Rosyjska inflacja szaleje i osiągnęła poziom 60 proc., a nie zgłaszanych 3,6 proc. Wszystko przez to, że rubel leci na łeb, na szyję, twierdzi znany ekonomista Steve Hanke. To prawie 17 razy więcej niż podaje bank centralny.
Skąd ta różnica? Według Steve'a Hanke rosyjska inflacja osiąga ekstremalne poziomy przez gwałtowny spadek kursu rubla. Dodaje, że Rosja prawdopodobnie zmaga się z niezgłoszonym kryzysem inflacyjnym.
Opierając się na własnych obliczeniach, Hanke oszacował roczną stopę wzrostu cen konsumpcyjnych w Rosji na oszałamiające 60 proc., znacznie powyżej poziomu 3,6 proc. ostatnio zgłoszonego przez Bank Rosji.
"Według Banku Centralnego Federacji Rosyjskiej oczekiwania inflacyjne w Rosji wzrosły w lipcu do 11,1 proc. Dziś mierzę inflację na poziomie 60 proc. rocznie, ~5,5-krotność punktu danych banku centralnego. Oczekiwania wydają się być zbyt optymistyczne" – napisał ekonomista w tweecie.
W zeszłym tygodniu rosyjski bank centralny podniósł referencyjne stopy procentowe aż o 100 punktów bazowych do 8,5 proc., próbując powstrzymać presję cenową konsumentów.
"Oczekiwania inflacyjne wzrosły. Trendy popytu krajowego i deprecjacja rubla od początku 2023 r. znacznie zwiększają ryzyko proinflacyjne" – stwierdził Bank Rosji.
Rosnąca inflacja to tylko jeden z wielu problemów trapiących rosyjską gospodarkę. Od dramatycznego załamania nadwyżki na rachunku obrotów bieżących, po spadający kurs rosyjskiego rubla i spadającą sprzedaż samochodów, kraj ten boryka się z licznymi problemami.
Wyzwania gospodarcze Moskwy narastają od początku jej wojny z Ukrainą, w związku z falą zachodnich sankcji, które zostały nałożone na ten kraj w odwecie za inwazję.
Oficjalnie Rosja chwali się wzrostem gospodarczym, niskim bezrobociem, a wręcz wzrostem zatrudnienia, zarówno w przemyśle, jak i usługach. S&P Global w swoim raporcie podkreśla, że kraj rządony przez dyktatora Władimira Putina ma się dużo lepiej, niż zakładano, gdy w życie wchodziły unijne sankcje.
W rozmowie z INNPoland analityk DI Xelion Piotr Kuczyński stwierdził, że choć dane te są niskiej wiarygodności i wiele tam zakłamania na cele propagandowe, Rosja ma się całkiem dobrze. Pieniędzy na dalsze prowadzenie wojny i pod wybory prezydenckie dla Putina – niestety – wystarczy w zupełności.
– Współpraca Rosji z Chinami, z Indiami i innymi państwami, które lekceważą tę wojnę i traktują ją jako lokalny konflikt, powoduje, że Rosja utrzymuje się na powierzchni – mówi w rozmowie z INNPoland Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion.
– Proszę zauważyć, że Rosja podpisując z Chinami czy Indiami umowy, opiera je albo na chińskim juanie, albo indyjskiej rupii. Nie wiem, jakie są proporcje między – powiedzmy wprost – kłamstwem tych danych, a tym, czy oni sobie dają radę, ale niewątpliwie jest tam kłamstwo i niewątpliwie Rosja nie tonie – mówi Piotr Kuczyński.
Jak twierdzi ekspert, ani Indie, ani Chiny nie mają najmniejszego powodu, by tę współpracę przerywać. Co więcej, Rosja musi im sprzedawać surowce z dużą obniżką cen, więc tylko na tym zyskują. A indyjskie rafinerie już zwiększyły produkcję i to kilkakrotnie, z wiadomych powodów.
Najsmutniejsze w tym jest to, że później te produkty z rosyjskiej ropy Indie sprzedają już jako własne i wysyłają również do Europy. Przez co pośrednio kraje europejskie wspierają reżim Putina i jego zbrojną agresję na Ukrainę.