stanowi około jedną czwartą portfela OFE, spadek WIG-banki (o 5,8 proc.) z 25 kwietnia należałoby podzielić na cztery, aby otrzymać bardzo luźne szacunki, o ile mogą być niższe emerytury. Po przeliczeniu otrzymujemy wynik blisko 1,5 proc.
- Nie da się jednoznacznie wskazać, jaką kwotę zapłacą emeryci, gdyż trudno to dokładnie oszacować. Patrząc tylko na wysokość emerytur z OFE, można jednak założyć, że spadek ten będzie znacznie większy niż o 1,5 proc., gdyż składają się na to różne czynniki, które doprowadziły do tego, że w tym roku banki bardzo słabo sobie radzą - analizuje Marcin Zieliński.
Na tym nie kończą się negatywne skutki przerzucania kosztów na banki, co wpływa na obniżenie emerytur. Przecież prócz Otwartych Funduszy Emerytalnych akcjonariuszami banków są także uczestnicy programów emerytalnych z trzeciego filara, czyli między innymi Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK), Pracowniczego Programu Emerytalnego (PPE), Indywidualnego Konta Emerytalnego (IKE) czy Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE).
Konsekwencje absurdalnych pomysłów na uzdrowienie gospodarki
Choć zapowiedziane przez premiera w kwietniu działania nie są jeszcze realizowane (m.in. wnioski o wakacje kredytowe można składać od czerwca) akcjonariusze już ponieśli straty, gdyż giełda zadziałała z wyprzedzeniem. Perspektyw na zminimalizowanie tych strat za bardzo nie ma.
- Gdyby rząd chciał temu zaradzić, musiałby zaproponować jakąś nową tarczę, co byłoby jednak kolejnym absurdalnym działaniem proinflacyjnym. Najlepszym zaradzeniem tej sytuacji byłoby po prostu niewprowadzanie programów, które są niepotrzebne, czyli takich jak wakacje kredytowe dla wszystkich kredytobiorców, w tym również tych, którzy są w stanie bez problemu udźwignąć wyższe raty - uważa Marcin Zieliński, podkreślając, że nawet doświadczeni spekulanci mają trudności z polską giełdą, gdyż politycy nie pomagają w inwestowaniu. A sposób, w jaki wspiera się teraz kredytobiorców, jest tylko tego przykładem.
Ekonomista zaznacza, że powinno się bowiem pomagać tylko tym kredytobiorcom, którzy naprawdę są w potrzebie. - Warto przypomnieć, że zdecydowaną większość kredytów hipotecznych zaciągnięto jeszcze przed pandemią i ci kredytobiorcy przez długi czas byli beneficjentami kolejnych obniżek stóp - dodaje ekonomista.
Zdanie to podziela Narodowy Bank Polski, który zaapelował do rządu, aby ten ograniczył koszty wakacji kredytowych. Jak argumentował NBP, wprowadzenie tego rozwiązania dla wszystkich kredytobiorców może kosztować nawet 20 mld zł.
- Rząd powiedział, że ma wspaniały pomysł, za który zapłacą banki i nawet nie zająknął się na temat tego, że w akcjonariatach banków są przecież też zwykli ludzie, a nie tylko jacyś finansowi magnaci. Politycy nie chcą przejmować się tymi, którzy inwestują, zaś lekką ręką rzucają pomysły, za które inwestorzy mają zapłacić. Rząd nie ma szacunku do oszczędzających - mówi Marcin Zieliński.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl