– Polska jest piękna, ale ta partia, która teraz w Polsce rządzi, nie pomaga w ogóle nawet swojemu obywatelowi. Nas tak naprawdę nienawidzą – mówi Ibrahim. Oddajemy głos tym, którzy stali się przedmiotem wojny politycznej w Polsce. Kim są imigranci, którzy pracują w Warszawie?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Nas tak naprawdę nienawidzą – twierdzi Ibrahim. Mówi o władzach, przedstawicielach partii rządzącej. Tych, którzy po raz kolejny potraktowali migrantów jako przedmiot wyborczej wojny. To uprzedmiotowienie ludzi na potrzeby kampanii jest niegodne. Każdy z przyjezdnych posiada bowiem własną podmiotowość. Dlatego w INNPoland wsłuchujemy się w ich głos. Co mają do powiedzenia o Polsce?
Media mówią o rządowej schizofrenii na temat migrantów. PiS w swojej kampanii wyborczej stawia na walkę z unijnym rozporządzeniem o przymusowej relokacji migrantów, a niedawno prezes Jarosław Kaczyńskipoinformował o wycofaniu projektu rozporządzenia MSWiA mającego na celu ułatwienie uzyskiwania wiz dla imigrantów m.in. z Azji.
Projektu, który w swoim spocie wykorzystał Donald Tusk, by wypunktować politykę i zachowania rządu wobec tych grup migrantów, w tym sianie niepokojów.
Zachęcamy do subskrybowania nowego kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ. A wkrótce jeszcze więcej świeżynek ze świata biznesu, finansów i technologii. Stay tuned!
Rozmawiam w Warszawie z ludźmi z krajów, z których część byłaby objęta tym projektem. Wypowiadali się o nim z nadzieją. Walki o swoje wizy nie wspominają dobrze. W czasie, kiedy pracowałem nad reportażem, nie było jeszcze wiadomości o odłożeniu projektu rozporządzenia, które prezes PiS określił "urzędniczą inicjatywą, która była zdecydowanym błędem".
Wielu obcokrajowców pracuje w usługach transportu na żądanie, ale to także kucharze w restauracjach, studenci czy pracownicy korporacji. Teraz są narzędziem w walce przedwyborczej, a sami często nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Jakie mają zdanie o naszym kraju?
Akbar - chłopak od dostaw
Około dwudziestoletni Akbar z Kazachstanu jest w Polsce od sześciu miesięcy. Dopiero zaczął pracę i studia. Mieszka z rodziną. Dowozi jedzenie, aby opłacić edukację. Wybrał taką formę pracy z powodu możliwych zarobków, ale i bariery językowej, którą znosi interfejs aplikacji dostępnej w znajomych mu językach. To młody i uśmiechnięty człowiek.
– Praca opłaca mi naukę i apartament – mówi.
W pracy jeździ skuterem. Jak wielu mu podobnych, pracuje średnio dziesięć godzin dziennie. Najtrudniejsze są godziny między dwunastą a szesnastą. W porze obiadowej roi się od zamówień. Rzeczywiście, o tej porze ciężko było mi złapać chłopaków na ulicach Śródmieścia. Zabiegani, z oczami skupionymi na ekranie z nawigacją. Ci, których poznałem, korzystali z chwili wytchnienia w cieniu. Na słońcu było prawie 30 stopni Celsjusza. Akbar nie skarżył się jednak ani przez chwilę i uśmiech nie schodził mu z twarzy.
– Jest mi [w Polsce – red.] komfortowo – przyznaje Akbar. – Są tu dobrzy ludzie – twierdzi.
Z dostawcami rozmawiałem, jeszcze nim ogłoszono wycofanie projektu MSW. Kiedy Akbar usłyszał o programie wizowym, ucieszył się. Z powodu bariery językowej nie mogłem mu wyjaśnić szczegółów, ale nie było to konieczne. Wystarczyło mu, że usłyszał słowa "easy" i "visa".
Ruzimat - zmęczony czekaniem
Ruzimat przyjechał z Uzbekistanu, również jest po dwudziestce. Podobnie jak Akbar, nie narzeka na pracę dostawcy i warunki w Polsce. Prawie. Zwrócił mi uwagę, że trudno u nas o otrzymanie wizy. Również ma plany, by pozostać w kraju, ale nie może doprosić się o kartę stałego pobytu.
O tym, że czeka na nią już pół roku, powiedział z dużym zmęczeniem w głosie. I nie było temu winne prażące słońce. W kraju jest już dwa lata, więc kończy mu się zezwolenie na pobyt czasowy. Czemu w ogóle się stara? Ten sam, zrozumiały i prozaiczny powód: pieniądze. Na swoim skuterze siedzi dumnie.
