INNPoland_avatar

Tajemniczy przybysz z kosmosu wpadł do Pacyfiku. Naukowcy próbują ustalić, czym jest

Sebastian Luc-Lepianka

07 lipca 2023, 11:29 · 4 minuty czytania
Według fizyka Abrahama “Avi” Loeba z Harvardu w Oceanie Spokojnym znajduje się obiekt, który może być potencjalnie obcego pochodzenia. Naukowiec ma nowe dowody na potwierdzenie swojej tezy. Kontrowersyjny badacz chce zorganizować podwodną ekspedycję, aby go odnaleźć.


Tajemniczy przybysz z kosmosu wpadł do Pacyfiku. Naukowcy próbują ustalić, czym jest

Sebastian Luc-Lepianka
07 lipca 2023, 11:29 • 1 minuta czytania
Według fizyka Abrahama “Avi” Loeba z Harvardu w Oceanie Spokojnym znajduje się obiekt, który może być potencjalnie obcego pochodzenia. Naukowiec ma nowe dowody na potwierdzenie swojej tezy. Kontrowersyjny badacz chce zorganizować podwodną ekspedycję, aby go odnaleźć.
W Pacyfiku leży tajemniczy przybysz z kosmosu. Jak się tam znalazł? Fot. AFP/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

W styczniu 2014 roku nad Oceanem Spokojnym eksplodował meteoryt. Co jest niezwykłego w tym kawałku kosmicznej skały i czemu zainteresowanie nią wypływa teraz na wierzch? Obiekt skatalogowany przez NASA jako CNEOS 2014-01-08 może dostać etykietę IM1, czyli potencjalnie być pochodzenia międzygwiezdnego.


W sensie, spoza naszego Układu Słonecznego, jak sławniejszy od niego Oumuamua. Oprócz tego obu kosmicznych gości łączy postać fizyka Abrahama Loeba, który chciałby odnaleźć IM1 i sprawdzić, czy nie wysłali go kosmici.

Co to jest IM1?

Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU), odpowiedzialna m.in. za nazywanie ciał niebieskich (w dniu pisania tego artykułu ochrzcili 20 planet spoza naszego układu), rozważa, czy obiekt z 2014 roku zasługuje na tytuł IM1, co tłumaczy się łatwo - pierwszy międzygwiezdny meteoryt. 

Chociaż nie do końca pierwszy. Naukowiec Abraham Loeb w publikacji z 2019 roku ocenia, że miliony takich obiektów mogą docierać na Ziemię i ulegać spaleniu w atmosferze, a ten zaś może być pierwszym, jaki uda się zbadać. Analizy dokonał wraz ze swoim studentem z Uniwersytetu Harvardu, Amirem Sirajem. Fizyk swoją pewność określa w 99 proc. Teraz nie wyklucza także, że obiekt mógł zostać stworzony przez kosmitów.

Jakie miał dowody?

Próbek obiektu wtedy nie miał. Skąd więc ta teza? Dane pochodziły z instytucji NASA CNEOS, Centrum Badań Obiektów Blisko Ziemi, które oblicza m.in. prędkości i kąt spadania meteorów. Na podstawie statystyk ze stycznia 2014 roku fizyk ze współpracownikiem policzyli, że obiekt poruszał się "ekstremalnie szybko" i by uderzyć pod kątem, w jaki trafił Ziemię, musiał pochodzić spoza Drogi Mlecznej. Fakt, że meteor eksplodował dopiero w niskiej atmosferze, ma być dowodem jego wyjątkowej wytrzymałości.

Abraham Loeb nie wyklucza, że może chodzić o dzieło rąk obcej cywilizacji. Aby udowodnić tezę, ufundował w 2021 roku projekt Galileo.

Co to jest projekt Galileo?

To misja Abrahama Loeba w celu odnalezienia w Oceanie Spokojnym fragmentów meteorytu CNEOS 2014-01-08. Naukowiec dysponuje jego przybliżoną lokalizacją, misja pochłonęła budżet 1,6 miliona dolarów (około 6 milionów złotych). Badacze wyprawią się pod wodę na głębokość około 1,7 kilometra. 

Podwodna misja wystartowała z okolic Papui Nowej Gwinei tego lata.

Kim jest Abrahama Loeb?

Na początku wspominałem, że wcześniej ten fizyk interesował się międzygwiezdnym gościem w kształcie cygara, Oumuamua z 2017 roku. Loeb w istocie jest częściowo odpowiedzialny za rozbudzenie wyobraźni milionów, że oto mogliśmy być świadkami przelotu statku kosmicznego. W 2019 roku ustalono, że obiekt był naturalnego pochodzenia, a wśród propozycji jego genezy pojawia się teza, że np. to resztki po komecie.

Nie przeszkadza to ludziom dalej wierzyć w kosmitów. W 2022 roku wystartował Project Lyra, który ma na celu wysłanie za Oumuamuą sondy, która dogoni go... po 26 latach. Wystartować ma w latach 2030-2033.

Wróćmy jednak do Abrahama "Avi" Loeba. Fizyk opublikował swoje przekonania i część biografii w książce "Extraterrestrial: The First Sign of Intelligent Life beyond Earth"

Do swojego bieżącego projektu wydaje się podchodzić mniejszą dozą sensacji. Zauważa, że trzeba "mieć otwarty umysł", a znalezienie szczątków meteoru z 2014 roku pozwoli na sprawdzenie różnych tez na jego temat.

Pierwsze dowody na IM1

21 czerwca w Pacyfiku zespół fizyka odnalazł tzw. sferule (spherules), mikroskopijne (0,3 milimetra) resztki po eksplozji meteorytu. Mają ich już 25 i wskazują na ich skład z żelaza, tytanu i magnezu. Nie posiadają niklu, który jest tak powszechny w meteorytach, że stanowi niemal dowód na to, że znaleziony kamień z niklem przybył z kosmosu.

Loeb wskazuje, że kompozycja sferul jest nietypowa, chociaż same w sobie są dość powszechnie odnajdywane na Ziemi. Pochodzą m.in. z wybuchów wulkanów, spalin samochodów czy od innych meteorytów. Zespół naukowca ma sprawdzić, czy mogą rzeczywiście być pozostałościami po poszukiwanym przez nich obiekcie.

Krytyka Abrahama Loeba

W czasie głoszenia swoich tez o obiekcie z 2017 roku spotykał się z krytyką w świecie nauki, że nie brakuje naturalnych wyjaśnień dla fenomenalnego gościa z innej galaktyki. To samo dotyczy jego zainteresowania IM1. W odpowiedzi na jego papier pojawiły się kontrargumenty, wskazujące m.in. na niejasności w analizie CNEOS i potrzebę uzupełnienia ich przez dane innych obserwatoriów.

Symulacja życia na innej planecie

Tymczasem mamy już pierwszych Marsjan. Na Ziemi. Pod koniec czerwca ruszyła symulacja NASA, mająca sprawdzić efekt życia na naszym kosmicznym sąsiedzie.

Czytaj także: https://innpoland.pl/194513,beda-mieszkac-rok-na-marsie-nasa-przeprowadzi-symulacje

Cztery wybrane osoby przez rok będą żyć w zamkniętym habitacie, symulującym warunki życia na Czerwonej Planecie. W czasie misji załoga będzie wykonywała różne prace, jakie rzeczywiście musieliby wykonywać – jak naprawa sprzętu, spacery na zewnątrz czy uprawianie roślin.