Obcy: Ziemia. Przedstawiamy najlepsze i najgorsze produkcje z uniwersum "Obcego"
Sigourney Weaver w filmie "Obcy - 8. pasażer "Nostromo". Fot.: Kadr z filmu "Obcy. Ósmy pasażer Nostromo", reż. Ridley Scott

Ta seria to coś więcej niż walka z kosmicznym potworem – to filozoficzne studium strachu, samotności i ludzkiej wytrzymałości. Z okazji premiery "Obcy: Ziemia" przyglądamy się najważniejszym produkcjom z sagi: tym, które zdefiniowały kanon horroru, ale też tym, które pokazały, jak łatwo zgubić pierwotną wizję.

REKLAMA

Historia popkultury zna niewiele franczyz, które w tak zróżnicowany sposób, eksplorują granice strachu i ludzkiej wytrzymałości. Uniwersum "Obcego", stworzone przez Ridleya Scotta w 1979 roku już od swoją pierwszą produkcją wyznaczyło nowe szlaki w gatunki sci-fi.

Seria to filozoficzna refleksja nad naszą pozycją we wszechświecie, studium lęku i mechanizmów obronnych w obliczu niemal niemożliwego do powstrzymania zagrożenia

W ciągu kolejnych dekad uniwersum to rozwinęło się w wielu kierunkach, stając się kanonem zarówno w kinie, jak i w świecie gier wideo. Z okazji premiery najnowszego wpisu w serii – Obcy: Ziemia, przedstawiamy zestawienie najlepszych i najgorszych produkcji z serii o Ksenomorfach. 

Szczęki w kosmosie: Obcy – ósmy pasażer Nostromo

Nie można dyskutować o najlepszych produkcjach z uniwersum bez oddania hołdu pierwowzorowi. "Obcy – ósmy pasażer Nostromo" niemal natychmiast trafił do kanonu horroru sci-fi.

Ridley Scott zrezygnował z tanich chwytów na rzecz powolnego budowania napięcia i klaustrofobicznej atmosfery. Statek "Nostromo" nie jest lśniącą, futurystyczną twierdzą, a raczej brudnym, klaustrofobicznym labiryntem, który doskonale oddaje nastrój osamotnienia i bezbronności załogi.

Film to majstersztyk w dziedzinie projektowania artystycznego, w dużej mierze dzięki geniuszowi szwajcarskiego artysty H.R. Gigera. Stworzony przez niego Ksenomorf nie jest tylko kolejnym potworem; to biomechaniczna maszyna do zabijania, symbol lęków pierwotnych.

Scott nie pokazuje bestii zbyt często, wykorzystując zasadę "mniej znaczy więcej", co sprawia, że każda scena z jej udziałem jest wstrząsająca. To film, który definiuje strach, pozostając niezrównanym wzorem do naśladowania dla całego gatunku.

Zmiana konwencji: Obcy – decydujące starcie

Cztery lata później, James Cameron stanął przed pozornie niemożliwym zadaniem — stworzenia kontynuacji, która dorównałaby oryginałowi. Zrobił to w sposób genialny, zmieniając konwencję z horroru na wojenne kino akcji. "Obcy – decydujące starcie" to zdecydowanie szybsza i bardziej monumentalna produkcja.

Cameron przeniósł ciężar opowieści na dynamiczną walkę z hordami Ksenomorfów, wprowadzając do akcji oddział marines, których arogancja i zaawansowana technologia zostają brutalnie skonfrontowane z perfekcją biologiczną Obcych

Film eksploruje temat macierzyństwa (zarówno w relacji Ripley z małą Newt, jak i w przerażającym konflikcie z Królową Obcych) oraz militaryzmu. To, co w jednym filmie było horrorem, w drugim stało się widowiskowym, lecz wciąż emocjonującym spektaklem. Obie produkcje, choć diametralnie różne, stanowią niezaprzeczalny szczyt franczyzy.

Powrót do korzeni: Obcy: Izolacja

Choć kolejne filmy z serii miały zmienne szczęście (o czym za chwilę), prawdziwe wskrzeszenie ducha oryginalnego Obcego nastąpiło na innym polu — w grach wideo. "Obcy: Izolacja" (2014) to jeden z najgłośniejszych tytułów w historii adaptacji filmowych, który na nowo zdefiniował, jak powinny wyglądać gry z gatunku survival horror.

Deweloperzy ze studia Creative Assembly porzucili konwencję strzelanki na rzecz powolnego, metodycznego skradania się i ukrywania. Gracze wcielają się w Amandę Ripley, córkę Ellen, która uwięziona jest na zrujnowanej stacji kosmicznej z jednym, inteligentnym i niepokonanym Ksenomorfem.

Siłą gry jest jej zaawansowana sztuczna inteligencja. Obcy uczy się zachowań gracza, reaguje na dźwięki i otoczenie, stając się nieprzewidywalnym drapieżnikiem, który budzi autentyczny, paraliżujący strach.

Oprawa wizualna i dźwiękowa gry to hołd dla estetyki pierwszego filmu – brudne, analogowe monitory, migające światła, duszna atmosfera. Dzięki temu "Izolacja" nie tylko wiernie oddała ducha pierwowzoru, ale także udowodniła, że horror może być jeszcze bardziej intensywny, gdy to my, a nie aktorzy, musimy stawić czoła grozie.

