Wiecie, że te same samochody są w Polsce droższe, niż w Niemczech? Serio. Chodzi o francuskie marki z koncernu Stellantis. Francuzi sprzedają dokładnie te same auta drożej biednym Polakom, niż bogatym Niemcom. Co więcej: ta różnica to nie 10 złotych, ale nawet 30 tysięcy. To prawie 30 procent wartości auta! Co tu się dzieje?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Cóż, trochę skandal. Tylko... czy można winić Francuzów? Skoro w Polsce ich auta mimo wysokich cen znajdują nabywców, to po co mają obniżać ceny? Polacy zapłacą. A w Niemczech Francuzi muszą konkurować z całą potęgą niemieckiej motoryzacji. Mają pod górkę, muszą być tańsi. Więc są tańsi. W efekcie Niemiec za nowego Citroena zapłaci mniej, niż Polak.
Całą aferę z cenami aut w Polsce i Niemczech opisała redakcja portalu Francuskie.pl. "Różnice między cenami dla poszczególnych modeli są ogromne – w przypadku najtańszego modelu C3 to aż 20 tysięcy złotych a dla komfortowego SUVa, czyli C5 Aircross, jest to ponad 30 tysięcy" – piszą dziennikarze redakcji specjalizującej się w niuansach francuskiej motoryzacji.
Sprawę od razu podchwyciły media społecznościowe i opisały jako wielki skandal. No bo jak to, Polak ma za to samo płacić więcej od Niemca? Niebywałe, przecież Niemcy zarabiają więcej. Więc z jakiej paki mają płacić mniej? Gdyby chociaż płacili tyle samo, ale mniej?!
Cóż, sami pewnie jesteśmy sobie winni. W handlu jest taka zasada, że ceny nie ustala się po kosztach produktu. Taki na przykład samochód czy telefon nie kosztuje tyle ile "części plus robocizna i podatki dodać zysk". Nie. Rzeczy tak naprawdę kosztują tyle, ile jesteśmy gotowi za nie zapłacić.
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia", "Po ludzku o ekonomii" i "Koszyka Bagińskiego" możesz oglądać TUTAJ.
Pamiętacie, jak po niebie latały odrzutowce Concorde?
Bilety na nie były piekielnie drogie. Niekoniecznie dlatego, że lot sam w sobie kosztował krocie. Chodziło raczej o to, że latali nimi ludzie, których stać było na zapłacenie niemal dowolnej sumy za to, by w ciągu niecałych trzech godzin przelecieć z Londynu do Nowego Jorku, załatwić kilka spraw i w kolejne 3 godziny wrócić.
W przeliczeniu na "dzisiejsze pieniądze" bilet na taki lot kosztowałby jakieś 7 tysięcy dolarów. Kosmiczne pieniądze, to jakieś 21 tysięcy złotych. 42 tysiące w obie strony!
W jednym z felietonów Jeremy Clarkson pisał, że British Airways zrobiło ankietę wśród swoich klientów. Pytało, ile ich zdaniem zapłacili za bilet. Niewielu z nich znało cenę, bo bilety kupowały ich asystentki. Podali więc cenę wyższą, niż rzeczywista. Co zrobiły linie lotnicze? Podniosły ceny biletów! Bo skoro klienci są gotowi zapłacić więcej, to grzechem byłoby nie skorzystać z tej okazji.
Skoro Francuzi są zadowoleni ze sprzedaży swoich aut w Polsce, to nie mają powodu obniżać cen. Mieliby to zrobić i w efekcie zarobić mniej?
Polak na rabaty łasy?
Ale większość komentujących nie dostrzega jeszcze jednej rzeczy. To zjawisko wyjaśnili sami dziennikarze z Francuskie.pl. Otóż zauważyli, że w Polsce Citroën ma wysokie ceny detaliczne i oferuje bardzo wysokie rabaty. Tymczasem w Niemczech rabatów prawie nie ma, ale ceny od razu są niższe.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Abstrahując od mimo wszystko dziwnej polityki cenowej koncernu Stellantis, to znowu jest trochę nasza wina. Wychodzi na to, że Polacy kochają promocje i dają się im ogłupiać. Bo po kilku minutach takiej rozmowy…
– Dzień dobry, chciałbym obejrzeć to auto.
– Dzień dobry, jak dla pana 5 tysięcy złotych taniej.
– Hm, ciągle sporo.
– Może napije się pan kawy? 10 tysięcy upustu.
– Wolę herbatę.
– Ok, obniżę o 15 tysięcy.
… Polak może nabrać przekonania, że zrobił świetny interes i zaoszczędził 30 czy 50 tysięcy. Faktycznie zapłaci… tyle samo, co Niemiec bez targowania.
Z drugiej strony Niemcy na takie numery się pewnie nie nabierają, bo są na nie uodpornieni. U nasz szalony kapitalizm wszedł na pełnym gazie dopiero w latach 90. i od tamtej pory mnóstwo firm usiłuje nas kusić telefonami za złotówkę, rozmowami za darmo i tym podobnymi ściemami.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
A może to kwestia kulturowa, trudno dziś orzec. Pięknie jednak pokazuje zarówno mentalność firm działających w warunkach rynkowych, jak i konsumentów. Być może jednak jest też tak, że spece ze Stellantisa popełnili błąd, który będzie ich dużo kosztował. Bo gdy wieść o tym, że Citroeny są w Polsce droższe, niż w Niemczech, dotrze do potencjalnych nabywców, może ich zniechęcić.
Od dawna wiadomo, że ceny różnych produktów różnią się na różnych rynkach. I faktycznie bywa tak, że ceny w niemieckim Lidlu są niższe, niż w polskim. Co w naszej świadomości uznawane jest za niedopuszczalne, skandaliczne i złodziejskie.
W Niemczech często o wiele mniej trzeba zapłacić za elektronikę. Wiele razy pisaliśmy również o tym, że produkty na Zachodzie mają lepszy skład, nie zawierają "kontrowersyjnych" składników, jak olej palmowy itp.
Co możemy z tym zrobić? Przede wszystkim musimy być bardziej świadomymi konsumentami. I tak się dzieje, chociaż ciągle dajemy się nabierać na różne sztuczki wszelkiej maści koncernów. Ale fajnie, że zauważamy różne rzeczy i z nimi walczymy. Pomaga nam w tym internet i media społecznościowe. Dobrze, że w ten sposób możemy napsuć krwi "kreatywnym" menedżerom.