Nie wiem, czy to jakiś polski gen samozagłady, ułańska fantazja, czy może przeświadczenie o nieśmiertelności. A może perfekcyjnie czysta i niczym niezmącona głupota? W każdym razie ostatnie dni sprawiły, że aż strach wsiadać do auta. Powoli przestaję rozumieć to, co się dzieje na polskich drogach. Bijmy na alarm, dzieje się coś złego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie wiem, czy słyszeliście o Kseni Wołkowej? Mała Ukrainka miała 2 lata, gdy mama uciekła z nią przed wojną do Polski. Gorzej wybrać nie mogła… Bo najpierw w auto, którym z dziadkiem i ciocią jechała Ksenia, wjechał facet w BMW. Policja informowała, że dziadek Kseni wymusił pierwszeństwo, ale BMW jechało o wiele za szybko. Dziadek i ciocia Kseni zginęli na miejscu, dziewczynka była ciężko ranna.
Mieszkańcy Brzezin, gdzie mieszkała z mamą, zebrali pieniądze na jej rehabilitację, dołożył się lokalny przedsiębiorca i filantrop Eugeniusz Stempień. Kiedy odwoził Ksenię z turnusu rehabilitacyjnego, w ich auto wjechał 69-latek, który jechał pod prąd. Zginęli oboje. To przerażające, że polskie drogi i polscy kierowcy w dwóch próbach zabili dziecko uciekające przed wojną.
Jak można jechać drogą pod prąd przez ileś kilometrów i kompletnie się nie zorientować? Co trzeba mieć w głowie, żeby myśleć, że wszyscy inni jadą jak porąbani i na dodatek mrugają światłami? Ba, z raportu policji wynika, że funkcjonariusze zauważyli auto pędzące pod prąd i próbowali je zatrzymać, ale kierowca... zaczął uciekać.
O włos od tragedii było w Lublinie, gdzie jakaś kobieta pomyliła ponoć gaz z hamulcem i wjechała swoim SUV-em marki Porsche w żłobek. Zatrzymała się w środku sali, gdzie akurat dzieci już nie było. Gdyby były, mielibyśmy tragedię. Żłobek zapowiada, że zainstaluje jakieś bariery przed wejściem, żeby sytuacja się nie powtórzyła.
Rozumiecie? Żłobek postawi jakieś donice albo betonowe bloki, żeby nikt znów nie wjechał autem przez okno. Pani myląca gaz z hamulcem nie powinna była nigdy dostać prawa jazdy. Ale dostała.
Ostatnio na drodze, którą jeżdżę do pracy, jakiś kierowca wskoczył swoim autem na tory tramwajowe. Prawdopodobnie duży wpływ na to miały 4 promile alkoholu, które udało mu się wydmuchać, zanim zasnął w radiowozie. Najbardziej szokuje mnie fakt, że on jechał skądś dokądś. Musiał przebyć w tym stanie spory kawałek miasta. Fakt, że w końcu wleciał na tory, był dla wszystkich błogosławieństwem: udało mu się nikogo nie zabić.
Już nie zliczę, ile razy w ciągu ostatniego miesiąca byłem wyprzedzany tuż przed światłami, zakrętem czy skrętem, bo ktoś musiał być przede mną. Jaki jest sens wyprzedzania normalnie (podkreślam!) jadącego samochodu na 30 metrów przed czerwonym światłem? Albo wyobraź sobie, że jedziesz 50 km/h przez wieś i na podwójnej ciągłej wyprzedza cię TIR z naczepą. To też znam z autopsji.
Szybko, ale bezpiecznie?
Szlag mnie też trafia, kiedy widzę narzekania kierowców, którym piesi, "święte krowy" masowo włażą pod koła. Naucz się jednego: jeśli nie umiesz zatrzymać się przed przejściem i przepuścić pieszego, to znaczy, że jedziesz za szybko. Argumenty o tym, że auto nie zatrzymuje się w miejscu, są głupie. Jeśli musisz ostro hamować, jechałeś za szybko. Koniec tematu.
I to nie auto wjechało w pieszego, wpadło w poślizg, wypadło z drogi. Zrobił to kierowca. Pewnie taki, który twierdzi, że jeździ "szybko, ale bezpiecznie"...
Żeby było jasne: sam odwaliłem za kierownicą sporo głupich rzeczy. Ale nie jechałem 160 km/h w terenie zabudowanym, nie prułem pod prąd drogą szybkiego ruchu, nie wjechałem przez okno do żłobka. A to jest tylko malutki wycinek tego, co dzieje się na polskich drogach. Jak to możliwe, że nagle staliśmy się motoryzacyjnym trzecim światem? Przecież goniliśmy Europę.
Pusty śmiech mnie ogarnia, gdy słyszę, że zaleją nas imigranci i już nie będzie Polski. To nam nie grozi, my się do tej pory pozabijamy na drogach, na własne życzenie.
Naucz się pokory i uruchom wyobraźnię
Od dawna mówimy o tym, że system kształcenia kierowców w Polsce jest zły. Człowiek na kursie uczy się tego, jak zdać egzamin. Nikt nie pokazuje, co się dzieje w momencie utraty kontroli nad samochodem. Kierowcy nie wiedzą, jak działa ABS, ESP i inne systemy bezpieczeństwa. I nie znają podstaw fizyki. Bo przypomnijmy: prędkość faktycznie nie zabija. Ale jej gwałtowne wytracenie na drzewie lub murze już tak.
Być może miałem szczęście, bo w pewnym momencie pisałem o motoryzacji. Przeszedłem kilka szkoleń doskonalących jazdę. Widziałem zdjęcia z wypadków, wiedziałem, co to znaczy utrata kontroli nad samochodem. Policjanci pokazywali mi zdjęcia z tragicznych wypadków. A kiedyś z kolegami zrobiliśmy także materiał o tym, jak się jeździ po pijaku (na zamkniętym torze). I nigdy nie pomyślałem o sobie, że jestem dobrym kierowcą.
Obiecałem sobie, że w momencie, gdy się tak określę, pójdę na kurs doszkalający, by przekonać się, jak mało umiem za kierownicą. I myślę, że to jest coś, czego brakuje wielu polskim kierowcom. Pokory i wyobraźni. Szczególnie boli mnie to, że wskutek głupoty dorosłych cierpią dzieci. Takie jak mała Ksenia, zabita na polskiej drodze.