Jedni walą w drugich, drudzy w pierwszych, obrywają przede wszystkim porządni kierowcy i porządni rowerzyści. Zaczyna się sezon rowerowy, wraz z nim nowych kolorów nabierze odwieczna walka kierowców z rowerzystami. Festiwal nienawiści z ofiarami śmiertelnymi w tle. Ale jeszcze trochę, a Polska stanie się drugą Holandią, na złość konserwatywnym zmotoryzowanym.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rowerzysta jedzie ścieżką rowerową wzdłuż ulicy, skręcający w prawo dostawczak blokuje mu przejazd i wymusza pierwszeństwo.
W Polsce prawo jazdy mają 22 miliony osób. Każdy, kto takowe posiada i jednocześnie uważa, że kierowca dostawczaka miał pierwszeństwo, powinien udać się na najbliższy komisariat policji i na oczach dyżurnego pociąć je na kawałki.
Takie sytuacje zdarzają się w Polsce pewnie tysiące razy na dobę. I przez ostatnie ileś lat nie nauczyliśmy się jakoś sobie z tym radzić. Mamy niedouczonych kierowców twierdzących, że rowerzysta nie ma prawa jechać ulicą czy drogą. Niech spada na pobocze czy chodnik.
Drodzy kierowcy, rowerzysta ma takie samo prawo jechać drogą asfaltową, jak wy. No chyba że obok ma ścieżkę rowerową. Jeśli jej nie ma, musi jechać ulicą, bo chodnikiem wolno mu się poruszać tylko w wyjątkowych sytuacjach.
O przypadku wymuszania pierwszeństwa (jak na tym słynnym filmie) już nawet nie chce mi się wspominać. A ileż razy czytałem, że pieszy czy rowerzysta to powinni uważać, bo auto się w miejscu nie zatrzyma. Przecież jest cięższe, a cmentarze są pełne tych, co mieli pierwszeństwo i tak dalej.
Kierowco, jeśli jedziesz w terenie zabudowanym, na przejście wchodzi pieszy, a ty nie zdążysz się przed nim zatrzymać, to znaczy jedno: jedziesz za szybko. Tyle w temacie. A gdyby zastosować argument o ciężarze, wszędzie pierwsze przejeżdżałyby TIR-y.
Czasem brakuje też zwykłego zrozumienia. Teoretycznie rowerzysta ma obowiązek jechać jak najbliżej prawej krawędzi jezdni. Ale to w praktyce często jest niemożliwe. Prawa krawędź to zwykle najbardziej popsuta część drogi, pełna pęknięć, dziur, studzienek kanalizacyjnych. Nikt o zdrowych zmysłach nie pojedzie 10 cm od pobocza, bo to zwyczajnie niebezpieczne.
Rowerzyści nie są lepsi. Na porządku dziennym jest przejeżdżanie na czerwonym. Sam ostatnio omal nie zdjąłem z roweru dostawcy jedzenia, który nawet nie zwolnił przed przejazdem i przemknął mi przed maską.
Niedawno widziałem, jak dziewczyna na rowerze wyposażonym w koszyk przejeżdżała przez obszar przystanku autobusowego. Prawie potrąciła jakąś kobietę, ochrzaniła ją i pojechała dalej. Nie zareagowałem, bo kompletnie mnie zatkało.
Rower to oszczędności i zdrowie!
Dobra, Bagiński, po co ty to wszystko piszesz? Zajmij się swoją gospodarką, ekonomią i podobnymi rzeczami. Ha, w tym są pieniądze. I to spore. Jestem szczęściarzem, bo do pracy mam zaledwie 6 km. Mogę jechać do niej samochodem.
Ta przejażdżka w obie strony trwa ok. 40-50 minut, jeśli nie trafię na korek. Plus szukanie miejsca do zaparkowania. Koszt? Spalę pewnie jakiś litr paliwa za ok. 7 złotych. Autobus i spacer to jakaś godzina w obie strony i 6,80 zł za dwa 20-minutowe bilety. Rower to jakieś 40 minut jazdy, koszt ZERO złotych.
Gdybym liczył koszt roweru lub jego amortyzacji, musiałbym to samo kalkulować dla samochodu. Na rowerze nie poczytam, nie sprawdzę wiadomości, tak samo jak w samochodzie. Ale za to rozruszam stare gnaty, łyknę trochę tlenu, słowem – zyskam nieco zdrowia. A z każdym kilometrem zyskuję coraz więcej pieniędzy.
