
To miał być dzień triumfu polskiej energetyki. 17 grudnia 2025 r. pierwsza w historii aukcja dla morskich farm wiatrowych zakończyła się pełnym sukcesem. Udowodniła, że wiatr z Bałtyku to jedna z najtańszych opcji dla polskiego odbiorcy. Radość trwała krótko, do prezentacji nowego planu Ministerstwa Energii.
Gdyby patrzeć tylko na liczby z wtorkowej aukcji, można by otwierać szampana. Rynek zweryfikował teorię i potwierdził: morska energetyka wiatrowa (offshore) jest opłacalna. W zwycięskich ofertach ceny ukształtowały się na poziomie od 476,88 zł do 492,32 zł za MWh.
To przełom. Kończy się era "projektów na papierze", a zaczyna budowa infrastruktury, która ma być filarem bezpieczeństwa energetycznego Polski.
– To silny sygnał dla gospodarki, że największy projekt transformacji energetycznej w historii Polski jest realizowany konsekwentnie i zgodnie z planem – komentuje Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW).
Prąd z wiatru. Rząd zaciąga hamulec
Radość z aukcji zderzyła się jednak z brutalną rzeczywistością polityczną. Niemal w tym samym czasie światło dzienne ujrzał zaktualizowany Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK). Dokument, który ma wyznaczać kierunki do 2040 roku, zamiast przyspieszać transformację w oparciu o tanie technologie, drastycznie ją hamuje.
Liczby są bezlitosne i trudne do racjonalnego wytłumaczenia:
Branża nie przebiera w słowach, nazywając to "administracyjnym hamowaniem" i działaniem wbrew rachunkowi ekonomicznemu. Pyta wprost: czy stać nas na marnowanie szansy wartej 869 miliardów złotych?
– To nie jest strategia reagująca na rynek. Nowy KPEiK to krok wstecz, który ignoruje fakty ekonomiczne i skazuje nasz kraj na długoterminowo wyższe ceny energii – grzmi Janusz Gajowiecki.
Miliardy, które mogą przejść koło nosa
Stawka tej gry jest znacznie wyższa niż tylko ceny prądu. Chodzi o gigantyczny impuls inwestycyjny. Offshore to nie tylko turbiny na morzu, to potężny łańcuch dostaw, w którym polskie firmy mogą zgarnąć nawet 40 proc. tortu.
O jakich pieniądzach mowa? Pełne wykorzystanie potencjału Bałtyku (szacowanego na 33 GW) to:
Decyzja Ministerstwa Energii o wyborze "mało ambitnego" scenariusza (WEM) zamiast prorozwojowego (WAM) oznacza w praktyce rezygnację z części tych zysków.
Rynek kontra urzędnik
Mamy więc do czynienia z paradoksem. Z jednej strony inwestorzy i regulator (URE) w drodze aukcji udowadniają, że technologia jest gotowa, tania i bezpieczna. Z drugiej strony polityka energetyczna cofa się do konserwatywnych założeń, sztucznie ograniczając podaż tej energii.
PSEW zapowiada walkę i domaga się rewizji planu KPEiK. Starcie między twardymi danymi z aukcji a biurokratycznym "nie da się" będzie kluczowym momentem dla przyszłości polskiej gospodarki.
Zobacz także