Dostawcy, z którymi rozmawiałem, nie skarżyli się na kontakty z moimi rodakami. Wiadomo, trudni klienci się zdarzają, ale nigdy nie czuli się niechciani. Wśród kolegów na rowerach czy skuterach mają też Polaków i Ukraińców.
Trzeci dostawca, który nie zdradził swojego imienia, wspominał, że w Polsce łatwo dostać pracę, łatwiej niż na zachodzie. Tak samo z wizami. Jest w podobnym wieku co pozostali, ale przyznaje, że nie studiuje. Rozmowa jest trudna ze względu na jego brak znajomości polskiego i angielskiego. Pracuje w stałych godzinach, od dziesiątej do osiemnastej. Zastałem go, kiedy czekał na poranne zlecenia. Nie mógł mi poświęcić wiele czasu.
Gdy pytałem chłopaków, co sądzą o tym, co mówią o nich politycy prawicy, tylko wytrzeszczali oczy. O tym, co mówi premier Mateusz Morawiecki (np. w jednej wypowiedzi zestawiając migrantów z organizacjami przemytniczymi), usłyszeli po raz pierwszy. Polityką w naszym kraju się nie interesują, też dlatego, że nie mają czasu jej śledzić. Szczególnie z barierami językowymi.
Byli zdziwieni, że ktoś może ich używać jako straszaka i to w wyborach. Jeżdżą z jedzeniem, na przerwach grają w gry, oglądają filmy, po pracy się uczą. Komu zagrażają?
Czytaj także:
Suriyanarayanan - realista
Mężczyzna o długim imieniu pochodzi z Indii, w Polsce mieszka cztery miesiące. Ma dwadzieścia sześć lat, zaczął studia i pracuje również przy dostawach. Chciałby zostać przynajmniej trzy lata, aby skończyć edukację, wrócić do ojczyzny i ściągnąć tutaj rodzinę. Co sądzi o zdaniu rządu o imigrantach?
– Nie czuję żadnego ataku. Może jeszcze się to zmieni, jestem tu tylko cztery miesiące. Jestem nowy, ale problemów z rządem nie mam, podoba mi się. Mogę mieć karty na różne przydatne rzeczy, jak karta miejska. Jeśli robisz wszystko zgodnie z prawem, to masz poparcie rządu. Jeśli próbujesz kombinować, to jest przeciw tobie – odpowiada.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Nie narzeka na problemy z wizą czy zezwolenia. Przyznaje, że odczuł przeszkody jedynie w instytucjach publicznych, jak szpitale czy urzędy – to ból, który dzieli ze swoimi znajomymi. Głównie dotyczy on braku znajomości angielskiego przez osoby w takich placówkach, ale nie czuł się, by jakakolwiek bariera była wywołana jego pochodzeniem czy kolorem skóry. Nie dramatyzował incydentów na tym tle.
– Znajomi mieli kłopoty w tramwaju. Wracają zwykle po 10 wieczorem i o tej porze kilka razy czepiają się ich Polacy, no, rasistowsko. Zwykle pijani. Nie wszyscy tacy są, w każdym kraju się to zdarza. W Indiach to też spotykaliśmy. Niestety, kilka wybryków rzuca cień na szerszy obraz – mówi ze wzruszeniem ramion.
Twierdzi, że w Polsce jak dotąd czuje się bezpiecznie i dobrze.
Ibrahim - doświadczony pesymista
Więcej ostrych słów miał do powiedzenia Ibrahim – Irakijczyk w średnim wieku, którego zastałem, kiedy czekał na spotkanie biznesowe. W Polsce mieszka już 15 lat, najdłużej z moich rozmówców. Było to słychać - mówi płynnie i bez akcentu. Z niejednego pieca jadł, ma doświadczenie z życia w innych krajach, w tym Niemczech i Iranie, ale w Polsce najbardziej mu się podoba. Polityką się interesuje.
Warszawę kocha. To jego dom. Inaczej już nie umie jej nazwać. Ułatwienie w dostępie do wiz pomogłoby jego wielu znajomym i dalszej rodzinie, ale nie wierzy, że obecny rząd kiedyś zmieni nastawienie do imigrantów. Mogę sobie teraz tylko wyobrazić jego reakcję, jeśli usłyszał niedawną wypowiedź Kaczyńskiego o odwołaniu prac nad rozporządzeniem.
