"Tusk znaczy bieda" przekonuje PiS. Czy to prawda? Partia przemilcza niewygodne dane
"Tusk znaczy bieda" przekonuje PiS. Czy to prawda? Partia przemilcza niewygodne dane Janek Skarzynski/AFP/EastNews
Reklama.
  • "Tusk znaczy bieda" – przekonuje PiS, chcąc namówić do głosowania na tę formację i jej lidera Jarosława Kaczyńskiego
  • Na stronie internetowej poświęconej porównaniom obu liderów partii czytamy o rzekomych "manipulacjach" Donalda Tuska
  • Problem w tym, że PiS nie pokazuje niewygodnych danych, a te dobre prezentuje tak, że dają lepsze wrażenie od stanu faktycznego
  • Prawo i Sprawiedliwość uderza w Donalda Tuska. Rządząca formacja uruchomiła stronę tuskznaczybieda.pl. Zgodnie z nazwą, przekonuje, że wybór Tuska oznacza biedę, a Kaczyńskiegodobrobyt.

    Tyle w teorii, a w praktyce? Autorzy strony sami posłużyli się pewnymi manipulacjami, próbując przekonać, że to Donald Tusk manipuluje i przez niego zbiedniejemy.

    Jedną z osób, które na Twitterze udostępniły tabelę porównującą czasy Tuska z czasami Kaczyńskiego, jest Bogdan Rzońca, europoseł z ramienia PiS. Politycy rządzącej partii dosłownie zasypali media społecznościowe tego typu wiadomościami.

    Manipulacje PiS

    Rząd i partia PiS słowem nie wspominają na przykład o obecnym poziomie inflacji i nie porównują jej z tą z 2014 roku. Nie ma ani zdania o wysokości stóp procentowych i wysokości rat kredytów.

    O kosztach energii elektrycznej i gazu, kosztach budowy mieszkań i domów, cenach podstawowej żywności oraz leków też nic nie znajdziemy. Słowem – podając procenty bez osadzenia ich w realiach, można zmanipulować obraz tego, co naprawdę jest biedą.

    Równie dobrze można byłoby napisać, że rządy PiS równają się wzrostowi śmiertelności. W 2014 roku zmarło 4 tys. osób więcej, niż się urodziło, w 2022 roku zmarło 143 tys. więcej, niż się urodziło.

    Takie patrzenie to po prostu manipulowanie danymi. Niektóre wynikają z koniunktury gospodarczej, rozwoju lub spowolnienia, a inne są zależne od przyjętej polityki fiskalnej i monetarnej (rządu i NBP wraz z RPP).

    Inflacja za Tuska? Zero procent

    Patrząc na dane GUS, w całym 2014 roku inflacja wyniosła... okrągłe 0 procent. Z kolei w 2022 roku osiągnęła rekordowy poziom 14,4 proc. Idąc tropem PiS, można stwierdzić, że Tusk to brak wzrostów cen, a Kaczyński to drożyzna. Byłoby to jednak nieuprawnione, zmanipulowane uproszczenie.

    W 2014 roku stopy procentowe były dużo niższe. Ta referencyjna, w oparciu o którą wylicza się raty kredytów, wynosiła 2 proc. Dziś, jak każdy kredytobiorca doskonale wie, to poziom 6,75 proc. Zatem z wyższych wynagrodzeń znika znacznie więcej pieniędzy na samą obsługę zobowiązań.

    Koszt zakupów

    Prawdą jest, że za najniższą i średnią krajową można było zakupić mniej paliwa do samochodu niż obecnie, bo ceny plasowały się powyżej 5 złotych. Schody zaczynają się jednak, gdy patrzymy na inne ceny.

    Kilogram chleba w 2014 roku kosztował średnio nieco ponad 3 zł, obecnie to już około 9 zł. Za 100 g szynki płaciliśmy około 3,50 zł, obecnie to już ponad 6 zł. Kilogram cebuli kosztował mniej niż złotówkę, kilogram ziemniaków można było dostać nawet za 50 gr.

    Litr mleka można było dostać za 1,70 zł, z kolei 500 gr osełki to był wydatek rzędu 7-8 zł. Pół kilo takiego masła dziś to już wydatek rzędu 25 zł.

    Takich przykładów można mnożyć na potęgę, jednak po co? Chodzi o to, by nie ufać we wszystko, co próbują nam wmówić politycy.

    Wzrost płac, wzrost cen. To naturalne

    Wzrost cen jest naturalny dla rozwoju gospodarki, zdrowa inflacja, na poziomie około 4 proc. jest ożywcza dla wzrostu PKB i bogacenia się społeczeństwa. Problem w tym, że jak wynika z danych, obecnie inflacja rośnie szybciej niż wynagrodzenia, a to oznacza, że biedniejemy.

    Samo PKB w 2014 roku wzrosło o 3,3 proc. W 2023 – jeśli w ogóle wzrośnie – to szacunkowo o około 1 proc. Tu znowu jest kwestia bazy, czyli PKB z roku poprzedniego, oraz fakt, że globalnie mierzymy się z wieloma problemami, również w dużej mierze niezależnymi od polityków.

    Ostatnie 8 lat, poza ciosem wywołanym wojną w Ukrainie, to czas wzrostu gospodarczego. Nie osłabiła go nawet pandemia COVID-19. Więc to naturalne, że staliśmy się mniej biedni. Wszystko uśredniając, każdy najlepiej wie, czy jego stan posiadania się poprawił, czy pogorszył.

    W roku wyborczym, politycy każdej opcji będą rzucali nam sporo kiełbasy wyborczej. Ważne, by na własny rozum wydobyć z tych informacji, co jest trikiem, a co naprawdę dobrym rozwiązaniem.

    Czytaj także: