3490 zł brutto od stycznia, a od lipca jeszcze 110 zł w górę i będzie już 3600 zł brutto miesięcznie. Tak kształtuje się najniższa krajowa w Polsce w 2023 roku. Cieszyłaby bardziej, gdyby za tym szła wyższa siła nabywcza pieniądza. Zdaniem ekonomistów, to tylko napędzi spiralę płacowo-cenową, a za tym – dalszą drożyznę.
Reklama.
Reklama.
Skokowy wzrost najniższej krajowej stał się faktem. Od 1 stycznia 2023 roku płaca minimalna w Polsce to 3490 zł brutto
W tym roku czeka nas jeszcze jeden wzrost o kolejnych 110 zł, do 3600 zł brutto od lipca
Zdaniem ekspertów, będzie to miało negatywne konsekwencje dla naszej gospodarki. Podniesie ceny i może zawirować rynkiem pracy
Zdecydowany wzrost najniższej krajowej równie zdecydowanie nakręca dalszą spiralę płacowo-cenową. A co za tym idzie, umocni drożyznę w Polsce, ale może też źle odbić się na rynku pracy.
Po pierwsze dlatego, że dla firm drastycznie rosną koszty pracownicze, co samo w sobie będzie miało odbicie w wyższych cenach produktów i usług. Po drugie – każdy inny pracownik, widząc, że płaca minimalna rośnie o blisko 600 zł, też będzie chciał dostać choćby taką podwyżkę.
Z najnowszego "Barometru Polskiego Rynku Pracy" Personnel Service wynika, że 53 proc. przedsiębiorców planuje w 2023 roku podwyżki. 17 proc. firm planuje je wyłącznie w związku z podniesieniem płacy minimalnej, a 22 proc. wyrówna w jakiś sposób inflację.
Ponadto 14 proc. pracodawców deklaruje, że podniesie pensje bez względu na inflację i wyższy poziom płacy minimalnej. Utrzymanie wynagrodzeń na poziomie z 2022 r. planuje 29 proc. pracodawców, a tylko 8 proc. zakłada obniżkę.
Eksperci alarmują
– W historii mieliśmy taki okres, gdzie płace były wyznaczane przez państwo. Do tego ceny energii, benzyny, gazu też były wyznaczane przez państwo – podkreślił w INNPoland dr Sławomir Dudek, ekonomista, założyciel Instytutu Finansów Publicznych.
– Kryzys naftowy w latach 70. niby nas nie dotknął, bo państwo wyznaczało płace, zamroziło ceny energii. To był PRL, i wiemy, jak to się skończyło. Po tym kryzysie PRL przetrwał tylko do końca lat 80. – dodał.
Jego zdaniem, problem jest duży, bo płaca minimalna dotyczy głównie małych i mikro przedsiębiorstw, szczególnie w małych miasteczkach. Jak wylicza, około 60-70 proc. mikro firm zatrudnia pracowników na płacy minimalnej.
– A oczywiście płaca minimalna wpływa na cały rozkład płac w danej firmie. Majster nie może zarabiać mniej niż niż jego pracownik. I taki wzrost płac w wielu firmach może wywołać silniejszą presję na koszty niż wzrost energii. W niektórych firmach energia elektryczna to jest 5 proc. kosztów, a płace to 70-80 proc. – podkreślił dr Dudek.
Zaznaczył, że może się to skończyć albo przerzuceniem tych kosztów na ceny, czyli na konsumentów – to wprost oznacza wzrost inflacji, albo redukcją etatów.
Dodał, że wzrost płacy minimalnej, szczególnie w momencie spowolnienia gospodarczego i przy silnym wzroście kosztów dla firm, może zadziałać bardzo poważnie.
– Koniec końców za to dostosowanie kosztów przez firmy zawsze płaci konsument, bo nie ma czegoś takiego, jak przerzucenie kosztów na firmę, bo firma nie dopłaca do interesu, a z założenia ma zarabiać – podsumował dr Sławomir Dudek, adiunkt SGH.
