Jaja mocno podrożały. To przez drogie pasze i koszty energii, ale również uderzenie ptasiej grypy. W najdroższych miejscach płaci się blisko 24 złote za 10 jaj, a to nie koniec podwyżek cen.
Reklama.
Reklama.
Drożyzna nadal szaleje. Teraz mocno odbija się na jajkach
Za 10 sztuk trzeba w niektórych miejscach zapłacić nawet 23,99 zł
Winne są rosnące koszty pasz i prądu, ale też uderzenie ptasiej grypy
Ptasia grypa dziesiątkuje stada, póki co u naszych sąsiadów, ale odbicie w cenach ma to zdarzenie i u nas. Do tego stale rosnące koszty pasz i energii, a to już gotowy przepis na wzrost drożyzny. Jak podaje "Fakt", są sklepy, gdzie za 10 jaj trzeba zapłacić aż 23,99 zł.
Pisaliśmy w INNPoland o jajecznicy w kolejowym Warsie za 20 zł, ale okazuje się, że cena w cale nie jest taka przesadzona. Ceny jaj na targach i w sklepach wzrosły drastycznie.
Jeden ze sprzedawców w rozmowie z "Faktem" powiedział, że jajka podrożały o ok. 30 proc. Były po złotówce za sztukę, teraz są w cenie 1,30 zł. Jak dodał, dodatkowo podrożały również opakowania. Przez to klienci nie tylko kupują mniej, ale też szukają tańszych jaj.
Te od kur zielononóżek (mają mniejszy rozmiar i jasnokremową skorupkę) na poznańskim Rynku Jeżyckim kosztują 1,70 zł od sztuki, czyli za standardowe 10 szt. płaci się 17 zł.
To jeszcze nic, dziennik przywołuje cenę z jednego z wrocławskim sklepów, właśnie tam 10 jaj w rozmiarze L od zielononóżek kosztowały aż 23,99 zł. Tu jednak trzeba dodać, że mowa o chowie ekologicznym.
Z kolei na targowisku na warszawskim Kole wiejskie jajo od zielononóżki można dostać już za 1,10 zł, czyli 11 zł za 10 szt. Na poznańskim targowisku jaja od kur z wolnego wybiegu kosztują od 1,30 zł do 1,60 zł za sztukę.
Efekt jest taki, jak podkreślają sprzedawcy, że klienci szukają mniejszych rozmiarów jaj, bo są one tańsze. – Te droższe przez pewien czas w ogóle się nie sprzedawały – powiedziała dziennikowi jedna ze sprzedawczyń.
Jak dodała, na razie ceny się ustabilizowały, ale jej zdaniem wiosną znów będą podwyżki spowodowane wzrostem cen pszenicy i prądu. Jaj może być też mniej na naszym rynku, przez co będą droższe, a to dlatego, że przez ptasią grypę u sąsiadów, bardziej opłaca się sprzedawać jaja na eksport, bo zarobi się na tym więcej.
– Im więcej sklepów i marketów, tym gorzej dla nas – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl sprzedawczyni z "Warzywniaka u Krzysia" w Chełmie (woj. lubelskie). – Ludzi jest mniej, miasto się wyludnia, wszyscy wyjeżdżają – ubolewa.
Biznes dociskają głównie obowiązkowe należności. – Najgorsze są opłaty za ZUS. Musimy bardzo długo zarabiać na te wszystkie koszty – wskazuje nasza rozmówczyni.
Dodatkowym problemem są także bieżące rachunki. – Płaciłam 500 zł za prąd, teraz rachunek wzrósł o połowę. Zmieniamy oświetlenie, montujemy LED–y, jakoś staramy się ratować – przyznaje sprzedawczyni.
Dobrym sposobem, aby złagodzić rosnące koszty prowadzenia działalności, może być samoobsługowy warzywniak. Taki punkt pod szyldem "Stragan warzywny" działa we wsi Ustrzesz (woj. lubelskie, gm. Radzyń Podlaski) już prawie dwa lata.
Pomysł narodził sam, choć inspirację właściciele czerpali zza granicy, gdzie takie formy sprzedaży cieszą się dużą popularnością. – Postanowiliśmy spróbować. Powiesiliśmy informację, że jest to samoobsługa i wystawiliśmy skrzyneczkę na pieniądze– opowiada w rozmowie z INNPoland.pl Piotr Kwoczko, właściciel "Straganu warzywnego".
Wszystkie produkty sprzedawane w samoobsługowym sklepie to własne uprawy, pochodzące z gospodarstwa rolnego Państwa Kwoczków. Asortyment różni się w zależności od pory roku.
Rzeź małych sklepów zaczęła się już w zeszłym roku. Z najnowszych danych wywiadowni Dun & Bradstreet, przygotowanych dla "Rzeczpospolitej", wynika, że liczba sklepów spada od lat – w 2008 r. było ich około 460 tys., a obecnie jest ich o prawie 90 tys. mniej.
Jednak w ostatnich miesiącach doszło do dużego tąpnięcia. W 2022 r. zlikwidowano 4 tys. małych sklepów. Z kolei 9,5 tys. punktów zawiesiło działalność, czyli o 72 proc. więcej niż przed rokiem.