osoba ze świeczką w ręku próbuje włączyć światło
A jeśli hakerzy wyłączą nam prąd? 80 mld zł strat w 72h to dopiero początek Fot. Sasha Chornyi / Shutterstock

Co by się stało, gdyby skoordynowany cyberatak uderzył w polską energetykę w samym środku zimy, powodując 72-godzinny, ogólnokrajowy blackout? Analiza duńskich bankowców pokazuje, że zagrożenie dla polskiej gospodarki nie przyjedzie czołgiem ze Wschodu, ale wślizgnie się przez niezałatane luki w przestarzałych systemach sterowania siecią.

REKLAMA

Polska sukcesu ostatnich dwóch dekad – europejski hub logistyczny, fabryka Europy, kraj taniej energii (relatywnie) i sprawnych łańcuchów dostaw. Ten obraz ma jednak potężną rysę. Jest nią infrastruktura energetyczna. Rozwój gospodarczy pędził jak TGV, podczas gdy modernizacja sieci przesyłowych i systemów nimi zarządzających przypominała raczej mozolny przejazd drezyną.

Efekt? Stworzyliśmy kolosa na glinianych nogach, podatnego na atak w najbardziej newralgicznym punkcie: archaicznych systemach sterowania (OT), zintegrowanych z siecią w sposób, który dla sprawnego hakera jest zaproszeniem.

Zima, godzina "Z" i reset systemu

Scenariusz nakreślony w duńskim Saxo Banku jest porażający w swojej prostocie. Wczesna zima, szczyt zapotrzebowania na energię. Złośliwy kod, który penetrował systemy od miesięcy, zostaje aktywowany. Przemysłowe systemy sterowania przestają reagować na polecenia operatorów. Sieć staje się "zombie". Jedynym ratunkiem przed fizycznym zniszczeniem infrastruktury (np. spaleniem transformatorów) jest awaryjny "twardy reset" – odłączenie całego kraju i spowodowanie blackoutu.

Polska gaśnie. Na 72 godziny. Przypomnijmy: ludzie z Saxo Banku co jakiś czas rzucają sobie różne skomplikowane zadania. Rozważają scenariusze różnych wydarzeń, często katastroficznych. Traktują to jako intelektualne wyzwanie.

Anatomia katastrofy gospodarczej

Co dzieje się potem, to już nie tylko brak światła w lodówce. To systemowy zawał serca gospodarki. Szacunki mówią o stratach przekraczających 80 miliardów złotych w ciągu zaledwie trzech dób. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej.

1. Energetyka na kolanach (-60 proc.)

Spółki energetyczne i wydobywcze przyjmują pierwszy, najpotężniejszy cios. Nie tylko tracą przychody, ale ponoszą gigantyczne koszty skomplikowanego restartu elektrowni i kopalń. W debacie publicznej pojawia się widmo gigantycznych odszkodowań i "podatku blackoutowego". Notowania giełdowych gigantów energetycznych nurkują o 40–60% w tydzień.

2. Finansowy paraliż (-25 proc.)

Sektor finansowy, którego krwiobiegiem jest prąd i dane, staje. Giełda zawiesza handel. Bankomaty i terminale płatnicze to bezużyteczne kawałki plastiku i metalu. Zaufanie – waluta cenniejsza niż złoto – paruje w tempie ekspresowym. Po wznowieniu notowań banki tracą 15–25 proc. wartości, bo rynek dyskontuje gwałtowny wzrost ryzyka kredytowego tysięcy firm, które przez 3 dni nie zarabiały.

3. Przemysłowy koszmar

Dla przemysłu ciężkiego – chemii, hutnictwa, cementowni – nagłe odcięcie zasilania to nie jest "przerwa w pracy". To ryzyko uszkodzenia drogich instalacji, zastygnięcia surowca w maszynach. Restart huty szkła czy wielkiego pieca to proces kosztowny, długotrwały i ryzykowny. Straty idą w setki milionów.

4. Logistyka i handel: gnijące łańcuchy

W nowoczesnej logistyce "just-in-time" nie ma miejsca na 3-dniową przerwę. Stają magazyny, centra dystrybucyjne. Przerywają się łańcuchy chłodnicze. Tony żywności w supermarketach i hurtowniach nadają się do utylizacji. Straty w tym sektorze są nieodwracalne.

Rynek mówi: "Sprawdzam"

Najbardziej bezlitosnym sędzią katastrofy są rynki finansowe. Kapitał zagraniczny, który dotąd widział w Polsce bezpieczną przystań, w panice ewakuuje się, dokonując gwałtownej rewizji oceny ryzyka krajowego.

  • Złoty tonie: Polska waluta osłabia się o 5–10 proc. wobec euro i dolara. To efekt ucieczki kapitału i konieczności awaryjnego, drogiego importu energii, co dewastuje bilans handlowy.
  • Obsługa długu drożeje: Rentowności polskich obligacji skarbowych wystrzeliwują w górę o 50–100 punktów bazowych. To oznacza, że pożyczanie pieniędzy przez państwo staje się drastycznie droższe, co obciąży budżet na lata.
  • Lekcja z przyszłości

    Ten scenariusz to nie tylko straszak. To brutalne przypomnienie, że w XXI wieku bezpieczeństwo państwa nie zależy tylko od liczby czołgów, ale od cyberodporności kluczowych systemów. Dla inwestorów to jasny sygnał: portfel skoncentrowany wyłącznie na polskim "gniazdku" (energetyka, banki, przemysł) to proszenie się o kłopoty. Jedynym racjonalnym ruchem defensywnym staje się międzynarodowa dywersyfikacja.

    Bo gdy zgaśnie światło, będzie już za późno na szukanie latarki.