
To może zmienić oblicze demokracji – rząd Wielkiej Brytanii chce dopuścić 16-latków do urn wyborczych. W Polsce temat wywołuje emocje, ale politycy zaczynają mówić o tym coraz głośniej.
Rząd Wielkiej Brytanii ogłosił w czwartek, że umożliwi udział w wyborach osobom w wieku 16 i 17 lat. Choć plan określono mianem "przełomowego momentu dla demokracji", przeciwnicy nazywają go próbą wpłynięcia na nadchodzące wybory. Czy podobna inicjatywa ma szansę w Polsce?
Wielka Brytania chce obniżyć wiek czynnego prawa wyborczego
W Wielkiej Brytanii mieszka ponad 1,6 mln osób w przedziale wiekowym 16-18. Zaprezentowany właśnie przez rząd plan uznawany jest za największe rozszerzenie praw wyborczych w ostatnich dekadach. Poprzednia ogólnokrajowa zmiana wieku uprawniającego do głosowania – z 21 na 18 lat – miała miejsce ponad pół wieku temu, w 1969 roku.
"Spadające zaufanie do instytucji i samej demokracji stało się poważnym problemem, ale to na rządzie spoczywa odpowiedzialność, by odwrócić te tendencję i odnowić nasz system" – napisała w przedmowie do dokumentu programowego wicepremierka Angela Rayner.
Choć to wciąż jedynie projekt, w obecnej sytuacji politycznej na Wyspach ma on szczególne szanse powodzenia.
Partia Pracy ma istotną większość w Izbie Gmin, co pozwala jej z łatwością wprowadzać tego typu ustawy. Do tego wcale nie muszą się spieszyć. Następne wybory w Wielkiej Brytanii są planowane dopiero na 2029 rok.
Jak prawo wyborcze różni się na świecie
W większości państw na świecie czynne prawo wyborcze otrzymujemy wraz z ukończeniem 18. roku życia. Jednak niektóre kraje zdecydowały się na obniżenie tej granicy.
Austria już w 2007 roku dopuściła do głosowania 16-latków w wyborach krajowych, stając się pierwszym państwem Unii Europejskiej, które wprowadziło taką zmianę. Podobne przepisy obowiązują też m.in. w Argentynie, Brazylii i na Malcie. W niektórych przypadkach młodsi obywatele mają ograniczone prawo do głosowania – np. tylko w wyborach lokalnych.
Największa globalna fala obniżania wieku wyborczego miała miejsce w latach 70. XX wieku. Wtedy to wiele krajów, w tym Stany Zjednoczone, obniżyło granicę wieku z 21 do 18 lat, co miało związek m.in. z wojną w Wietnamie i postulatem, że osoby wysyłane na front powinny mieć również prawo decydować o losach swojego kraju przy urnie.
W Polsce prawo do głosowania przysługuje obywatelom po ukończeniu 18. roku życia. Zasada ta została ustanowiona już w 1952 roku i utrwalona w art. 62. obowiązującej Konstytucji.
Jednak w ostatnich latach coraz częściej słyszymy w naszym kraju głosy wzywające do obniżenia czynnego prawa wyborczego.
Prawo do udziału w głosowaniach w Polsce
"Nie da się dłużej jechać na ustawionym w połowie dwudziestego wieku autopilocie" – mówił w trakcie ubiegłorocznego Forum Młodych Europa marszałek Hołownia.
Odnosząc się do swojego wystąpienia, w poście na platformie X wprost zaadresował kwestie prawa młodych do udziału w wyborach.
"Obiecuję zrobić wszystko, by 16-latkowie mogli głosować i decydować o swojej przyszłości. Broniąc klimatu, domagając się #czarnekout pokazali, że są nierzadko dużo bardziej świadomi niż osoby mające prawo głosu".
Podobne stanowisko obrał na początku roku poseł KO Jarosław Wałęsa. W swojej interpelacji skierowanej do ministra spraw wewnętrznych wzywał do obniżenia prawa wyborczego do 16 roku życia.
Jego argumenty dotyczyły po pierwsze zaangażowania młodych we współczesne kryzysy światowe oraz potencjalnego zwiększenia zainteresowania polityką wśród młodych, którzy czuliby, że mogą decydować o sprawach swojego kraju.
"Młodzi ludzie w wieku 16-18 lat wykazują coraz większą świadomość wyzwań współczesnego świata, takich jak kryzys klimatyczny, rozwój technologii czy problemy związane z edukacją i rynkiem pracy" – pisał Wałęsa. "Włączenie tej grupy wiekowej w proces wyborczy mogłoby przyczynić się do zwiększenia zainteresowania sprawami publicznymi, rozwinięcia świadomości obywatelskiej oraz wzmocnienia edukacji na temat funkcjonowania państwa i praw obywatelskich".
Kolejny argument dotyczy zwiększenia frekwencji wyborczej.
Na kogo zagłosują młodzi?
To nie zaskoczenie, że młodzi najczęściej wybierają skrajne ugrupowania. Gdyby to oni mieli decydować, kto przeszedłby do drugiej tury ostatnich wyborów prezydenckich, znaleźliby się w niej Adrian Zandberg z Partii Razem i Sławomir Mentzen z Konfederacji.
Prawdopodobnie ich młodsi koledzy i koleżanki również poszliby ich śladem, co mogłoby okazać się poważnym zagrożeniem dla największych partii politycznych, czyli tzw. duopolu.
Nie znamy dokładnej liczby obywateli i obywatelek Polski w przedziale 16-18 lat, jednak w przybliżeniu jest ich ok. 1,2 mln. W obecnej sytuacji politycznej ich głosy mogłyby wyraźnie wpłynąć na scenę polityczną. Dla porównania Karol Nawrocki zwyciężył ostatnie wybory prezydenckie różnicą ok 370 tys. głosów.
Jednak Polacy nie są chętni wobec zmniejszenia wieku czynnego prawa wyborczego. Według styczniowego sondażu zrealizowanego przez SW Research na zlecenie Wprost, aż 71 proc. ankietowanych uważa, że do urn powinniśmy iść dopiero po ukończeniu 18. roku życia.
Zobacz także
