Według nich Ziemia jest płaska, a Australia nie istnieje. Odkrycia z niezwykłej konferencji

Mariusz Janik
Ziemia jest płaska, a Australia? Uczestnicy konferencji „Flat Earthers” w brytyjskim Birmingham uznali, że Australia w ogóle nie istnieje. Impreza nie była może wielkim wydarzeniem – raptem na dwieście osób – za to potrwała trzy dni i obfitowała w doniosłe odkrycia.
Dziwaczność kangurów to najlepszy dowód na to, że cała Australia to jedna wielka mistyfikacja. Przynajmniej dla zwolenników teorii spiskowych, w tej liczbie i płaskoziemców. Fot. 123rf.com
Chociaż w przypadku Australii trudno mówić o nowości: teza, że kraina kangurów w rzeczywistości nie istnieje, ma już dobrych kilka lat. Jej zwolennicy przekonują, że mieszkańców najmniejszego z kontynentów udają wynajęci przez NASA aktorzy, a część charakterystycznych krajobrazów została wygenerowana w komputerach. Turyści jeżdżący do Australii są wywożeni gdzieś do Ameryki Południowej.

Za pojawieniem się Australii stoi też mroczna tajemnica. – To mistyfikacja, która sprawiła, że wierzyliśmy, iż Wielka Brytania przeniosła swoich przestępców gdzie indziej, w rzeczywistości ci więźniowie zostali załadowani do statków i utopieni, zanim mogli znów zobaczyć ziemię – cytuje wpis jednego ze zwolenników teorii dziennik „Rzeczpospolita”. – To jedno z największych masowych morderstw w historii – uzupełnia autor.


Teorie spiskowe płaskoziemców
Wśród wszystkich „geograficznych” teorii spiskowych, ta o australijskiej mistyfikacji trzyma się najmocniej – któż bowiem o zdrowych zmysłach mógłby uwierzyć w istnienie czegoś takiego jak kangury?! Ale brytyjski dziennik "The Guardian" dokłada ich znacznie więcej: weźmy Finlandię. Kraj, którego nie ma, bo wykreowany został wyłącznie na potrzeby zabezpieczenia kwot połowowych na Bałtyku. Kwoty te były potrzebne Rosji, by mogła zwiększyć eksport sushi do Japonii.

Reszta państw na świecie trzyma się krzepko lub trzeba nieco mocniej poskrobać, żeby dostać się do prawdy. Ale są regiony, których istnienie wydaje się być wysoce wątpliwe – albo przynajmniej kwestionowane pół-żartem, pół-serio. To choćby niemieckie 300-tysięczne miasto Bielefeld, uznane już w latach 90. za mit. We Włoszech jakąś inscenizacją miałby być region Molise, zamieszkany jakoby przez kilkaset tysięcy ludzi. Najdalej idą Brazylijczycy: liczący przeszło 700 tysięcy mieszkańców stan Acre nie istnieje, a jeżeli nawet – to czas się tam zatrzymał. Do tego stopnia, że na tamtejszych terenach (jeżeli już nawet kompromisowo uznamy, że rzeczywiście istnieją) mogły przetrwać dinozaury.

Na naturalnie nasuwające się pytanie, czym jest Australia, skoro nie istnieje, paść może zatem tylko jedna odpowiedź: to stan umysłu.