Choć problem z ukraińskim zbożem nie został rozwiązany, to przedsiębiorcy alarmują, że zaraz pojawi się kolejny – z ukraińskim drobiem. Tamtejsi producenci nie muszą przestrzegać unijnych norm, więc produkcja jest tańsza. Z kolei polscy przedstawiciele rynku drobiu obawiają się zawirowań cenowych i kompletnego załamania rynku.
Reklama.
Reklama.
Ukraiński drób zalewa UE
Najpierw zboże, teraz drób. Organizacja AVEC, która reprezentuje unijne drobiarstwa, wylicza, że w ciągu pierwszych ośmiu tygodni 2023 r. z Ukrainy do Unii Europejskiej (UE) sprowadzono 32,3 tys. ton mięsa drobiowego. To aż o 94 proc. więcej w skali roku.
Przedsiębiorcy czują się poszkodowani, ponieważ ich zdaniem są stosowane podwójne standardy.
– W czerwcu Unia Europejska zniosła kontyngenty na mięso i jaja z Ukrainy. W efekcie nasz rynek został dosłownie zalany mięsem drobiowym i jajami produkowanym za naszą wschodnią granicą. Problem w tym, że tamtejsi producenci nie muszą przestrzegać norm jakościowych i dobrostanu zwierząt nałożonych na producentów unijnych – tłumaczy w rozmowie z money.pl Paweł Podstawka, prezes Krajowej Federacji Hodowców Drobiu i Producentów Jaj.
Jego zdaniem tamtejsi przedsiębiorcy mogą produkować żywność po zdecydowanie niższych kosztach.
Jednym z przykładów działań ukraińskich firm jest koncern zarejestrowany na Cyprze, który wprowadził do UE 163 tys. ton drobiu. Przed liberalizacją przepisów kontyngent wynosił 90 tys. ton rocznie. Dariusz Goszczyński, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa–Izby Gospodarczej, uważa, że to "to strasznie rozregulowało rynek mięsa drobiowego".
Problem nie tylko dla Polski. Rosną obawy o ceny
W odróżnieniu od zboża, które zalewa tylko Polskę, z nadmiernym importem drobiu zmagają się też inne państwa m.in. Węgry, Niemcy, Francja, Holandia czy Hiszpania. W ocenie przedstawicieli branży zbliża się poważny kryzys, jeśli Komisja Europejska (KE) nie zareaguje.
– Wystarczy przeanalizować ceny, po jakich oferowany jest drób z Ukrainy. Apelowaliśmy o nieprzedłużanie zawieszenia kontyngentów, dopóki warunki jakościowe wynikające z przepisów UE nie zostaną spełnione przez stronę ukraińską – przekonuje Goszczyński.
Jednym z rozwiązań mogłoby być przekazanie drobiu np. do państw Afryki. Goszczyński podkreśla, że "nie ma nic przeciwko pomaganiu Ukrainie", ale polscy producenci chcą też zadbać o własne bezpieczeństwo.
Ich największą obawą są zawirowania cenowe. Jeden z przedstawicieli rynku drobiu, z którym rozmawiał money.pl, wskazuje, że jeszcze w kwietniu może dojść do radykalnego spadku cen hurtowych. Po świętach spadnie popyt, więc rynek może zostać naprawdę zalany produktami z Ukrainy, a to będzie miało przełożenie naceny.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Rząd zwiększa kontrole i zmienia ministra
12 organizacji z całej Polski podpisało się pod apelem o przywrócenie ceł i kontyngentów na import z Ukrainy. Pismo trafiło do wiceministra rolnictwa i rozwoju wsi Janusza Kowalskiego.
Głos w tej sprawie zabrał rzecznik rządu Piotr Müller, który podczas konferencji prasowej zapewnił, że kontrole towarów będą przeprowadzane dokładniej i częściej. – Chodzi o kontrole fitosanitarne różnego rodzaju, również w zakresie drobiu, ale też innych towarów rolno–spożywczych. Bo faktycznie dochodzą takie sygnały, że niektóre z nich mogą nie spełniać norm – tłumaczył.
Tym, i innymi problemami, które trapią polskich przedsiębiorców rolnych, zajmie się już nowy minister rolnictwa i rozwoju wsi. Po tym jak do dymisji podał się Henryk Kowalczykszefem resortu został Robert Telus. Niedługo po objęciu stanowiska zapewnił, że "każdy transport, który wjeżdża do Polski np. mięsa drobiowego czy jaj, będzie badany".