W porcie w Świnoujściu wyładowano "węgiel" z Indonezji. Tak naprawdę to zwykły muł, którego nikt – poza Polską – nie chciał kupić, bo nie nadaje się do palenia. Co więcej, spalany w domu grozi mieszkańcom i sąsiadom, bo uwalnia niebezpieczne pyły.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zdaniem ekspertów, "węgiel z Indonezji" nie nadaje się do palenia w domu, jest bardziej odpadem niż paliwem stałym
Jest też niebezpieczny dla zdrowia ze względu na dużą emisję pyłów PM10 i PM2.5
"Niespodzianka w akcji importu opału. Do Polski trafił 'węgiel', z którego można ulepić bałwana" – informuje Wirtualna Polska, która nieoficjalnie ustaliła, że żaden z handlowców nie odważył się odebrać "węgla z Indonezji", który w ramach rządowej akcji zakupów surowca z całego świata został rozładowany w porcie w Świnoujściu.
Jak czytamy na stronach portalu, to, co przyszło, jest czarne i z daleka wygląda na węgiel, ale w rzeczywistości to tzw. flot i muł, najgorsze ze znanych odpadów po produkcji węgla. Kto rozpali tym w piecu, zatruje sąsiadów smogiem i metalami ciężkimi.
Grzegorz Onichimowski, ekspert rynku energetycznego, wcześniej na swoim Twitterze zamieścił nagranie, na którym pokazał, jak wygląda "węgiel" z Indonezji.
W rozmowie z WP naukowiec zajmujący się jakością paliw, po obejrzeniu nagrania, stwierdził, że jest to "produkt o dużej zawartości flotu i mułu węglowego". Jak podkreślił, jeśli wilgotny flot zrzuci się na hałdę, to po kilku dniach tak się sklei, że można ulepić z niego dowolną bryłę.
Palenie flotem i mułem w Polsce zostało zakazane 5 lat temu, ze względu na dużą emisję pyłów PM10 i PM2.5 w trakcie spalania oraz uwalnianie się dużych dawek metali ciężkich.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Z kolei Grzegorz Onichimowski w rozmowie z portalem powiedział, że autorem nagrania jest pracownik portu, który był zaskoczony złą jakością importowanego węgla i chciał nagłośnić problem. Kontrahent miał odmówić odbioru węgla.
– Można przypuszczać, że w rządowej akcji importu opału nie są przestrzegane certyfikaty jakości węgla. W takich transakcjach należy korzystać ze sprawdzonych źródeł zaopatrzenia. Węgiel jeszcze przed załadunkiem na statek powinien uzyskać certyfikat, potwierdzony przez rzetelnego audytora - powiedział WP Grzegorz Onichimowski.
Ministerstwo nabiera wody w usta
Ministerstwo Klimatu i Środowiska, zapytane przez WP o certyfikaty jakości importowanego węgla, zdaje się nie zauważać problemu.
"Mając na uwadze zapotrzebowanie na węgiel opałowy, podejmowane są starania, aby importowany surowiec cechował się stosunkowo wysokim odsetkiem węgla opałowego. (...) W kwestii certyfikatów, sugerujemy zwrócić się do Ministerstwa Aktywów Państwowych" – odpisało biuro prasowe MKiŚ.
Z kolei resort aktywów państwowych nie odpisał nic, ale jeden z urzędników nieoficjalnie powiedział portalowi, że rząd "powątpiewa w autentyczność nagrania".
– Rząd przekonuje, że do Polski płyną statki z milionami ton czarnego złota, ale nie mówi o tym, że to, co do nas płynie nie jest węglem opałowym sensu stricto – powiedziała.
– Ten surowiec trzeba jeszcze zbadać pod kątem parametrów — na przykład kaloryczności, zasiarczenia i wilgotności. A także posortować. I faktycznie węgla opałowego może być w nim 20 procent. Reszta to miał węglowy gorszego sortu i de facto odpad – dodała Lenartowicz.
W efekcie z każdej tony węgla możemy uzyskać ledwie 200 kg węgla na opał, z czego zaledwie kilkadziesiąt kilogramów będzie można spalić w domowym piecu. Z kilkunastu ton surowca da się więc odsiać jedynie tonę węgla grubego.
Czytaj także:
Porty nie obsłużą dostaw
To nie wszystko — jak pisaliśmy w INNPoland, polskie porty nie są gotowe na wielkie transporty węgla. Nie mamy wystarczających możliwości rozładunkowych, nie możemy obsłużyć największych statków węglowych, a także nie mamy miejsca składowania surowca przed rozwiezieniem go po kraju.
Polska już wcześniej zgłosiła się już o pomoc do portu w łotewskiej Rydze oraz litewskiej Kłajpedzie. Tu jednak mamy inny problem – szerokie, postsowieckie tory nie pasują do naszych składów węglowych.
Ministerstwo Infrastruktury stara się obecnie o pomoc Zachodu, a konkretniej – portów w Holandii. Te mogą przyjąć największe światowe statki i przeładować surowiec do mniejszych jednostek, które popłyną już do Polski.