Ibrahim mów bez ogródek wiele o naszym rządzie i poczuciu niesprawiedliwości na tle polityki imigracyjnej. Jego zdaniem nigdy nie odczuł takiego wsparcia, jakie otrzymali Ukraińcy. Wręcz przeciwnie. Wspomina, że w mniejszych miastach zawsze spotykał się z niechęcią, ale teraz w Warszawie odczuwa, że kolorowi obcokrajowcy spychani są na margines i stają się celem ataków.
Obywatelstwa nadal nie posiada. Chciałby je mieć, ale już nawet się o nie nie stara. Stracił zaufanie do systemu. Zwierza mi się, że jego znajomi, którzy jeszcze o obywatelstwo walczą, są w urzędzie zawsze skreśleni. Ibrahim nie wątpi, że kolor skóry ma tu znaczenie.
Od dziesięciu lat ma kartę stałego pobytu. Pytam go, czy sam jest w ostatnich latach gorzej traktowany z powodu swojej karnacji.
– O, to na sto procent. Na początku jak chodziłem po urzędach, jak przyjechałem, inaczej mnie traktowano niż teraz. I nie tylko ja tak mówię! Niedawno parkowałem samochodem i mnie zatrzymała policja. Nie wiem za co, myślę, źle jechałem, źle zaparkowałem? Pierwsze co pyta policjant? "Skąd ty masz ten samochód?". Przysięgam! – opowiada z przejęciem.
Ibrahim jest wspólnikiem w restauracji, wcześniej prowadził różne interesy. Niektóre z nich splajtowały. Mówi, że urzędy zupełnie się nie interesowały jego losem, co według niego za granicą się nie zdarza, by stałego mieszkańca zostawić na bruku. Zamiast jednak wracać do domu, jak inni w jego sytuacji, uparcie odbijał się od dna. Dzisiaj ma żonę Polkę i dziecko, sześcioletniego syna.
Początkowo stawiali na prywatne żłobki i przedszkola, w obawie przed dyskryminacją. Szczęśliwie malec żyje w Polsce bez żadnych uprzedzeń ze strony innych, a Ibrahim docenia szczególnie starania nauczycieli w tym celu. Nie rozumie za to polskiej służby zdrowia.
Doskwierają mu te same problemy, co nam wszystkim, czyli dzwonienie po lekarzach i długie terminy oczekiwania. Podobnie jak pozostali z moich rozmówców, zwraca uwagę na problemy językowe w szpitalach.
Siebie i rodzinę leczy już prywatnie.
Z Iraku wyjechał, bo nie podobała mu się korupcja w rządzie. Próbował żyć dwa miesiące w Iranie, ale tam nie wytrzymał z powodu silnego powiązania rządu z wiarą. Uważa, że w Polsce zaczyna dziać się niepokojąco podobnie. Że pozwala się na bezkarność osobom deklarującym poglądy partii rządzącej i Kościoła.
– Kiedyś siedziałem w restauracji z żoną, jeszcze nie miałem syna. Siedzą Polacy za nami, tak z cztery-pięć osób. I słyszę: "Zobacz, skurwysyn Arab przyjechał i rucha nasze kobiety". Ja cicho mówię do żony "nie reaguj na to". Ona nie wytrzymała, wstała i kłóciła się godzinę. Ja tyle takich akcji w Polsce miałem… ale najgorszy czas w życiu moim w Polsce trwa od siedmiu-ośmiu lat, jak zaczęła się zmiana władz – opowiada.
Czy planuje opuścić Polskę, jeśli PiS wygra wybory? Nie.
– Nawet jak wygrają, to muszę zostać. Dlatego, że mam syna. Kiedyś myślałem inaczej… ale mam już dziecko, to muszę wysiedzieć. Znam kolegów Kurdów, którzy uciekali za granicę. Kocham Warszawę. Kocham Polskę. Wszystko. Od A do Z. Tak, jakbym się tu urodził, to dla mnie mój kraj, tak naprawdę. Ale łączenie władzy z Kościołem to najgorsza rzecz, jaka jest możliwa. Jeśli ta partia wygra kolejne wybory, to Polska przestanie różnić się od Iranu. Daję panu słowo – dodaje.
Sance - optymista
Sance ma 32 lata, przyjechał do nas cztery i pół roku temu ze Sri Lanki, gdzie zostawił żonę. Czeka na jej przyjazd. Jemu również podobało się, że mogło być łatwiej o wizę. Kiedy tu przyjeżdżał, przyznał, że to było utrudnione. Zapytałem go o ostatnią wypowiedź Donalda Tuska i opinie rządzących polityków o obcokrajowcach.
