W latach 2020-2023 ceny mieszkań rosły z powodu kosztów robocizny i materiałów budowlanych. Wysoka inflacja przełożyła się zaś na rosnące raty kredytu, w efekcie czego mogliśmy zaobserwować zastój na rynku mieszkaniowym. Napięcie wzrastało aż do lipca, gdy ruszył program Bezpieczny Kredyt 2 proc.
Wcześniej eksperci mówili wręcz o kryzysie mieszkaniowym i ostrzegali, że programy dopłat rządowych problemu nie rozwiążą. "Gazeta Wyborcza" informuje, że już w połowie lipca liczba sprzedanych mieszkań deweloperskich, w siedmiu największych polskich miastach, zbliża się do poziomu, jakiego wyrobienie w 2022 roku zajmowało miesiąc. Przeciętna dzienna sprzedaż przekracza poziom, jaki był obecny w 2021 roku.
Chociaż grupa osób zainteresowanych programem Bezpieczny kredyt 2 proc. wstrząsnęła rynkiem, okazuje się, że wcale nie dominuje liczby zainteresowanych kupnem mieszkania.
Ekspert wyliczył dla "GW", że osoby, które chcą skorzystać z programu rządowego, to jedynie 25 proc. wszystkich klientów na rynku. Reszta to osoby wystraszone gwałtownym wzrostem popytu i strachem, że mieszkań może zabraknąć. Lęk przed ograniczonym dostępem do nieruchomości wpływa na plany Polaków, wielu zmuszając do przyśpieszenia zakupów.
Na te statystyki wpływ mają również wywindowane ceny mieszkań. Ograniczenia Bezpiecznego kredytu 2 proc. sprawiają, że osoby, mogące być objęte programem nie zapłacą za mieszkanie więcej niż 700 tys. zł (single) lub 800 tys. zł (pary). Oczywiście, niektóre ceny ten próg przekroczyły, co nie powstrzymuje zmartwionych klientów.
Specjaliści wyliczyli dla "GW", że w cenie w okolicy 800 tys. złotych 60 proc. mieszkań spełnia wymagania do programu BK2. Takie mieszkania obecne są również na rynku wtórnym, gdzie zainteresowanie jest odrobinę mniejsze. Na większej powierzchni zależy parom i osobom starszym, dla młodszych nabywców liczy się położenie lokalu.
Eksperci przestrzegają, że jest czym się martwić. Katarzyna Kuniewicz, analityczka z serwisu "Otodom" przyznała dla "Gazety Wyborczej", że gdy zniesiona zostanie konieczność płacenia podatku od czynności cywilnoprawnych (PCC) przy zakupie pierwszego mieszkania na rynku wtórnym, zostanie on objęty równie gwałtownym popytem. Powód? Mniej trzeba się martwić o dodatkowe koszty wykończenia lokalu. PCC wynosi obecnie 2 proc.
Ustawa o tym została zaproponowana w maju, a 11 lipca sejm przyjął jej nowelizację. Czeka obecnie na podpis prezydenta Andrzeja Dudy. Ceny mieszkań na rynku wtórnym nie różnią się znacząco od pierwotnych, a koszty PCC to, przy cenie np. 800 tys. złotych, 16 tys. złotych. Zniesienie tej bariery sprawi, że ten rynek stanie się atrakcyjniejszy.
Z dnia na dzień przybywa osób zainteresowanych zakupem mieszkań. W piątek 14 lipca Ministerstwo Rozwoju i Technologii pochwaliło się, że banki przyjęły już 4,5 tys. wniosków o udzielenie Bezpiecznego Kredytu 2 proc. Dziennie pojawia się około 100 zapytań o zasady uczestnictwa w programie.
Eksperci ostrzegali, że ceny dalej będą rosnąć, chociażby z powodu programu rządowego do zwalczania zachowania patodeweloperskiego, jak bliskie odległości między oknami i miniaturowe place zabaw. Ich zdaniem będzie miał przełożenie na koszty nieruchomości przez wymuszenie zmiany podejścia deweloperów.
Dlaczego program Bezpieczny Kredyt 2 proc. jest niewystarczający, by rozwiązać problemy na rynku mieszkaniowym w naszym kraju? Na pierwszy rzut oka łatwo zauważyć, że popyt jest ogromny, ale mamy niską podaż, czyli mało się buduje. Na tym nie kończy się problematyka. Temat kryzysu wyjaśnia Maria Glinka.
Czytaj także: https://innpoland.pl/193535,kryzys-mieszkaniowy-w-polsce-doplaty-do-kredytow-tylko-go-poglebiaDopłaty to paradoks, ponieważ korzystają na nich banki i deweloperzy, a nie obywatele. Stymulowanie popytu cieszy deweloperów, bo ceny mieszkań na rynku rosną. Dla banków to szansa na wyjście z kredytowej zadyszki, która była związana z serią podwyżek stóp procentowych.
To niejedyny przejaw kryzysu mieszkaniowego w Polsce. – Brakuje skutecznego planowania przestrzennego i masterplanów, brakuje wytycznych i ingerencji w ten proces ze strony miast – przyznaje w rozmowie z Interią prof. Agata Twardoch, architektka i urbanistka z Politechniki Śląskiej.