Jarosław Kaczyński wznowił polityczne tournée po kraju i od razu zasłynął kolejną złotą myślą. Poradził rodakom, by nie kupowali od razu 3 ton węgla. Przecież teraz mogą kupić 1,5 tony a za kilka miesięcy kolejne 1,5 tony. Osoby palące węglem zapłonęły z irytacji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jarosław Kaczyński radzi Polakom, by kupili 1,5 tony węgla, zamiast 3 ton
Drugą połowę Kaczyński radzi kupić później
Palący węglem radzą Kaczyńskiemu, by jadł posiłki co drugi dzień albo mył tylko dolne zęby
Nie wierzą też, że rząd rozwiąże problem braku węgla
- Wiemy, że kwestia ogrzewania i energetyki to dziś coś, co jest najbliższe sercom wielu Polaków – mówił Jarosław Kaczyński na partyjnym spotkaniu w Siedlcach. Dodał, że jego rząd robi wszystko, co może, by zapewnić ciepłą zimę. Okazało się też, że ma nowatorskie rozwiązanie problemu braku węgla. Zdaniem prezesa wystarczy kupić połowę teraz, a drugą połowę później.
– Zamiast 3 ton węgla niech kupią teraz 1,5, a kolejne 1,5 tony dokupią sobie za kilka miesięcy – taką radę dał osobom, które mają problemy z zaopatrzeniem w to paliwo. Kaczyński przyznał też, że obecnie jest problem z dostępnością węgla. Zapewnił też, że do końca sezonu na pewno go wystarczy. Przypomniał o kolejnych transportach płynących właśnie do Polski.
Po tym, jak Kaczyński rozwiązał problem, w mediach społecznościowych zagotowało się od irytacji. Jedni radzą Kaczyńskiemu, by zamiast całego chleba, kupował połówkę albo jadł posiłki co drugi dzień. Inni wymyślają kolejne dobre rady – jak na przykład mycie tylko dolnych zębów, co pozwoli zaoszczędzić połowę pasty. Kolejni dodają, że przecież wodę na herbatę można zagotować do 50 stopni Celsjusza a dezodorantem smarować się tylko pod jedną pachą.
Poważniejsze głosy dotyczą braku gwarancji, że za kilka miesięcy da się łatwiej kupić węgiel. Wiele osób przypomina, że minister Moskwa zapewniała, iż węgiel z polskich kopalń będzie kosztował 996 złotych. Kosztuje już ok. 1200 zł – a i tak jest wyjątkowo trudno dostępny. Kilka miesięcy temu rzecznik rządu Piotr Müller przekonywał, by nie kupować węgla latem, bo później będzie łatwiej dostępny. W rzeczywistości jest o niego coraz trudniej.
Import nie pomaga
Problem ze wspomnianymi przez Kaczyńskiego transportami węgla polega na tym, że z zagranicy sprowadzamy surowiec niskiej jakości. Nie nadaje się on do palenia w domowych piecach. Pod koniec tygodnia polski internet obiegło wideo nagrane w porcie w Świnoujściu wideo, na którym ekspert rynku energetycznego Grzegorz Onichimowski pokazuje "węgiel" z Indonezji. Zamiast surowca energetycznego, na nagraniu widać rozpadającą się w rękach papkę, tylko z kolor przypominającą węgiel.
Według eksperta, który wypowiadał się dla Wirtualnej Polski, w produkcie tym znajdują się duże ilości flotu i mułu węglowego. Po kilku dniach od zrzucenia wilgotnego flotu na hałdę można ulepić z niego dowolną bryłę. "Jesteśmy frajerami, którzy wydali 20 mld zł na sprowadzenie do Polski 17 mln ton błota" – tak sytuację skomentował lider związku zawodowego Sierpień 80 Bogusław Ziętek. Jego zdaniem dziura w systemie energetycznym sięga 4 mln ton.
Jak się okazuje, brak węgla jest problemem nie tylko dla Polaków, ale i dla obozu władzy. "Wyborcza" pisze, że w PiS pojawiają się już wzajemne oskarżenia. Zdaniem polityków z obozu premiera, za brak węgla odpowiada Jacek Sasin. Wicepremier i minister odpowiedzialny za państwowe spółki ma się nie przykładać do zakupów węgla.
Rozkaz do kupowania każdej ilości tego paliwa wydał osobiście premier Morawiecki. Niepowodzenie akcji pójdzie więc na jego konto i Sasinowi nie zależy na podejmowaniu wysiłku. Z kolei poplecznicy Sasina przypisują zaniedbania obozowi premiera.
– Najgorsze przed nami. Jeśli polegniemy na zimie, to możemy się już nie podnieść – mówi "Wyborczej" ważny polityk PiS. W rządzącej partii obawiają się "obrazków staruszek, które zamarzają z zimna".