Przestały mnie śmieszyć ogłoszenia o wynajmie czy sprzedaży mieszkanek z sedesem obok kuchenki i łóżkiem na balkonie. Śmieszne to by było, gdyby takie ogłoszenie było jedno. A jest ich coraz więcej i szybko znikają z portali. Czyli są ludzie, dla których patokawalerki są poszukiwanymi lokalami. A to już śmieszne nie jest.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Był moment, gdy zaczęliśmy się nabijać z pomysłów patodeweloperów i patowynajmujących. Toaleta w salonie? Prysznic obok kuchenki? Powierzchnia urągająca zasadom przyzwoitości? Łóżko wiszące pod sufitem? No kto to widział.
A teraz? Takie ogłoszenia ciągle się pojawiają. I nikogo tak naprawdę to nie rusza. Pośmiejemy się, ponarzekamy na "landlorda", cwanego flippera i wracamy do swoich zajęć. A ogłoszenia o wynajmie pokoju na zabudowanym balkonie, pokoju bez okien albo 9-metrowej "kawalerki" wcale nie znikają. Ba, jest ich ciągle dużo. Musimy też zdawać sobie sprawę z tego, że widzimy tylko wierzchołek góry lodowej.
Śmiejemy się z tych ogłoszeń, które widzimy. Ile znika z portali, zanim ktoś je odkryje po to, by sobie porechotać? Ile z nich nie jest publicznie dostępnych? Ile takich lokali znajduje najemców, zanim zdąży się o nich dowiedzieć szersze grono? Nie wiemy.
Ile osób patrzy na ogłoszenie, z którego nabija się pół Polski i myśli sobie "Nie jest źle, mieszkałbym / mieszkałabym"? Mnóstwo. Ostatnio wyczytałem, że w piwnicy jednego z bloków na Ursynowie mieszka pan dozorca z żoną i malutką córeczką. Do tej pory się nie ujawniali, bo bali się, że ich ktoś wyrzuci. Nie w mikrokawalerce, w piwnicy. Gdzie inni trzymają ziemniaki, opony, przetwory i stare rzeczy, których żal wyrzucić.
Problem narasta
Pamiętacie paradoks Kubusia Puchatka? Im bardziej starał się znaleźć prosiaczka, tym bardziej go nie było. U nas z mieszkaniami jest tak samo. Im bardziej staramy się je budować, tym problem mieszkaniowy staje się głębszy.
Nie, pomysłu budowania mikrokawalerek albo dzielenia dużego mieszkania na klitki nie da się obronić i nie zamierzam tego robić. Ale... Mamy problem, czyli brak mieszkań i wysokie ceny. Ktoś postanowił znaleźć częściowe rozwiązanie tej kwestii. Jest popyt, jest i podaż.
Dla wielu ludzi mieszkanie w jakimś mikrolokalu to nie problem. To wręcz zaleta, bo nie muszą za to płacić mnóstwa monet, a zarobki mnóstwa Polaków szorują po dnie. Te mikromieszkanka z prysznicem w kuchni albo toaletą obok drzwi wejściowych znikają z serwisów ogłoszeniowych. To znaczy, że ktoś je wynajmuje.
Są tanie, często są położone w całkiem niezłej okolicy. I my się śmiejemy, ale ludzie tak mieszkają. Po kilkoro w jednym mieszkaniu, z lokatorem zajmującym zabudowany balkon. Na powierzchni, na której funkcję dywanu spełni dywanik łazienkowy.
To wszystko przypomina chów klatkowy. Z tą różnicą, że kury wychodzą z niego tylko w jeden sposób. Sam znam wiele osób, które mieszkają razem ze znajomymi, wynajmują pokoje. Bo tak jest taniej. Co prawda z kimś, ale i tak lepiej niż z rodzicami. Powierzchnia jak w więzieniu, ale przynajmniej ma się trochę wolności, bo można wyjść i nie stracić głowy, jak kura.
Polska zawiodła
Nie chciałbym jednak, by to nam przesłoniło wady całego naszego systemu mieszkaniowego. W sumie to nie wiem, czy można w ogóle pisać o systemie. To twór, nad którym nikt nie panuje. Kiedy próbowało to zrobić państwo, skończyło się jeszcze większą porażką. Pisaliśmy już o tym, że program Mieszkanie Plus okazał się modelową definicją patodeweloperki.
Mieszkańcy zbudowanych w jego ramach osiedli donoszą, że obecnie można już zgłosić się do wykupu mieszkań. Lokale, których wartość podczas wynajmu oszacowano na prawie 550 tysięcy złotych, można wykupić za... prawie 1,5 miliona złotych.
Widać wyraźnie, że chyba żaden rząd nie poradził sobie z problemem braku mieszkań. Wiele próbowało, wszyscy polegli. Nie ma się więc teraz co dziwić, że deweloperzy i "landlordzi" wykrawają jakieś mikrolokale. Bo często jest to jedyne, na co może być stać potencjalnego nabywcę lub najemcę.
Oczywiście to nie jest tak, że każde małe mieszkanie jest złe. Złe jest to, że mnóstwo z nas nie ma szans na normalne lokum. Normalne, czyli takie, w którym da się wygodnie żyć, a nie tylko nocować.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Wiecie, że na rynku można bez problemu znaleźć kilkumetrowe "kawalerki"? Rekordowo mała powierzchnia, jaką udało nam się wyszukać to 2,5 metra kwadratowego, z łóżkiem nad biurkiem. Ale są i lokale 6, 7 czy 9-metrowe. Zgodnie z prawem nie można ich nazwać mieszkaniami, nie da się tam więc na przykład zameldować. Ale da się to kupić i mieszkać, można komuś wynająć. Jednocześnie zgodnie z prawem nie wolno trzymać świni w kojcu mniejszym niż 6 metrów kwadratowych. Człowieka można.