Rafał Brzoska, Harry Potter polskiego biznesu, wraca i przeprasza. "Żyję w ciągłym strachu"
Rafał Brzoska zdradza plany Integera i InPostu. „Harrym Potterem” okrzyknęły go swego czasu media. Motto „jeśli wszystko jest pod kontrolą, to znaczy, że jedziesz zbyt wolno” zawiesił w swojej firmie. Potem jednak Rafał Brzoska zanadto chyba przyspieszył: rok temu Integer musiał wycofać się z giełdy, biznesmen – uznawany czasem też za symbol wilczego kapitalizmu nad Wisłą – musiał szukać inwestora i wyprzedawać imperium. Dziś powraca, podkreślając, że z pokorą przyjął nauczki od losu.
Według niego, Integer jest dziś firmą, która „przy półmiliardowych przychodach rośnie wolumenowo 50 proc. rok do roku”, choć – poza Wielką Brytanią i Włochami – wycofuje się z zagranicznych rynków. Co nie znaczy jednak, że Brzoska odetchnął z ulgą. – Ja się boję cały czas. Żyję w ciągłym strachu od 1999 roku, kiedy zaczynałem działalność – twierdzi. – Najbardziej bałem się mniej więcej półtora roku temu, gdy prawnicy dziesięć razy kładli mi na biurku wniosek o upadłość całej grupy. Ludzie wokół mnie bali się znacznie bardziej niż ja. Zostali ci, którzy byli przekonani, że możemy ocalić firmę – dorzuca.
Plany Integera
Integer ma pozostać liderem rynku. Jak deklaruje założyciel, firma nie będzie uczestniczyć w wojnie cenowej – zamiast tego ma stawiać na jakość i efektywność usług oraz rozwój sieci, liczącej obecnie 3 tysiące Paczkomatów. Również pojawianie się nowych graczy i nowych sojuszy – jak alians sieci Biedronka z duńskim producentem maszyn podobnych do Paczkomatów, nie jest mu straszny. InPost pojawia się w coraz mniejszych miastach, wchodząc na nowe rynki – i być może będzie tam budować własne sojusze: zapytano o sieć Dino Brzoska udzielił wymijającej odpowiedzi.
Jedno za to szef Integera wydaje się całkowicie wykluczać – interesy z państwem, w tym państwowymi koncernami. To zapewne efekt nieudanego kontraktu dla Centrum Usług Wspólnych, w którym „polski Harry Potter” widzi przyczynę swoich kłopotów. Mimo wyroków sądów, które brały stronę InPostu niezrealizowany kontrakt wpędził firmę w koszty i kłopoty. Brzoska wyprzedawał „maszyny do sortowania warte pół miliona za 20 tysięcy złotych”, a jedną ze spółek – Bezpieczny List – wraz z 1500 pracowników sprzedał za 10 tysięcy złotych.
Dziś o byłych pracowników próbuje dbać poprzez Fundację InPost, która dotychczas wypłaciła im po 1000 złotych „bezzwrotnego grantu edukacyjnego”. W sumie, na początku br. do kieszeni dawnych podwładnych biznesmena miało trafić 600 tysięcy złotych. Nie są to dwa miliony, które według szacunków mieli stracić, ale to początek. – Z kolejnego programu przeznaczymy prawie 1 mln złotych. Programy Fundacji nadal będą kierowane do obecnych i byłych pracowników – zapowiada Brzoska. – To jest jedno z „przepraszam”, które jeszcze nieraz padnie – dorzuca.