
Stare polskie kino science fiction jest fascynującym, niedocenianym i często nieznanym nurtem w światowej kinematografii. Często miesza się z komedią, bywa filozoficzne i ciężkie w odbiorze. Przedstawiamy pięć propozycji, które warto poznać.
Wielu ludzi na myśl o polskim kinie science fiction od razu krzyczy "Seksmisja!". Na tym jednak nie kończy się polska fantastyka naukowa, która w ostatnim czasie w końcu wychodzi z cienia.
Polska kinematografia ma dużo poważniejsze produkcje na liście, nawet jeśli czasem niedoceniane. To czasem wymagające w odbiorze, głęboko filozoficzne dzieła, wymagające od widza świadomości na temat realiów, w których powstawały. Jednak to właśnie ograniczenia techniczne i polityczne pozwoliły stworzyć tak wyjątkowe obrazy.
Lista jak zawsze jest subiektywna i nie jest wyczerpująca. I choć większość omawianych pozycji pochodzi z czasów PRL, znalazła się na niej też jedna koprodukcja polsko-japońska.
5. "Test Pilota Pirxa"
Omawiając stare filmy sci-fi z PRL nie mogłem zacząć inaczej, jak od adaptacji opowiadania Stanisława Lema. Polsko-radziecko-estońska produkcja z 1979 roku adaptuje opowiadanie "Rozprawa" ze zbioru "Opowieści o pilocie Pirxie".
Tytułowy dowódca statu kosmicznego Goliath ma do wykonania misje mające ocenić zaawansowane androidy pod kątem ich przydatności. Z tym że nie wie, kto w załodze jest człowiekiem.
Niczym polski "Łowca Androidów" Pirx musi rozgryźć masę dylematów moralnych, z naturą człowieczeństwa na czele.
4. "Czarne Słońca"
Mówi się, że muzyka (a konkretnie piosenka Kultu) z tego filmu została bardziej zapamiętana niż sam obraz. "Czarne Słońca" rzeczywiście nie są najprostsze w odbiorze. Za to fascynują i zostawiają widzowi ostateczną interpretację wydarzeń.
Śledzimy w nim losy Tadeusza Wilka, zwolnionego z więzienia recydywisty, który wierzy, że jest kosmitą. Jednocześnie najbardziej pragnie wrócić za kratki. Film powstał w 1992 roku, krótko po upadku komunizmu w Polsce.
Komentarz społeczny wydaje się mało subtelny, ale nic nie jest powiedziane wprost. Poetycki przekaz jest pełen niuansów. Stawia pytania o tożsamość i cele jednostki w obliczu tak wielkiej zmiany, dyskutując z nostalgią, która przecież u wielu utrzymuje się po dziś dzień. A to jak odczytujemy oferowane odpowiedzi, zależy głównie od nas samych.
3. "Na Srebrnym Globie"
Cofamy się do roku 1988. "Na Srebrnym Globie" napisany i wyreżyserowany przez Andrzeja Żuławskiego, to filmowa adaptacja "Trylogii Księżycowej" jego stryjecznego dziadka, Jerzego Żuławskiego. Grupa dysydenckich astronautów rozbija się na planecie podobnej do Ziemi i tworzy nową cywilizację, którą odkrywa potem samotny astronauta Marek.
Zostaje uznany za postać mesjanistyczną i popchnięty do poprowadzenia kolonistów do wojny przeciw telepatycznym, ptakopodobnym istotom.
Już same założenia fabuły zbliżają to dzieło do pulpowej klasyki z Hollywood (Marek niczym John Carter z Marsa czy Flash Gordon), ale jego przygoda ma dużo mroczniejszy wydźwięk. I w przeciwieństwie do nich walczył nie tylko z kosmitami, ale i ostrą cenzurą.
W 1977 roku produkcja filmu została wstrzymana, zniszczono rekwizyty, dekoracje, kostiumy. Żuławski dokończył swoje dzieło dopiero po 12 latach.
Efekt jest chaotyczny, z brakującymi scenami wypełnionymi narracją głosową. Historia jego powstawania jest sama w sobie opowieścią o walce z kontrolą państwa.
2. "Avalon"
Polsko-japońska produkcja z 2001 roku została wyreżyserowana przez Mamoru Oshii, twórcę znanego z cyberpunkowej klasyki "Ghost in the Shell". W roli głównej bohaterki Ash wystąpiła Małgorzata Foremniak.
Jednak nie są to powody, dla których "Avalon" tak mocno zapadł mi w pamięci. W końcu nie przesadzę, mówiąc, że produkcja jest inna niż wszystkie.
Zasady rządzące anime zostały tutaj przeniesione na polską scenerię, przeplecione estetyką cyberpunka i gier komputerowych. Mamoru Oshii miesza perspektywy kulturowe i style.
A tak jak Matrix miał wszędzie odcienie zieleni, tak "Avalon" nakręcono na odbarwionej taśmie filmowej.
Świat, w którym żyje Ash to wizja zdegenerowanej, wielopoziomowej wirtualnej rzeczywistości. Piekło dla graczy, ale wciąż lepsze niż rzeczywistość. Tylko czy aby na pewno? Nie gorzej niż dzieło Wachowskich porusza tematy granic rzeczywistości, przestrzega przed ucieczką w rozrywkę i uzależnieniami.
Można go kochać lub nienawidzić za jego dziwność… oraz liczne wady. Jak dialogi, podobno przetłumaczone po łebkach z japońskiego, jeszcze pogorszone przez drewnianą grę aktorską.
Dodajmy, że dla japońskiego widza nasze swojskie scenerie w takiej aranżacji zapewne dobrze sprzedawały realia egzotycznej gry wideo, podczas gdy dla nas mogą czasem budzić uśmiech rozbawienia.
A jednak te wszystkie drobiazgi w połączeniu z unikatowym polsko-japońskim miksem stylów dają nam dzieło, którego ze świecą szukać. Niestety w przenośni i dosłownie, ponieważ w Polsce nie jest dostępny w streamingu, a wydania płytowe kosztują krocie.
1. Tetralogia Piotra Szulkina
Czyli "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji", "Golem", "Wojna Światów: Następne Stulecie" i "Ga, ga. Chwała bohaterom", filmy znane jako "kwartet apokalipsy". Każdy z ich zasługuje na oddzielną pozycję, ale łączą je tematy apokaliptyczne, dystopijne oraz wszechobecnego widma radzieckiej propagandy.
Jako że dziełami Szulkina mógłbym wypełnić niemal całe takie zestawienie, zdecydowałem się zawrzeć je w jednym podsumowaniu.
Mamy więc minimalistycznego "Golema", omawiającym próbę stworzenia idealnej istoty (obywatela) w świecie po zagładzie nuklearnej; "Wojnę Światów" z Marsjanami zmieniającymi Polskę w policyjne państwo; "O-bi, o-ba" o manipulacji nadzieją i degradacji społeczeństwa; oraz groteskowe, surrealistyczne "Ga, ga" o społeczeństwie uzależnionym od przemocy.
Z chudym budżetem i na przekór galopującej cenzurze w PRL, Szulkin podejmował rękawicę krytykowania rządów komunistycznych.
