Premier Morawiecki polecił wicepremierowi Sasinowi i państwowym firmom kupienie jak największych ilości węgla. Spółki są zdziwione i mówią, że polecenie przyszło za późno i nie ma mowy, by zdążyły z zakupami przed zimą.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W niedzielę premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że wydał polecenie państwowym spółkom, które mają sprowadzić do Polski węgiel.
- Poleciłem spółkom Skarbu Państwa i premierowi Sasinowi, żeby ściągnął jak najwięcej węgla, ekogroszku, ale przede wszystkim węgla energetycznego, zwłaszcza tego, który po przesortowaniu nadaje się do pieców, które teraz wielu Polaków ma — mówił premier.
Jak pisze serwis "Dziennik Gazeta Prawna", przedstawiciele państwowych spółek, które mają zająć się zaopatrzeniem Polski w węgiel, są zdziwieni. Twierdzą, że to się po prostu nie może udać — z kilku zresztą powodów. Brakuje przede wszystkim czasu oraz możliwości przeładunku. Bo nawet jeśli węgiel uda się kupić, to trzeba go jeszcze jakoś do Polski przywieźć (drogą morską), rozładować statki i rozwieźć po kraju koleją. Na to wszystko nie ma już czasu.
- Spełnienie oczekiwań premiera oznacza, że do końca października powinno do nas trafiać ok. 43 tys. ton węgla dziennie. Sporej wielkości statek przewozi 70-80 tys. ton. Czyli do końca października do polskich portów powinny wpływać trzy statki tygodniowo — mówią w rozmowie z dziennikiem przedstawiciele spółek węglowych.
"DGP" pisze, że strona rządowa próbuje odbijać piłeczkę. - Jakby ci, którzy są za to bezpośrednio odpowiedzialni, wzięli się za to dwa miesiące temu, byłoby to bardziej realne. Dziś nie ma wyjścia, trzeba robić wszystko, co się da — mówi w rozmowie z "DGP" przedstawiciel KPRM.
Zauważmy jednak, że nawet półtora miesiąca temu, sam Jacek Sasin zapewniał, że węgla nie zabraknie.
- Nie jestem jasnowidzem, bo żyjemy w świecie, w którym pewne procesy, które wydawało się, że są procesami przewidywalnymi — nie są dzisiaj przewidywalne. Ale dzisiaj mogę powiedzieć, że wydaje mi się, że nie zabraknie węgla — mówił Sasin 20 maja tego roku.
– Na jesieni ten węgiel dla indywidualnych odbiorców na pewno będzie dostępny. Na szczęście okres grzewczy mamy za sobą. Do następnego okresu mamy jeszcze trochę czasu. Mamy możliwości alternatywnych źródeł importu węgla i na pewno je wykorzystamy – dodawał już bardziej pewnie 29 maja.
- Rzeczywiście jest problem na styku naszej próby zbudowania systemu, który doprowadzi do tego, że będzie można kupić węgiel po tej ustalonej cenie, a wolnym rynkiem, rynkiem składów węgla, które musiałyby w odpowiedni sposób zareagować. Tego typu problemy z innych części kraju też do mnie docierają, że w składach węgla nie ma tej woli współpracy, jaką zakładaliśmy na początku — mówił wczoraj Morawiecki podczas tego samego spotkania w Turowie, za brak węgla winiąc firmy nim handlujące. Jego zdaniem powinny one skorzystać z rządowego programu dopłat.
Jak już pisaliśmy w INNPoland.pl ten program jest kompletnie dziurawy. Węgiel ma kosztować 996 złotych za tonę. Ale z reglamentacją — do 3 ton na gospodarstwo domowe. Rząd chce też skupować węgiel od firm nim handlujących, ale nie dopłaci do tony więcej niż 750 złotych. Czyli jeśli firma kupiła węgiel po więcej niż 1746 złotych za tonę, musiałaby dołożyć do interesu. A dziś znalezienie węgla kosztującego mniej niż 2-2,5 tysiąca jest w zasadzie nierealne. Na dodatek firma handlująca węglem dopłatę od rządu dostanie w październiku lub listopadzie. Musiałaby więc również kredytować działania rządu przez kilka miesięcy.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl