Z Polski ciągle wyjeżdżają miliony ton drewna. Inne kraje wprowadzają limity eksportu, Polska — wręcz przeciwnie. Doszło do tego, że krajowy przemysł drzewny drży z niepokoju o ciągłość dostaw, drewna może też zabraknąć na opał. Jednocześnie Polska pozbywa się drewna w postaci całych kłód, polskie tartaki nie zarabiają nawet na pocięciu ich na deski.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Surowca brakuje firmom meblarskim, nie ma go też na opał
Większość polskiego drewna trafia na eksport, głównie do Chin
Chiny nie wymagają certyfikatów ekologicznych, więc kupią każdy rodzaj drewna
Sytuacja z polskim drewnem zaczęła tonąć w oparach absurdu. Z jednej strony lasy są wycinane na potęgę — doszło do tego, że jeden z leśnych baronów, prywatnie brat prezesa Orlenu, Daniela Obajtka, rezygnuje z certyfikatu FSC. Przez to straci możliwość sprzedawania drewna odbiorcom z Europy, ale nadrobi na handlu z Chinami. Bartłomiej Obajtek, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku zdecydował, że drewno z podległych mu lasów nie potrzebuje świadectwa ekologicznego. Problem w tym, że wymagają go dostawcy. Okien czy mebli z drewna bez certyfikatu FSC nie kupi żadna szanująca się firma. Kupi je za to ktoś inny.
W 2021 roku z Polski wyjechały 4 miliony ton drewna i to w postaci kłód tartacznych. To drewno, które nie zostało przetworzone. Ścięte, pozbawione gałęzi i pocięte na kawałki drzewa, trafiają prosto na statki. Większość z nich — ok. 1,6 mln ton w 2021 - popłynęło do Chin. W Chinach certyfikat FSC nie jest potrzebny, miejscowi przedsiębiorcy go nie wymagają.
Polskie drewno trafia też do Szwecji, Niemiec i wielu innych krajów. Na jego sprzedaży zarabiają Lasy Państwowe i pośrednicy. Ani grosza nie dostają np. tartaki, drewno wyjeżdża z Polski w formie nieprzetworzonej, bo tak jest szybciej. W tej branży dzieje się coraz gorzej — twierdzą przedstawiciele Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego.
Przemysł meblarski drży o dostawy
Alarmują też, że polskiego drewna zaczyna brakować dla rodzimych firm papierniczych czy meblarskich. Nie może być inaczej, skoro ponad połowa polskiego drewna od razu trafia na eksport.
Zdaniem PIGPD sytuacja znacznie pogorszyła się po huraganie, jaki spustoszył Polskę kilka lat temu. Do wywozu połamanych drzew m.in. z Borów Tucholskich zostały dopuszczone zagraniczne firmy, które dzięki temu zbudowały sobie tzw. pozytywną historię zakupową. Mogą więc bez problemu startować w przetargach na drewno z Lasów Państwowych. I oferować wysokie ceny, na które nie stać polskich firm.
Te ceny rosną w sposób niekontrolowany. Przedsiębiorcy narzekają, że nie wiedzą, czy uda im się kupić drewno na przetargu. Jak to więc możliwe, że firmom opłaca się eksport? Zdaniem PIGPD eksport do Chin napędza tamtejszy przemysł meblarski i papierniczy.
Dzięki niskim kosztom pracy cena drewna nie gra wielkiej roli. A na dodatek firmy handlujące drewnem robią sobie jeszcze lepszą historię zakupową. Zyskują więc pewność, że będą mogły kupować polskie drewno przez wiele lat.
Eksport kwitnie, biznes też
Dochodzi nawet do sytuacji, gdy międzynarodowy pośrednik kupuje w Polsce drewno, przerabia je i sprzedaje znowu do Polski w postaci gotowych wyrobów, co w praktyce oznacza, że płacimy za import wyrobów z polskiego drewna — pisze Forbes.pl.
Magazyn dodaje, że w branżę drzewną uderzyły też mocno podwyżki cen energii. Wzrosła ona dla wielu z zakładów o 70-90 proc. To jest także obszar, w którym kosztowne są inwestycje. Najczęściej przemysł tartaczny jest bardzo kapitałochłonny.
Jak przypomina PIGPD, w zeszłym roku organizacja ta wystąpiła do premiera Mateusza Morawieckiego z petycją o wprowadzenie ograniczenia lub zakazu eksportu nieprzetworzonego surowca z Polski. Mija pół roku i nic się w tej kwestii nie dzieje. W innych krajach Unii Europejskiej, borykających się z podobnym problemem, już takie rozwiązania wprowadzono (Chorwacja, Rumunia, Słowacja) lub są one szeroko dyskutowane (Francja, Niemcy).
Eksport surowego drewna ograniczyły również Ukraina, Rosja i Białoruś. Jednak wywołana przez Rosję wojna i napaść na Ukrainę oraz związane z nimi sankcje gospodarcze — nałożone przez Unię Europejską i USA na Rosję i Białoruś — spowodowały praktycznie całkowitą blokadę handlu drewnem i wyrobami drzewnymi z tych krajów, niezależnie od prowadzonej przez nie polityki w zakresie rynku drzewnego.
Warto przypomnieć, że przed wojną, Unia Europejska — pod wpływem lobby unijnych potentatów przetwórstwa drzewnego — wywierała naciski na Ukrainę, aby ta zniosła zakaz eksportu drewna okrągłego.
Drewna opałowego brak
Pula drewna na opał jest ograniczona. Do tej pory popyt utrzymywał się na mniej więcej stałym poziomie. W tym roku, przez wzrost cen węgla, wiele osób zaczęło szukać tańszej alternatywy dla "czarnego złota". Mogło być nią drewno, ale wiadomo już, że tego surowca zabraknie. Ba, nawet chrustu może nie wystarczyć.
Tzw. gałęziówka, to prawo do zebrania chrustu na cele opałowe na określonym terenie lasu. Drobne drewno zostaje po wycince drzew – to m.in. konary, gałęzie czy wierzchołki drzew. Możliwość ich zbierania została ostatnio przypomniana przez rząd. Pomysł szybko zyskał prześmiewcze miano programu "Chrust plus". Okazało się, że i zbieranie chrustu może nie wystarczyć.
Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych zdecydowała też, że na całym obszarze podległych jej lasów udostępni stanowiska pozyskiwania drewna opałowego, zwłaszcza "małowymiarowego, z obszarów trzebieży i terenów poklęskowych". Mogą to być uszkodzone drzewa, ale też pozostałości po nieodebranym drewnie energetycznym. To tzw. grubizna.
"Odbiorcy indywidualni będą mieli w staraniach o surowiec gorszej jakości absolutny priorytet przed firmami, a drewno zostanie zwolnione z obowiązku sprzedaży na aukcji" – zapewnia kierownik w Wydziale Komunikacji Społecznej Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych Rafał Zubkowicz cytowany przez "Rz".