Podobnego zdania w rozmowie z INNPoland jest Oskar Sobolewski, założyciel "Debaty emerytalnej", ekspert emerytalny i rynku pracy w HRK Payroll Consulting.
– Pamiętajmy o tym, że część osób wpadnie w płacę minimalną. Jeżeli ktoś zarabiał na przykład 3300 zł brutto, to z automatu będzie zarabiał najniższą krajową. Z drugiej strony będą osoby, które będą domagały się podwyżek. Patrząc kwotowo, najniższa krajowa wzrośnie w tym roku o blisko 600 zł, więc inni pracownicy też będą chcieli dostać podwyżkę w tej wysokości – podkreślił Sobolewski.
A to w sposób oczywisty nakręca spiralę płacowo-cenową. Rosnące koszty pracy to drożejące produkty i usługi, a więc wzrost inflacji, bo wyższe ceny dotyczą konsumentów.
– Wielu pracodawców będzie musiało gdzieś tych oszczędności szukać, albo podniosą ceny. Oczywiście wzrost cen też ma swój próg, swoją granicę. Bo jeśli coś dziś kosztuje 20 zł i zdrożeje do 23 zł to większość zdecyduje się na zakup, ale jeśli ta cena wzrośnie do 40 zł to już gorzej – wskazał Oskar Sobolewski.
Z kolei dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka i wykładowczyni UW, w rozmowie z INNPoland podkreśliła, że ten próg bólu, czyli granica podnoszenia cen, dotyczy tylko niektórych branż.
– Pod tym kątem na firmy trzeba patrzeć rozłącznie. Przedsiębiorstwa dostarczające podstawową żywność specjalnie się nie muszą obawiać tego, że jest próg bólu, dlatego że tę podstawową żywność musimy kupować – podkreśliła.
Jak dodała, warto przypomnieć dane Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), mówiące o drastycznych podwyżkach choćby cen ziemniaków – wzrost o ponad 80 proc., czy pieczywa, gdzie sama tylko mąka podrożała o ok. 40 proc.
– Wyraźnie widać, że są pewne grupy towarów, w których ten wzrost będzie się utrzymywał. Z kolei taka bariera wysokości cen może pojawić przy odzieży i obuwiu. Ich producenci muszą brać to pod uwagę i nie będą mogli przenosić pełni kosztów na konsumentów – podsumowała dr Starczewska-Krzysztoszek.
Inflacja w Polsce
Jak informowaliśmy wcześniej w INNPoland, inflacja w Polsce w grudniu wyniosła 16,6 proc. – podał GUS, potwierdzając wstępny odczyt z początku miesiąca. Jednak to, że inflacja "spada" (w listopadzie 17,5 proc.), nie oznacza spadku, a dalszy wzrost cen, tylko nieco wolniejszy.
Co gorsza, eksperci wskazują, że w pierwszym kwartale tego roku czeka nas jeszcze skokowa podwyżka cen. Z kolei w całym 2022 roku inflacja wyniosła 14,4 proc. To będzie miało kilka konsekwencji. Przede wszystkim, mocniej niż zakładał rząd wzrosną świadczenia: emerytury i renty, o czym też pisaliśmy w INNPoland.
"Ceny towarów i usług konsumpcyjnych w grudniu 2022 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 16,6 proc. (przy wzroście cen towarów – o 17,6 proc. i usług – o 13,4 proc.) – podał GUS w komunikacie.
"W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,1 proc. (w tym usług – o 0,9 proc., przy spadku cen towarów – o 0,1 proc.)" – dodano.
Co nas czeka w nadchodzących tygodniach? Ekonomiści spodziewają się dalszego wzrostu cen. Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) prognozuje, że szczyt inflacji nastąpi w lutym 2023 r., kiedy CPI przekroczy 20 proc.