Gdybym musiał dojeżdżać do pracy codziennie, w skali miesiąca samochód kosztowałby mnie jakieś 140 złotych, zbiorkom stówę (opłaca się kupić bilet miesięczny), rower – ciągle zero. Plus dla zdrowia.
Rowery lubimy, ale nie jako środek transportu
Strasznie irytuje mnie tradycyjna już u nas walka samochodziarzy z rowerzystami. Jedni i drudzy mają sporo za uszami. A rower to samo zdrowie. Rowery w Polsce mają wspaniałą tradycję. Promowali je Bolesław Prus i Henryk Sienkiewicz, pewna znana chemiczka Skłodowska-Curie nawet w podróż ze świeżo zaślubionym mężem Piotrem wybrała się rowerem.
Jestem facetem, który jeździ i samochodem, i rowerem. A jak trzeba to i zbiorkomem. Kiedy jadę rowerem, zwracam uwagę na to, by nie zaskoczyć jakiegoś kierowcy nieprzemyślanym manewrem. W aucie staram się maksymalnie ułatwić życie rowerzystom – robię im dużo miejsca, przepuszczam, dwa razy sprawdzam, czy żaden nie jedzie ścieżką, którą przecinam.
Fascynuje mnie w ogóle gigantyczny rozdźwięk pomiędzy opiniami tysięcy kierowców, pomstujących na rowerzystów z danymi dotyczącymi liczby tych drugich. Z badania przeprowadzonego przez Ipsos wynika, że aż 82 proc. dorosłych Polaków deklaruje, że umie jeździć na rowerze. Jednocześnie Polska, razem ze Szwecją i Holandią, jest w grupie krajów, gdzie mieszkańcy najczęściej posiadają własne rowery.
Średnio na świecie 42 proc. osób posiada własne dwa kółka, podczas gdy w Polsce - 69 proc., w Holandii - 72 proc., a w Szwecji - 68 proc. Jednocześnie 18 proc. Polaków postrzega rower jako swój główny środek transportu. W Holandii ten odsetek wynosi aż 45 proc., wysoko są Chiny (33 proc.) i Japonia (27 proc.). W Polsce takich osób jest 18 proc., co – jak się okazuje – i tak jest wynikiem wyższym niż średnia na świecie.
Z tych danych wynika, że w Polsce postrzegamy rowery jako sprzęt typowo rekreacyjny. Rzadko są dla nas środkiem transportu. Przecież zatwardziały samochodziarz nie pojedzie rowerem do pracy, nie wypada. No i się spoci, będzie śmierdział i głupio wyglądał.
Czyżby miliony Holendrów, Duńczyków i przedstawicieli wielu innych nacji nauczyły się nie pocić podczas jazdy? Nie, po prostu jeżdżą spokojnie, bez pośpiechu. Płynnie, bezpiecznie. Może też byśmy tak spróbowali?
Warto nadmienić, że rower to stosunkowo bezpieczny środek transportu. W zeszłym roku w wypadkach na polskich drogach zginęły 1883 osoby. Może to zabrzmi koszmarnie, ale w sumie to pozytywna wiadomość, bo po raz pierwszy w historii zeszliśmy poniżej 2000 ofiar śmiertelnych.
Rowerzyści w 2022 roku uczestniczyli w 3685 wypadkach, zginęło 170 osób na rowerach. Z tego rowerzyści spowodowali 1304 wypadki, w których zginęły 72 osoby. Częściej są ofiarami, niż sprawcami. Najgorsze jest to, że większość zdarzeń miała miejsce w obszarze zabudowanym. Najbardziej niebezpieczne były czerwiec i lipiec – miesiące z ładną pogodą, dobrą widocznością etc.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
W sumie te wszystkie dane pokazują, że prawdopodobnie jesteśmy u skraju małej transportowej rewolucji. I to nie tylko w dużych miastach, gdzie regularnie poprawia się infrastruktura rowerowa. W małych rower często bywa o wiele ważniejszym środkiem transportu. Jeśli ta mała rewolucja się uda, ku złości pewnej części kierowców, odniesiemy jako kraj spory sukces. Będziemy zdrowsi i bogatsi.