Ostatnie ruchy rządu są zaskoczeniem nawet dla jego macierzystej partii. Jeszcze kilka dni temu politycy PiS chóralnie twierdzili, że budżet nie jest z gumy. Teraz nagle znalazły się pieniądze m.in. dla budżetówki. Ale to rodzi kolejny problem, bo jej pracownicy nie dostaną wyczekiwanej podwyżki, lecz "jednorazowy dodatek". PiS sypnie więc kasą, ale i tak za to... obrywa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pierwszym zaskoczeniem długiego weekendu było zwołanie dodatkowego posiedzenia rządu. Drugim to, co na nim ustalono. Rząd przyjął projekt nowelizacji budżetu na 2023 rok i zwiększył deficyt budżetowy o 24 mld zł.
Ogłosił też, że inflacja będzie wyższa, niż przewidywano; sięgnie nie 9,8 proc., ale 12 proc. PKB zaś wzrośnie natomiast nie o 1,7 proc., ale ledwie o 0,9 proc. Cała sytuacja budzi zdumienie. Dlaczego?
Bo kilka tygodni temu nie było chyba polityka PiS, który by nie wieszał psów na propozycji Donalda Tuska. Lider PO stwierdził, że zwaloryzowane do 800 zł świadczenie 500+ powinno być wypłacane natychmiast (od czerwca), a nie dopiero od przyszłego roku. Szef PiS, Jarosław Kaczyński, utyskiwał, że to niepoważne, bo budżet nie jest z gumy i tak się przecież nie da.
A jednak się dało. Co prawda nie z 800+, ale ze znalezieniem pieniędzy dla budżetówki. Co prawda nie podwyżek, których budżetówka wyczekiwała, ale "jednorazowej nagrody". Czyli czegoś w stylu dodatkowej emerytury, której wypłacenie jest w całości zależne od dobrej woli rządzących.
Zachęcamy do subskrybowania nowego kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ. A wkrótce jeszcze więcej świeżynek ze świata biznesu, finansów i technologii. Stay tuned!
Porozumienie podpisane przez rząd i "Solidarność" zakłada m.in. wypłatę 1125 zł nagrody dla nauczycieli z okazji 250. rocznicy utworzenia Komisji Edukacji Narodowej, czy dodatki dla pracowników sfery budżetowej. Dodatki mają trafić również do sędziów, w tym ze skłóconego Trybunału Konstytucyjnego.
– Z głębokim rozczarowaniem i niesmakiem przyjęliśmy wspólne ustalenia premiera, Mateusza Morawieckiego i lidera Solidarności, Piotra Dudy. Hucznie obchodzone porozumienie, które miało być punktem zwrotnym dla setek tysięcy polskich pracowników, okazało się mizerną pokazówką na cześć PiS-owskiego rządu – mówi Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa.
Przypomina, że w 2022 roku fundusz płac w sferze budżetowej wzrósł o zaledwie 4,4 proc., a w roku bieżącym o 7,8 proc., zaś stopa inflacji w ciągu ostatnich dwóch lat wyniosła około 30 proc. "Oznacza to, że nastąpił radykalny, od lat niespotykany, spadek realnych wynagrodzeń dla pracowników sektora publicznego" – dodaje Szumlewicz.
Co "wynegocjowała" Solidarność? Zamiast podniesienia wynagrodzeń zasadniczych będzie jednorazowa nagroda dla pracowników, na którą rząd przeznaczy 906 mln zł. Biorąc pod uwagę, że w sferze budżetowej pracuje ponad 500 tys. pracowników, wydaje się, że rząd chce tuż przed wyborami jednorazowo wypłacić budżetówce po około 1000 zł.
– Nie będzie więc żadnej waloryzacji, budżetówka nadal będzie głodować, tylko partia rządząca spróbuje kupić sobie poparcie pracowników tuż przed wyborami. Taka strategia wpisuje się w całą politykę rządu Mateusza Morawieckiego. Nie ma żadnych całościowych systemowych rozwiązań na rzecz poprawy funkcjonowania państwa i poprawy jakości usług publicznych. Są tylko jednorazowe prezenty, których liczba rośnie tuż przed wyborami – narzeka Szumlewicz.
Skąd ta zmiana w budżecie?
Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że zmiana budżetowa zaskoczyła nawet posłów PiS. Rząd zdecydował się na taki ruch po środowej konferencji Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego z przewodniczącym NSZZ "Solidarność" Piotrem Dudą. Zdaniem opozycji to jedynie przedwyborcza zagrywka.
– To rozpaczliwe ruchy partii, która wie, że przegra wybory. Jarosław Kaczyński jest w stanie obiecać słonia w karafce, żeby wygrać wybory. Ale nawet słoń w karafce mu nie pomoże – mówi WP posłanka Koalicji Obywatelskiej Izabela Leszczyna.
Profesor Rafał Chwedoruk w rozmowie z WP mówi, że to próba wyjścia z defensywy i odpowiedzi na cykl wydarzeń, których symbolem stał się marsz 4 czerwca. Dodaje, że PiS jest partią skazaną na składanie tego typu obietnic. Ale teraz stara strategia partii Kaczyńskiego może się nie sprawdzić.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
– Żadna z proponowanych reform nie jest propozycją strukturalną, taką jak obniżenie wieku emerytalnego czy likwidacja gimnazjów. To wylewanie kubła wody na palący się las. To podważa sprawczość PiS-u i sprawia, że może być identyfikowana jako władza miotająca się, która nie potrafi rozwiązywać kryzysów – mówi WP prof. Chwedoruk.