
Premier Tusk ogłosił, że kontrowersyjny podatek od samochodów spalinowych nie wejdzie w życie. Zamiast kary dla kierowców, za którą opowiedział się Mateusz Morawiecki, rząd Koalicji 15 października stawia na nagrody.
W czwartek premier Donald Tusk na platformie X jednoznacznie stwierdził, że "Podatek Morawieckiego od samochodów spalinowych, który miał obowiązywać już w przyszłym roku, trafił ostatecznie do kosza".
Czym był "podatek Morawieckiego"?
Opłata, o której mówi premier, miała być obliczana na podstawie emisyjności pojazdu według tzw. normy Euro i miała być płacona przy rejestrowaniu auta. Podatek miał pomóc w wypieraniu starszych samochodów z rynku i przyczynić się do poprawy jakości powietrza, zwłaszcza w dużych miastach.
"Podatek Morawieckiego" miał w pierwszej kolejności zostać wprowadzony już w 2024 roku. Później stał się nawet jednym z "kamieni milowych" KPO.
Kij czy marchewka? Co zamiast podatku czeka kierowców
Podatek wzbudził jednak szereg kontrowersji. Po pierwsze nieproporcjonalnie obciążał uboższą część społeczeństwa, która częściej korzysta z samochodów objętych opłatami i często nie może sobie pozwolić na kupno nowszego czy elektrycznego pojazdu.
Do tego powiązanie wprowadzenia podatku z kolejnymi transzami środków z KPO wzbudziło niepokój o to, czy faktycznie otrzymamy unijne środki.
Zamiast tzw. podatku Morawieckiego rząd wprowadził program dopłat do samochodów elektrycznych. "Kij zamieniamy na marchewkę" – komentowała wówczas sprawę ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska.
Zobacz także