– Pierwszy raz o tym słyszę – przyznał Sance. – Wiem, w Polsce jest dużo imigrantów. Ale wszyscy pracujemy swobodnie. Jako wolni ludzie. Jesteśmy normalni. Dla mnie to już dom – twierdzi.
Zwraca uwagę na niski poziom bezrobocia w Polsce i to, jak łatwo jest mu z kolegami znaleźć zarobek. Nie sądzi, by ludzie się bali imigrantów. Jest kucharzem i nie narzeka na kontakty z Polakami. Nigdy nie odczuł na własnej skórze jawnego rasizmu czy dyskryminacji. W pracy czasem sobie dokuczają po koleżeńsku na różne tematy, ale uważa, że to tylko żarty. Żali się, że nie jest mu łatwo komunikować z lekarzami.
Dziele się z Sance'em doświadczeniami Ibrahima. Na jego twarzy maluje się zdumienie. Sam nie odczuł różnicy w zachowaniu Polaków przez cztery lata pobytu.
– Tylko ceny się zmieniły (śmiech). Niektórzy są, jacy są, to co mamy zrobić, zmienić ludzi? Jak możemy zmienić ludzi? Nikt mi nie mówi rzeczy prosto w twarz – opowiada.
W Polsce chciałby zostać jeszcze kilka lat. Nie wyklucza, że tutaj mógłby wychować dzieci i nie obawia się o ich przyszłość.
Bemnet - szczery
Imię tego rozmówcy zostało zmienione na jego życzenie. Pochodzi z Etiopii, bardzo dobrze zna angielski. W Polsce jest od grudnia 2021 roku. Ma 29 lat.
Robi u nas magisterkę z zarządzania na uniwersytecie WSB Merito. Pracuje często na nocnych zmianach w międzynarodowej korporacji, zajmującej się m.in. logistyką. Po nocce egzamin, jeden z wielu na sesji letniej. Zaczyna o 9 rano. Łapię go po teście.
Przyznaje, że dobrze mu się żyje w Polsce. W Warszawie ceni sobie niskie koszty utrzymania, bezpieczeństwo i szanse na pracę. Nie musi się niczym martwić. Czy spotkały go nieprzyjemne doświadczenia na tle rasistowskim?
– Nie wiem, czy możesz mi zaufać, czy nie, ale nigdy nie doświadczyłem [tutaj – red] żadnego rasizmu. Polacy są bardzo mili i gotowi do pomocy, kiedy potrzebuję – twierdzi.
Po zakończeniu magisterki chciałby w kraju zostać jeszcze 3-4 lata. Nie komentuje zachowania polskiego rządu. Dzieli się natomiast swoim zdaniem o polityce migracyjnej i planie ułatwienia uzyskania wiz.
– Akceptacja imigrantów ma pozytywne i negatywne strony. Pozytywny wkład: osoba z zagranicy albo imigrant jest tym, który chce z własnej woli przenieść się do nowej lokacji w poszukiwaniu pracy. Wierzę, że to wnosi coś do gospodarki – mówi.
– Negatywne wpływy są wtedy, kiedy osoba z zagranicy albo imigrant wchodzi do kraju i przynosi ze sobą swoje zachowania [kulturowe – red.]. Ciężko z tego tytułu narzucić im kontrolę albo zachęcić do przestrzegania kultury i praw danego kraju – dodaje.
Decyzje rządu ds. pracowników zagranicznych
W środę 5 lipca Polska Agencja Prasowa opublikowała wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego w sprawie rozporządzenia mającego ułatwić proces wizowy obywatelom 21 państw – m.in. Indii, Uzbekistanu czy Kazachstanu, skąd pochodzą nasi rozmówcy. Prezes PiSokreślił rozporządzenie "urzędniczą inicjatywą, która była zdecydowanym błędem, została rozpoznana i zatrzymana".
Wygląda na to, że rozporządzenie zostało odłożone na świętego nigdy.
Akbar, Ruzimat i Suriyanarayanan nie będą szczęśliwi z tego powodu.
W Uzbekistanie miałbym może 500 dolarów na miesiąc. To za mało.
Ruzimat
Dostawca
Polska jest piękna, ale ta partia, która teraz w Polsce rządzi, nie pomaga w ogóle nawet swojemu obywatelowi. Nas tak naprawdę nienawidzą i wolą pomagać innemu krajowi.
Ibrahim
Wspólnik w restauracji
Nie wiedziałem, jak mam brać leki! Raz byłem w szpitalu i podali mi coś, a ja nie wiedziałem, jak mam to zażyć, bo wiesz, niektórzy w ogóle nie mówią po angielsku.