Łukasz Mejza w rozmowie z INNPoland komentuje doniesienia o fikcyjnych szkoleniach udzielanych przez jego firmę Future Wolves, by wyłudzić unijne dotacje. – Kontrole się zakończyły, wszystko odbyło się prawidłowo – zapewnia.
Reklama.
Reklama.
Firma posła Łukasza Mejzy – Future Wolves – organizowała fikcyjne szkolenia?
Sprawdza to prokuratura. Badany jest wątek wyłudzania unijnych dotacji
Mejza w rozmowie z INNPoland komentuje doniesienia. "Wszystkie szkolenia odbyły się poprawnie" – zapewnia
Wcześniej Wirtualna Polska podała, że firma Mejzy zarobiła blisko milion złotych w bonach na szkolenia, które nawet się nie odbyły
Wirtualna Polska poinformowała, że firma Mejzy – Future Wolves – była zamieszana w rzekomy proceder wyłudzania unijnych dotacji. Śledztwo w sprawie prowadzi prokuratura.
Sam Mejza przekonuje w rozmowie z INNPoland, że zarzuty są bezpodstawne: – Oczywiście, że nie było takich sytuacji. Kontrole zostały zakończone, wszystkie szkolenia odbyły się poprawnie. Dementuję to, że otrzymałem jakikolwiek milion złotych. To największa głupota, jaką słyszałem. W całym swoim życiu dostałem może 25 tysięcy złotych dotacji.
Jednak w przypadku informacji podawanych przez Wirtualną Polskę nie ma nic o dotacjach przyznanych firmie posła Mejzy – Future Wolves, a o tym, że pieniądze z unijnych dotacji trafiały do przedsiębiorców w formie bonów. Dopiero później miały być wydane w jego firmie.
WP podaje w wątpliwość, czy szkolenia w ogóle się odbyły. Wiadomo, że śledztwo – póki co w sprawie, a nie przeciwko komuś – prowadzi Prokuratura Regionalna w Poznaniu.
"Raport urzędników pozostawia wątpliwości, czy firma Mejzy w ogóle przeprowadziła szkolenia. Wnioski pokontrolne zajęły sześć stron. Urzędnicy nie znaleźli pełnej dokumentacji szkoleń. Nie ma też dowodów na to, że przedsiębiorcy w ogóle się logowali na odpowiednie strony internetowe. Raporty dotyczące czasu, w jakim uczestnicy korzystali z platformy do nauki, są podpisane wyłącznie przez pracowników firmy Łukasza Mejzy" – czytamy w tekście Wirtualnej Polski.
Kolejna afera Mejzy
Jak wcześniej opisywał naTemat, powołując się na artykuł Wirtualnej Polski, poseł Łukasz Mejza łączony jest z nieprawidłowościami przy wypłatach środków z dotacji unijnych.
Z ustaleń Szymona Jadczaka wynika, że Urząd Marszałkowski w Zielonej Górze odzyskał już 752 tysiące złotych dotacji na szkolenia, które prowadziła firma Mejzy. Kwotę, po odwołaniu do sądu, ale nie czekając na rozstrzygnięcie, zwróciła Agencja Rozwoju Regionalnego w Zielonej Górze.
Nadal trwają starania urzędników o odzyskanie kolejnych środków. Wszystkie pochodziły z UE i były przyznawane w ramach programów "Lubuskie Bony Rozwojowe" oraz "Lubuskie Bony Szkoleniowe". Jak to działało? Biznesmeni, którzy zgłaszali się do wspomnianych programów, dostawali bony na szkolenia, a następnie realizowali je właśnie m.in. w firmie Mejzy.
Wcześniej odbył się audyt, w którym urzędnicy zakwestionowali zasadność przyznania wszystkich środków, które trafiły do firmy polityka, i zażądali ich zwrotu. Następnie pracownicy Urzędu Marszałkowskiego zawiadomili o sprawie prokuraturę ws. możliwych nieprawidłowości w przyznawaniu unijnych pieniędzy.
Wskazali też, że nie są pewni, czy szkolenia w ogóle się odbyły, bo nie znaleziono ich pełnej dokumentacji, a przedsiębiorcy, którzy mieli brać w nich udział, nie zostawili śladów po logowaniach na żadnej platformie.
Od poprzedniej afery ws. działańŁukasza Mejzy, byłego wiceministra sportu, minął już rok. Tamta dotyczyła zarabiania na nieskutecznej terapii dla ciężko lub nieuleczalnie chorych dzieci.
Choć polityk podał się do dymisji, a wcześniej zorganizował kuriozalną konferencję prasową, na którą zaprosił swojego wspólnika i wymijająco odpowiadał na zarzuty, nie wycofał się z życia publicznego.
Mejza wciąż jest posłem, choć niezrzeszonym, a w kluczowych głosowaniach popiera projekty PiS. Od czasu do czasu występuje też w Sejmie: choć najczęściej przy prawie pustej sali.
Działaniami Mejzy interesuje się prokuratura: toczą się dwa śledztwa, jedno w sprawie organizowania szkoleń za unijne pieniądze przez założoną przez niego firmę Future Wolves, a drugie w sprawie firmy medycznej, która miała wysyłać chorych na leczenie za ocean.
Choć polityk po publikacjach Wirtualnej Polski, która w serii tekstów ujawniła kulisy jego działań, zapowiadał pozwy, w ciągu ostatniego roku nie złożył ich.
W rozmowie z INNPoland Mejza próbował po raz kolejny podważyć wiarygodność autora materiałów.– Szymon Jadczak to świetny dziennikarz. Konkurować z nim mógłby tylko Hans Christian Andersen – ironizował.