Uniwersum "Obcego", pomimo swojej wybitnej kulminacji w arcydziełach Ridleya Scotta i Jamesa Camerona, nie jest wolne od potknięć. Każda długa i złożona franczyza, która rozciąga się na dziesięciolecia i obejmuje różne media, prędzej czy później musi się potknąć. 

Analiza najgorzej przyjętych filmów i gier z serii "Obcy" to fascynujące studium tego, co może pójść nie tak, gdy z potężnego mitu pozostaje jedynie pusta wydmuszka. To opowieść o zmarnowanym potencjale i o tym, jak łatwo zgubić ducha oryginalnej, uniwersalnej grozy.

Męczący mrok: Obcy kontra Predator 2

Na samym dnie zestawienia filmów, z oceną, która w wielu serwisach oscyluje wokół absolutnego minimum, ląduje "Obcy kontra Predator 2". Ten film, który miał być krwawą rozprawą dwóch kultowych kosmicznych potworów, stał się synonimem porażki na niemal każdym poziomie. 

Jego największym, a zarazem najbardziej uderzającym problemem była fatalna estetyka. Reżyserzy (bracia Strause) postawili na ekstremalnie ciemną, wręcz nieczytelną wizualnie oprawę, która uniemożliwiała śledzenie akcji. Zamiast budować napięcie, film irytował i męczył, zamieniając brutalną walkę w bezładną plątaninę cieni.

Co gorsza, film całkowicie porzucił ambicje na rzecz bezmyślnej brutalności. Tam, gdzie oryginalne filmy z serii "Obcy" sugerowały, a nie pokazywały, budując napięcie i strach, sequel "Obcy kontra Predator" epatował gore, stawiając na szokowanie zamiast na emocje. 

Ksenomorf i Predator, z ikonicznych, inteligentnych łowców, zostali sprowadzeni do roli bezmyślnych, walczących ze sobą maszyn. To ostateczny dowód na to, że nawet najlepsze uniwersum można zniszczyć przez brak artystycznej wizji i chaotyczny scenariusz. 

Ton, który zabił franczyzę: Obcy: Przebudzenie

Nieco wyżej, ale wciąż bardzo nisko, plasuje się "Obcy: Przebudzenie". To, co w teorii miało być intrygującym pomysłem na wskrzeszenie Ellen Ripley jako klona, w praktyce stało się dziwaczną mieszanką czarnej komedii, eksperymentów genetycznych i groteskowych scen. Reżyser Jean-Pierre Jeunet, znany z ekstrawaganckiego stylu, narzucił filmowi ton, który zupełnie nie pasował do poważnej, mrocznej atmosfery sagi.

"Ripley-klon" z nadludzką siłą i kwaśną krwią to tylko wierzchołek góry lodowej. Sceny z dziwacznymi, skrzyżowanymi z ludźmi Obcymi i humorystyczne dialogi zabiły jakiekolwiek poczucie zagrożenia. Film próbował być czymś, czym nie był i nigdy nie powinien być – futurystyczną komedią grozy.

Zamiast kontynuacji, fani otrzymali produkcję, która zdawała się celowo kpić z fundamentów, na których opierał się ich ulubiony cykl.

Koszmar graczy: Aliens: Colonial Marines

Jednak najgłębszą przepaść w uniwersum "Obcego" stanowi gra "Aliens: Colonial Marines" (2013). To, co miało być "kanoniczną kontynuacją" filmu Jamesa Camerona, okazało się jedną z największych katastrof w historii gamingu. 

Gra rozczarowała na każdym możliwym poziomie. Jej największym grzechem było jednak złamanie obietnicy: zamiast obiecanej, mrocznej opowieści, gracze otrzymali produkcję z fatalną grafiką, powtarzalną rozgrywką i żenująco słabą sztuczną inteligencją Obcych.

Gra całkowicie ignorowała to, co sprawiło, że pierwowzory były tak przerażające. Ksenomorfy, zamiast być sprytnymi i niebezpiecznymi łowcami, stały się bezmyślnymi celami do odstrzału. To był strzał w kolano nie tylko dla deweloperów, ale i dla całej franczyzy. Colonial Marines to idealny przykład, jak brak poszanowania dla materiału źródłowego mogą zniszczyć reputację.

Ambitna wizja, która podzieliła fanów: Prometeusz

Kiedy Ridley Scott powrócił do uniwersum, które sam stworzył, fani na całym świecie wstrzymali oddech. "Prometeusz" (2012) nie był jednak typowym prequelem. Zamiast serwować nam kolejną porcję kosmicznego horroru, reżyser postawił na wielką, filozoficzną epopeję, która miała odpowiedzieć na fundamentalne pytania o pochodzenie ludzkości. Film jest wizualnie oszałamiający, a jego rozmach i skala budzą podziw. 

Jednak to właśnie ta ambicja stała się jego największą słabością. Prometeusz odsunął na bok czysty strach i napięcie na rzecz gęstej, momentami niezrozumiałej fabuły. Wiele pytań, które film stawiał, pozostawało bez odpowiedzi, a postacie, w przeciwieństwie do załogi Nostromo, były często jednowymiarowe i podejmowały nielogiczne decyzje. 

Mimo to nie można go zaliczyć do najgorszych produkcji. Jest raczej przykładem dzieła, które poniosło porażkę w osiągnięciu własnych, zbyt wysokich celów, pozostawiając widzów z poczuciem niedosytu i frustracji, ale też z wieloma intrygującymi obrazami i pomysłami, które na długo zapadły w pamięć.