W styczniu 2014 roku nad Oceanem Spokojnym eksplodował meteoryt. Co jest niezwykłego w tym kawałku kosmicznej skały i czemu zainteresowanie nią wypływa teraz na wierzch? Obiekt skatalogowany przez NASA jako CNEOS 2014-01-08 może dostać etykietę IM1, czyli potencjalnie być pochodzenia międzygwiezdnego.
W sensie, spoza naszego Układu Słonecznego, jak sławniejszy od niego Oumuamua. Oprócz tego obu kosmicznych gości łączy postać fizyka Abrahama Loeba, który chciałby odnaleźć IM1 i sprawdzić, czy nie wysłali go kosmici.
Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU), odpowiedzialna m.in. za nazywanie ciał niebieskich (w dniu pisania tego artykułu ochrzcili 20 planet spoza naszego układu), rozważa, czy obiekt z 2014 roku zasługuje na tytuł IM1, co tłumaczy się łatwo - pierwszy międzygwiezdny meteoryt.
Chociaż nie do końca pierwszy. Naukowiec Abraham Loeb w publikacji z 2019 roku ocenia, że miliony takich obiektów mogą docierać na Ziemię i ulegać spaleniu w atmosferze, a ten zaś może być pierwszym, jaki uda się zbadać. Analizy dokonał wraz ze swoim studentem z Uniwersytetu Harvardu, Amirem Sirajem. Fizyk swoją pewność określa w 99 proc. Teraz nie wyklucza także, że obiekt mógł zostać stworzony przez kosmitów.
Próbek obiektu wtedy nie miał. Skąd więc ta teza? Dane pochodziły z instytucji NASA CNEOS, Centrum Badań Obiektów Blisko Ziemi, które oblicza m.in. prędkości i kąt spadania meteorów. Na podstawie statystyk ze stycznia 2014 roku fizyk ze współpracownikiem policzyli, że obiekt poruszał się "ekstremalnie szybko" i by uderzyć pod kątem, w jaki trafił Ziemię, musiał pochodzić spoza Drogi Mlecznej. Fakt, że meteor eksplodował dopiero w niskiej atmosferze, ma być dowodem jego wyjątkowej wytrzymałości.
Abraham Loeb nie wyklucza, że może chodzić o dzieło rąk obcej cywilizacji. Aby udowodnić tezę, ufundował w 2021 roku projekt Galileo.
To misja Abrahama Loeba w celu odnalezienia w Oceanie Spokojnym fragmentów meteorytu CNEOS 2014-01-08. Naukowiec dysponuje jego przybliżoną lokalizacją, misja pochłonęła budżet 1,6 miliona dolarów (około 6 milionów złotych). Badacze wyprawią się pod wodę na głębokość około 1,7 kilometra.
Podwodna misja wystartowała z okolic Papui Nowej Gwinei tego lata.
Na początku wspominałem, że wcześniej ten fizyk interesował się międzygwiezdnym gościem w kształcie cygara, Oumuamua z 2017 roku. Loeb w istocie jest częściowo odpowiedzialny za rozbudzenie wyobraźni milionów, że oto mogliśmy być świadkami przelotu statku kosmicznego. W 2019 roku ustalono, że obiekt był naturalnego pochodzenia, a wśród propozycji jego genezy pojawia się teza, że np. to resztki po komecie.
Nie przeszkadza to ludziom dalej wierzyć w kosmitów. W 2022 roku wystartował Project Lyra, który ma na celu wysłanie za Oumuamuą sondy, która dogoni go... po 26 latach. Wystartować ma w latach 2030-2033.
Wróćmy jednak do Abrahama "Avi" Loeba. Fizyk opublikował swoje przekonania i część biografii w książce "Extraterrestrial: The First Sign of Intelligent Life beyond Earth".
Do swojego bieżącego projektu wydaje się podchodzić mniejszą dozą sensacji. Zauważa, że trzeba "mieć otwarty umysł", a znalezienie szczątków meteoru z 2014 roku pozwoli na sprawdzenie różnych tez na jego temat.
21 czerwca w Pacyfiku zespół fizyka odnalazł tzw. sferule (spherules), mikroskopijne (0,3 milimetra) resztki po eksplozji meteorytu. Mają ich już 25 i wskazują na ich skład z żelaza, tytanu i magnezu. Nie posiadają niklu, który jest tak powszechny w meteorytach, że stanowi niemal dowód na to, że znaleziony kamień z niklem przybył z kosmosu.
Loeb wskazuje, że kompozycja sferul jest nietypowa, chociaż same w sobie są dość powszechnie odnajdywane na Ziemi. Pochodzą m.in. z wybuchów wulkanów, spalin samochodów czy od innych meteorytów. Zespół naukowca ma sprawdzić, czy mogą rzeczywiście być pozostałościami po poszukiwanym przez nich obiekcie.
W czasie głoszenia swoich tez o obiekcie z 2017 roku spotykał się z krytyką w świecie nauki, że nie brakuje naturalnych wyjaśnień dla fenomenalnego gościa z innej galaktyki. To samo dotyczy jego zainteresowania IM1. W odpowiedzi na jego papier pojawiły się kontrargumenty, wskazujące m.in. na niejasności w analizie CNEOS i potrzebę uzupełnienia ich przez dane innych obserwatoriów.
Tymczasem mamy już pierwszych Marsjan. Na Ziemi. Pod koniec czerwca ruszyła symulacja NASA, mająca sprawdzić efekt życia na naszym kosmicznym sąsiedzie.
Czytaj także: https://innpoland.pl/194513,beda-mieszkac-rok-na-marsie-nasa-przeprowadzi-symulacjeCztery wybrane osoby przez rok będą żyć w zamkniętym habitacie, symulującym warunki życia na Czerwonej Planecie. W czasie misji załoga będzie wykonywała różne prace, jakie rzeczywiście musieliby wykonywać – jak naprawa sprzętu, spacery na zewnątrz czy uprawianie roślin.