Jestem ciekaw, czy politycy PiS wierzą w bzdury, które opowiadają. Wystarczy wyjść na ulicę, by przekonać się, że w Polsce dzieje się źle. Zmieniamy się w kraj pustych witryn, zamykanej gastronomii i wymarłych sklepów. Ludzie nie mają pieniędzy na zbytki, biznesy padają więc jeden po drugim. Może to zobaczyć każdy, wystarczy, że wyłączy TVP i przejdzie się po dowolnym mieście.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Istnieje takie przekonanie, że centrum każdego dużego miasta tętni życiem, jest tam mnóstwo kafejek, sklepików, butików itp. Nie u nas. Tak, Bagiński znowu wyszedł z domu i coś go zaniepokoiło. Było tak: musiałem pojechać do miasta. Mieszkam w Warszawie, ale rzadko bywam w centrum. Mam swoją 15-minutową dzielnicę, w której żyję, w której moje dziecko ma przedszkole i place zabaw, mamy wszystkie sklepy i usługi. W centrum bywam więc rzadko.
Ale pamiętam je jako miejsce pulsujące różnym aktywnościami, które teraz jakby zamiera. Przeszedłem kilka ulic w poszukiwaniu jakiegoś bistro, kawiarenki, cukierni, czegokolwiek. Znalazłem puste witryny, zamknięte knajpki i sklepy, w których towar porasta kurzem. I to dosłownie. Nie wiem, z czego ci przedsiębiorcy żyją.
Więcej ruchu jest na moim osiedlu, znajdę tu więcej miejsc, w których można coś zjeść, wypić i kupić. Ale i tak mamy coraz więcej pustych witryn, nawet w naszej pięknej i wielkiej galerii handlowej. Biznes się po prostu zwija.
Kawa nie z Żabki i nie ze stacji to wyzwanie
Ten problem – jak się przekonałem – dotyka nie tylko centrów wielkich miast. I może nie ścisłych centrów, raczej ich obrzeży. Kilka dni temu przypadkiem wylądowaliśmy całą rodziną w Wyszkowie. Każdemu może się zdarzyć, prawda? Żona zażyczyła sobie kawy (nie z Żabki i nie ze stacji benzynowej), więc udaliśmy się na poszukiwanie. Przeszliśmy kawał drogi, by w końcu znaleźć kawiarnię... w centrum handlowym.
Nie zrozumcie mnie źle: nie żądam, by w każdym polskim miasteczku co 100 metrów stała kawiarnia, lodziarnia i restauracja. Daleki jestem od pozycji roszczeniowego turysty, narzekającego na nierozwiniętą prowincję. Ale w Wyszkowie naprawdę nie było łatwo znaleźć miejsca, w którym można byłoby usiąść i chwilę odpocząć.
Zachęcamy do subskrybowania nowego kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ. A wkrótce jeszcze więcej świeżynek ze świata biznesu, finansów i technologii.
Nie mam też pretensji do samego miasta, to tylko przykład. Ma za to piękny park, wspaniały widok na Bug i fajną fontannę. Nie dziwię się też przedsiębiorcom, że zamykają swoje biznesy albo przenoszą je do galerii handlowych. Tam przynajmniej mogą liczyć na jakichś klientów.
Źle się dzieje w państwie polskim
Widzę jednak gołym okiem, że jest jakiś problem. Że przedsiębiorczość, z której Polacy słyną, kuleje. I to nie jest wina Polaków, tylko drożyzny, rosnących opłat, szalejącej inflacji, mniejszej ilości pieniędzy, którymi dysponujemy.
Poszukałem danych, aby sprawdzić, czy faktycznie coś nam kuleje. Przecież widzę tylko kawałek rzeczywistości, może jednak za oknem jest tak, jak w TVP: politycy to mądrzy i rozsądni ludzie, gospodarka kwitnie, a naród nasz obrasta dobrobytem jak gęsia wątróbka tłuszczem.
Okazuje się, że twarde dane nie pozostawiają złudzeń. Tylko w pierwszym półroczu 2023 zawiesiło działalność ponad 110 tysięcy firm, najwięcej w branżach budowlanej (27 tysięcy) i handlowej (ponad 18 tysięcy). A więc spadek liczby sklepów to nie tylko moje urojenie. Co więcej: kolejne tysiące firm czekają na rozpatrzenie wniosku o zawieszenie działalności.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Od stycznia do czerwca niewypłacalność ogłosiło aż 2 528 firm. To prawie tyle, ile w ciągu całego 2022 roku, kiedy upadło 2752 przedsiębiorstwa. Eksperci podkreślają, że wskaźnik niewypłacalności od kilku lat ma tendencję wzrostową. Liczba upadających firm zwiększyła się o 48 proc. w stosunku do drugiego półrocza 2022 roku.
Dane nie kłamią, ktoś plecie bzdury
No i teraz się zastanawiam, kto żyje w alternatywnej rzeczywistości. Bo czytam, że minister Adamczyk zapewnia, że liczba firm nie maleje. A inni politycy partii rządzącej przekonują, że Polska na tle Europy ma bardzo dobre wyniki gospodarcze. Jeszcze nie zauważyli, że mówią w czasie przeszłym.
Jeszcze niedawno inflacja w Polsce była o wiele wyższa, niż średnia w UE, ale nie byliśmy najgorsi, plasowaliśmy się w okolicach szóstego miejsca od dołu. Po czerwcowych danych spadliśmy na czwarte miejsce od końca, po lipcowych jeszcze niżej. Gorzej jest tylko na Węgrzech, gdzie inflacja sięgnęła 17,5 proc. rok do roku, tak samo jest na Słowacji, gdzie inflacja wynosi po 10,3 proc. Jesteśmy na drugim miejscu do końca!
Dla porównania: w Belgii inflacja wynosi 1,7 proc., w Hiszpanii – 2,1 proc. Średnia w UE to 6,4 proc., w strefie euro – 5,5 procent. Ale to u nas na siedzibie banku centralnego wisi taki śmieszny baner, że ceny przecież prawie nie wzrosły.
No i to u nas najprawdopodobniej zaczyna się recesja, a na pewno możemy mówić o stagnacji. Jeszcze niedawno polska gospodarka rosła, teraz leci w dół, na co wskazuje spadek PKB. Tu warto jednak pamiętać, że polskie PKB jest mało przewidywalne: raz szybko rośnie, raz szybko spada. Ostatnio spada, podobnie jak produkcja przemysłowa i wiele innych wskaźników.
Trudno się więc dziwić, że ludzie nie chcą wydawać ciężko zarobionych pieniędzy, a firmy mają się przez to gorzej.
A we wtorek zobaczyłem jeszcze rzecznika rządu, Piotra Müllera, który raczył był powiedzieć, że spadek PKB przez dwa kwartały z rzędu to przecież nic, bo skumulowany wzrost PKB za rządów PiS był wyższy, niż za PO. Co ciekawe, tematu skumulowanej inflacji unika jak ognia. A ta przekroczyła już prawdopodobnie 60 procent. Ale to zła rzecz, niedobra, lepiej o niej nie wspominać.