Do wyborów został jeszcze rok, ale nikt nie ma wątpliwości, że kampania już się rozpoczęła. Tournée po kraju organizują Kaczyński, Morawiecki i Tusk. Dla tych pierwszych mamy złe wieści — Polacy chcą w kampanii dyskutować o drożyźnie i gospodarce. Aborcja, LGBT i Niemcy mało kogo interesują.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl >>
Prawie połowa respondentów chce, by głównym tematem kampanii wyborczej była sytuacja gospodarcza i walka z inflacją. Na drugim miejscu znalazł się temat poprawy sytuacji finansowej polskich rodzin (22,5 proc.), a podium zamyka kwestia bezpieczeństwa energetycznego (12 proc.) - wynika z sondażu United Surveys dla DGP i RMF FM.
Prawie 9 proc. ankietowanych nie ma zdania w tej sprawie, zaś 7 proc. wskazało na bezpieczeństwo militarne państwa — czytamy w "Gazecie Prawnej". Na sprawy światopoglądowe (prawa mniejszości seksualnych, dostęp do legalnej aborcji itp.) wskazało zaledwie 1,4 proc. respondentów. Tymczasem jest to jeden z koników Jarosława Kaczyńskiego — prezes PiS był już po swoich tegorocznych wystąpieniach dla swoich sympatyków oskarżany o podgrzewanie atmosfery wokół osób transpłciowych lub nieheteronormatywnych.
Jednocześnie z sondażu wynika, że dobrze nastroje Polaków zdiagnozował Donald Tusk, punktujący obóz rządzący za inflację i pogorszenie poziomu życia obywateli.
Z wypowiedzi jednego z polityków partii obecnie rządzącej wynika, że sprawy światopoglądowe mogą jeszcze "zaskoczyć" pod koniec kampanii.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
"Gazeta Prawna" zwraca też uwagę na fakt, że w podziale na elektoraty kampanijne, badani inaczej określali swoje priorytety. Sympatycy opozycji najczęściej zwracali uwagę na sytuację gospodarczą i inflację. Wyborcy PiS nie uciekli od spraw ekonomicznych, ale za najważniejsze uznali polepszenie sytuacji finansowej polskich rodzin (43 proc. wskazań).
- Wszędzie przeznaczyliśmy bardzo dużo nowych środków, wszędzie były podwyżki, wszędzie były środki na różnego rodzaju przedsięwzięcia modernizacyjne (...). Nasze państwo stało się nieporównanie bardziej wydajne i nieporównanie bardziej służebne wobec społeczeństwa, wobec Polaków, wobec naszego narodu – mówił prezes PiS na jednym z weekendowych spotkań.
Tezom Kaczyńskiego przeczy choćby rozkład systemu ochrony zdrowia, który uwypukliła pandemia. Brakuje nam lekarzy, pielęgniarek, szpitalom rośnie zadłużenie. Nauczyciele nadal zarabiają niewiele, a ich zarobki – nawet jeśli rosną – to o wiele wolniej niż inflacja. Nad krajem wiszą groźby strajków urzędników, pracowników ZUS, prokuratur i słabo opłacanej budżetówki. Podczas rządów PiS wydatki na administrowanie i zarządzanie krajem – w okresie 2015–2020 spadły z 4,9 do 4,4 proc. PKB. Średnia unijna jest o połowę wyższa.
Kaczyński kilka razy mówił, że jego władza udowodniła, że możliwe jest jednoczesne zmniejszanie podatków i zwiększanie transferów socjalnych. Sugerował, że jego poprzednicy kradli, chowali pieniądze w Szwajcarii, dodawał, że spadła luka VAT a wpływy do budżetu rosną. Nie zauważył, że rośnie też gospodarka, więc pieniędzy w budżecie jest po prostu więcej, a domniemane mafie VAT jakoś nie siedzą w więzieniach. A pomimo faktu, że pieniędzy w budżecie jest więcej, rośnie też zadłużenie Polski. Nieco ponad dwa lata temu dług poza budżetem Polski wynosił ok. 55 mld zł. W ostatnim czasie spuchł jednak jak balon i na koniec 2021 r. wynosił już 260 mld zł. To efekt masowego tworzenia specjalnych funduszy Banku Gospodarstwa Krajowego. Kontrolę nad nimi sprawuje rząd, a parlament nie ma nic do powiedzenia.