INNPoland_avatar

Ludzie mają dość tej praktyki sklepów. "To wprowadzanie w błąd". Was też to wkurza?

Sebastian Luc-Lepianka

19 grudnia 2023, 13:46 · 3 minuty czytania
Od patrzenia na ceny w sklepie może rozboleć głowa, gdy próbujemy odszyfrować, ile właściwie płacimy za produkt. Jeśli też czujecie się zdezorientowani - nie jesteście sami. Jeden ekonomista stracił już cierpliwość i napisał do UOKiK pismo, nagłaśniając problem.


Ludzie mają dość tej praktyki sklepów. "To wprowadzanie w błąd". Was też to wkurza?

Sebastian Luc-Lepianka
19 grudnia 2023, 13:46 • 1 minuta czytania
Od patrzenia na ceny w sklepie może rozboleć głowa, gdy próbujemy odszyfrować, ile właściwie płacimy za produkt. Jeśli też czujecie się zdezorientowani - nie jesteście sami. Jeden ekonomista stracił już cierpliwość i napisał do UOKiK pismo, nagłaśniając problem.
Czy sklepy wprowadzają nas w błąd? Fot. Bartlomiej Magierowski/East News/Rafał Mundry/Twitter
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Taka praktyka, prezentowana nie tylko przez ten sklep, a także wiele innych w Polsce powoduje, że czuję się wprowadzony w błąd jako konsument" – napisał ekonomista Rafał Mundry w piśmie do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Pod jego apelem podpisują się na X (dawny Twitter) inni internauci, niektórzy też szykują własne pisma. Czy sklepy manipulują cenami?


Jak czytać promocje w Biedronce?

Swój list do UOKiK i wpis na mediach społecznościowych ekonom zaczyna od zrelacjonowania historii zagubionej starszej pani, którą spotkał w Biedronce

"Starsza pani się mnie pyta, czy rzeczywiście ta margaryna tyle kosztuje, 4,49 zł; – Tak, jak się weźmie dwie; – To gdzie cena za 1 szt.?" – napisał na X, dodając, że jeśli produkt jest sprzedawany w zestawie 2 szt., to wyróżniona cena powinna być za cały zestaw, a nie jego połowę. Ta znajduje się na etykiecie, ale drobnym druczkiem i podana jeszcze w przeliczeniu na kilogram.

Mundry zaznacza, że jeśli produkt ma 450 g, to za dwie sztuki klient zapłaci najwyżej za 900 g. Podawanie cen w odniesieniu do kilogramów wynika jednak z przepisów, aby klient mógł porównać ceny w różnych sklepach.

Niby legalnie, ale jednak klient musi sobie sam policzyć, ile wyniesie promocyjna cena za 900 gram. O ile nie przeoczy, że wartość produktu jest podana w kilogramach, co jest łatwe przy miniaturowym rozmiarze podawanych wartości.

"To wprowadzanie w błąd. Da się kupić jedną sztukę za cenę regularną 5,76 zł, albo zestaw składający się z dwóch sztuk za 8,89 zł. A prezentowana cena wprowadza w błąd" – pisze w liście do UOKiK.

Przykłady z innych dyskontów

Jak napisał Mundry, to nie jest problem wyłącznie w sieci Jeronimo Martins. Inny internauta opowiada w jego nitce o swoich doświadczeniach w Żabce.

"W Żabce też gó****** prezentacja cen. Człowiek gapi się i próbuje dojść, która to cena detaliczna. Nabrałem się kiedyś i wypowiedziałem ostrzej przy kasie" – komentuje użytkownik X. Inny odnosi się do nieczytelnych cen na elektronicznych kartach Lidla.

"Dodatkowo zaczęli używać elektronicznych kart z cenami i opisami reguł np. "Tylko przy zakupie 12 sztuk". Niestety "cenówki" mają niską rozdzielczość (duże piksele), a system dostosowuje rozmiar czcionki do treści, w efekcie bywają niemożliwe do przeczytania" – pisze kolejny internauta.

Sztuczki z cenami a dyrektywa Omnibus

Świeżym zjawiskiem jest również pokazywanie cen wyłącznie za kilka sztuk w zestawie. Do tego zjawiska również odniósł się Mundry w swoim piśmie.

"Wszystkie w promocji dwóch lub trzech sztuk. Nigdzie nie ma podanej wyraźnie ceny za jedną sztukę produktu. Są podane nierealne ceny promocyjne w zestawie" – napisał ekonom.

Wprowadzenie unijnej dyrektywy Omnibus miało rozwiązać problem z nieuczciwymi promocjami na ceny, ale stworzyło kolejne. Przypomnijmy, że wedle niej sklepy mają obowiązek informować o ostatnich cenach sprzed 30 dni wstecz. Nie powstrzymuje to sprzedawców przed omijaniem przeszkody okrężnymi drogami.

– Często sprzedawcy podają nie tylko najniższą cenę z 30 dni przed obniżką, ale też np. cenę regularną, referencyjną itp., które są od ceny najniższej po prostu wyższe i tworzą poczucie, że promocja jest korzystniejsza, niż w rzeczywistości jest – mówi w rozmowie z INNPoland Piotr Kantorowski, radca prawny z portalu prawodlabiznesu.eu.

Celem nowelizacji miało być ułatwienie oceny, czy prezentowana promocja jest rzeczywiście korzystna oraz wprowadzenie obowiązku weryfikowania opinii przez sprzedawców internetowych. Zapytaliśmy eksperta o to, jak działa obchodzenie Omnibusa.

– W przypadku cen jest ich kilka, ale podkreślam – są to działania legalne! Istnieją pewne metody, jak indywidualnie przyznawane rabaty czy rabaty koszykowe, które pozwalają uniknąć informowania o najniższej cenie z 30 dni. Korzystanie z programów partnerskich oferujących cashback to kolejny sposób. Promocje typu "dwa produkty w cenie niższej niż łączna cena osobno" też nie wymagają informowania o najniższej cenie – informuje Piotr Kantorowski.

Czym jest Omnibus?

Unijna dyrektywa Omnibus zaczęła obowiązywać w 2023 roku. Ma ona chronić konsumentów przed stosowaniem nieetycznych technik sprzedaży, takich jak sztuczne zawyżanie cen czy fałszywe promocje. Na łamach INNPoland ostrzegaliśmy o m.in. tych praktykach przy okazji Black Friday. Niestety eksperci z branży już w styczniu 2023 roku przewidywali, że niektóre sklepy mogą znaleźć sposoby na obejście dyrektywy, a może raczej na "pogodzenie" jej z pewnymi wątpliwymi zabiegami marketingowymi. Efekty tego widzimy dzisiaj w dyskontach i nie tylko.

Czytaj także: https://innpoland.pl/189253,omnibus-dyrektywa-cenowa-promocje-w-sklepach