Telefony, tablety, odkurzacze, roboty sprzątające, a nawet... gramofon. To tylko skrawek z listy sprzętów kupowanych przez posłanki i posłów jako wyposażenie biur. Na koniec kadencji muszą się z tego rozliczyć, ale mogą też odkupić ten sprzęt. Najpewniej dużo poniżej ceny. Kancelaria Sejmu tłumaczy, że "nie tylko posłowie" tak mogą.
Reklama.
Reklama.
Jeden z przywilejów posłanek i posłów, wprowadzony w tej kadencji Sejmu po raz pierwszy, to możliwość odkupienia sprzętów zakupionych za pieniądze podatników do ich biur poselskich.
Z racji, że koniec kadencji tuż-tuż, wielkimi krokami nadchodzi też czas rozliczenia się z tego, co zostało zakupione. Ryczałt na prowadzenie biura poselskiego wynosi 19 tysięcy złotych miesięcznie.
Za tę kwotę należy dokonać wszelkich opłat – rachunków, czynszów, pensji pracowników. Jednak górka, która zostaje, często przeznaczana jest na różnorakie sprzęty elektroniczne. Są to telefony i tablety, co zrozumiałe do pracy, ale pojawiają się też odkurzacze, roboty sprzątające czy nawet gramofon.
Czytaj także:
Co kupują parlamentarzyści?
Jak podaje "Fakt", niektórzy posłowie nie oszczędzają. Np. Kinga Gajewska z KO kupiła robot sprzątający Roborock S5 biały za 2,1 tys. zł.
Z kolei minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w jedyne, w co wyposażył swoje biuro, to dwa telefony – iPhone 11 i 13, każdy za ponad 5 tys. zł. Minister sportu Kamil Bortniczuk z PiS kupił do swojego biura tablet graficzny Remarkable 2 za 2749 zł.
Jednak bardziej rozrzutna była posłanka PiS Dominika Chorosińska. Kupiła do biura m.in. gimbal Dji Osmo Mobile 4 SE (do kręcenia filmów telefonem) za 664 zł. Do tego komputer Apple MacBook za 4,7 tys. zł oraz iPhone za 4 tys. zł.
Dziwnym zakupem, bo mowa tu jednak o "niezbędnym sprzęcie", może pochwalić się Klaudia Jachira z KO. Wyposażyła biuro m.in. w gramofon za 248 zł.
To tylko niewielka część. Każda posłanka i każdy poseł kupują i wyposażają swoje biura w przeróżne sprzęty. Choć kupili je za nasze pieniądze, czyli podatników, to na koniec kadencji będą mogli stać się ich właścicielami.
Czytaj także:
Możliwość odkupienia. Na jakich zasadach? Kto to wyceni?
Jak zaznaczono w zarządzeniu szefowej Kancelarii Sejmu: "poseł na Sejm IX kadencji, w związku z jej zakończeniem, może kupić składniki majątkowe, przekazane posłowi przez Kancelarię Sejmu lub kupione przez posła ze środków finansowych przeznaczonych na prowadzenie biura poselskiego (ryczałtu)".
Sprzęty te muszą być "używane w biurze poselskim posła co najmniej przez rok". Odkupione będą mogły zostać "na podstawie decyzji Szefa Kancelarii Sejmu, po złożeniu przez posła w Biurze Obsługi Posłów wniosku w tej sprawie wraz z wykazem składników, których kupnem jest zainteresowany".
Czas na to, by zgłosić się po odkupienie sprzętu parlamentarzyści mają do 31 lipca 2023 roku. Wyceny dokonywać będzie specjalnakomisja, która na podstawie stanu technicznego i zużycia, określi jego wartość.
Kancelaria Sejmu zareagowała na tekst "Faktu" i opublikowała oświadczenie, iż "w materiale znalazł się szereg informacji nieścisłych, wymagających sprostowania". Tłumaczy, że z artykułu wynika "że autorem opisanych w artykule rozwiązań jest Rada Ministrów, a nie Szef Kancelarii Sejmu i że nie są to przepisy, z których mogą korzystać wyłącznie posłowie, ale także senatorowie oraz wszyscy pracownicy administracji publicznej, a także żołnierze i funkcjonariusze służb publicznych".
"Zasady wykupu przedmiotów oznaczają, że jest to operacja neutralna finansowo dla Kancelarii Sejmu – na rachunek Kancelarii Sejmu musi bowiem wpłynąć równowartość wartości rynkowej sprzedawanego przedmiotu. W konsekwencji Kancelaria Sejmu, a szerzej Skarb Państwa i podatnicy, nie są na całej procedurze w żaden sposób stratni" – dodaje Kancelaria Sejmu.
Parlamentarzyści mogą otrzymać do 30 tys. złotych na remont domu albo 40 tys. na kupno mieszkania. Warunki, na których pożyczki te są udzielane, mogą jednak przyprawić o atak zazdrości: oprocentowane wynosi zaledwie 1 proc. przy rocznej lub 2 proc. przy dwuletniej umowie.
Czytaj także:
Przypomnijmy, w kwietniu br. inflacja w Polsce wyniosła 14,7 proc. Nie trzeba być osobą szczególnie biegłą w sztuce matematyki, żeby spostrzec, że odsetki nie mają najmniejszej szansy na to, żeby dorównać inflacji. W praktyce więc Sejm "dopłaca" posłom.
Jedną z osób, które skorzystały z takiej możliwości, był Michał Dworczyk, który w czerwcu 2020 roku wziął pożyczkę w wysokości 30 tys. zł, jak również minister edukacji Przemysław Czarnek, który otrzymał z Sejmu 40 tys. zł. Z drugiej strony sceny politycznej pożyczki zaciągnęli Piotr Borys, Jerzy Borowczak czy Klaudia Jachira z Koalicji Obywatelskiej.
Okazyjne pożyczki są popularne wśród parlamentarzystów: w tej kadencji Sejm wypłacił już ponad 9,6 mln zł pożyczek w ramach291 umów.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl