– Śmialiście się z "babciowego", będzie "babciowe" – stwierdził podczas grudniowego exposé Donald Tusk. Jak wytłumaczył, ma to być nowe świadczenie w ramach programu "Aktywny rodzic". Skąd więc nazwa "babciowe", a nie inna, komu będzie przysługiwać nowe świadczenie i ile rząd na nie przeznaczy? Wyjaśniamy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W Dzienniku Ustaw została opublikowana ustawa budżetowa na 2024 rok oraz ustawa okołobudżetowa. Przewidziano w niej m.in. środki na finansowanie procedury In vitro (500 mln zł), kontynuacje programów społeczno-gospodarczych (w tym 800 plus) oraz na realizację programu "Aktywny rodzic", potocznie znanego jako "babciowe". Rząd chce przeznaczyć na nie 1,5 miliarda złotych.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej celuje ze startem programu na trzeci kwartał 2024 roku, czyli najwcześniej od 1 lipca, a najpóźniej od 1 września.Zakład Ubezpieczeń Społecznych ma wtedy zacząć wypłacać świadczenie w wysokości 1500 złotych.
Dlaczego nazwa "babciowe"
– Będzie "babciowe" w tym roku (...) Wypłacimy każdej mamie, każdej rodzinie, wszystkim rodzicom, którzy potrzebują pomocy na opiekę nad swoim maleństwem po 1,5 tys. zł miesięcznie – powiedział premier Donald Tusk w trakcie grudniowego expose w Sejmie.
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia", "Po ludzku o ekonomii" i "Koszyka Bagińskiego" możesz oglądać TUTAJ.
Zdaniem premiera 50 proc. matek nie wraca po urlopie macierzyńskim do pracy, a proponowana kwota ma zostać przeznaczona na opiekę nad dzieckiem. Dane są potwierdzane przez badanie Fundację "Rodzic w mieście" w 2021 roku. Jak pisaliśmy na INNPoland, już w pierwszym roku funkcjonowania programu "Rodzina 500 plus" z rynku pracy zniknęło około 100 tys. kobiet.
Kwotę 1,5 złotych można będzie przekazać na żłobek czy opiekunkę. A tą może zostać nawet babcia, jeśli zgodzi się na opiekę nad maluchem. Jak stwierdził lider PO, właśnie na seniorki spada często obowiązek opieki nad dziećmi, gdy rodzice pracują. I stąd właśnie wzięła się ta nazwa.
Komu przysługuje świadczenie?
Nazwy mają to do siebie, że potrafią się przykleić, nawet jeśli nie są idealne. Tak w tym wypadku "babciowe" może trafić do kieszeni nie tylko babci, ale być może dowolnego członka rodziny, który podejmie się opieki nad dzieckiem. Na szczegóły regulacji tego rozwiązania musimy poczekać, aż zostanie opublikowana nowa ustawa. Jest niewykluczone, że formalizacja takiej opieki będzie ustanowiona za pośrednictwem umowy cywilnej.
Co wiemy na obecną chwilę? Do "babciowego" będą uprawnione kobiety, które po urodzeniu dziecka i zakończeniu urlopu macierzyńskiego podejmą pierwszą pracę lub wrócą do przerwanej aktywności zawodowej. Dodatkowym warunkiem jest dochód w wysokości co najmniejpłacy minimalnej (od 1 lipca 2024 r. – 4300 zł brutto). "Babciowe" jest skierowane do matek, których dziecko nie ukończyło 3. roku życia.
Świadczenie ma być przyznawane na podobnych zasadach co 800 plus. Czyli musimy złożyć wniosek i trafi na nasze konto z ZUS. I rodzice będą sami decydować, na co je przeznaczą.
Krytyka programu - do kogo trafią pieniądze?
Przeciwnicy kolejnych dodatków przekonują, że 1,5 tys. zł należałoby od razu przekazać żłobkom, bo większość z "babciowego" i tak do nich trafi. Jednak to nie do końca prawda, bo nie każdy rodzic decyduje się na żłobek. Poza tym takie instytucje nie pracują w weekendy, gdy może być potrzebna dodatkowa opieka nad dzieckiem.
– Bezpośredni transfer do żłobka nie byłby właściwy i lepiej pozostawić te środki do dyspozycji matek – ocenił dla INNPoland dr Anotni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego.
Wśród krytyków nowych dodatków socjalnych pojawił się też argument, że nowy pieniądz może byćproinflacyjny. – Każde dosypywanie pieniędzy do gospodarki to impuls inflacyjny. Natomiast trzeba dokonać analizy kosztów i korzyści. Wydaje się, że tu jest tak wiele korzyści z tego rozwiązania, że przysłonią nawet potencjonalny wzrost cen – komentuje prezes.
Ocena ekspertów
W rozmowie z "Faktem" program Tuska ocenia prof. Julian Auleytner. To ekonomista i demograf, były prezes Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej. Uznawany jest za pomysłodawcę 500+, bo jeszcze w 2011 roku, gdy toczyła się dyskusja nad ubóstwem wśród dzieci, zaproponował wprowadzenie świadczenia w wysokości 100 euro (wtedy 400 zł).
Zdaniem ekonomisty, to dobry pomysł, który mieści się w finansowaniu proponowanej sumy z Funduszu Pracy. A co więcej – program ten nie powodowałby wzrostu inflacji.
– Fundusz Pracy tworzony jest od ponad 30 lat, a obecnie, przy minimalnym bezrobociu, gromadzi nieobniżone składki pracodawców, tworzące finansową rezerwę. To rozwiązanie różni się od 500 plus, które wymagało znalezienia odrębnych pieniędzy na finansowanie – podkreśla prof. Auleytner.
Jego zdaniem "propozycja ma realne szanse wesprzeć rodziny z małymi dziećmi i przez to wpisuje się jako ważny fragment politykiprorodzinnej i prodemograficznej. To przykład solidarności generacyjnej i pozyskuje głosy kobiet z różnych grup wiekowych".
Prof. Auleytner na łamach dziennika podpowiada też Tuskowi, o czym w swoim nowym programie nie może zapomnieć. – Może warto zauważyć, że o dziadkach też nie należy zapominać – wskazuje.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Na łamach INNPoland rozmawialiśmy ze wspomnianym wcześniej prezesem Instytutu Emerytalnego. dr Anotni Kolek ocenia, że to pomysł zupełnie inny, niż dotychczasowe świadczenia proponowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Jego zdaniem poprzednia władza "dawała pieniądze za nic".
– Dlatego mówi się o rozdawnictwie czy przepalaniu pieniędzy. Powstało więc państwo, które dużo pobierało w składkach i podatkach, a jednocześnie dużo oddawało w świadczeniach – tłumaczył nam ekspert.