"To główny powód upadku firm". Znany biznesmen rozprawia się z bełkotliwymi prezentacjami

Marcin Długosz
Michał Sadowski z Brand24. W polskim biznesie jest postacią, której nie da się z nikim pomylić. Profil tego przedsiębiorcy na Facebooku obserwuje ponad 25 tysięcy osób. To właśnie tam Sadowski postanowił rozprawić się irytującymi zwyczajami próbujących się przebić debiutantów, inicjując dyskusję sprowadzającą się w gruncie rzeczy do tego, że wielu start-upowców właściwie nie ma nic do powiedzenia.
Nieumiejętność komunikacji korzyści - to przyczyna niepowdzeń i upadku start-upów według Michała Sadowskiego z Brand24. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Przeglądam właśnie zgłoszenia osób i firm do jednego z popularnych branżowych konkursów – zaczyna niewinnie biznesmen na Facebooku. I bez ogródek przechodzi do frontalnego natarcia. – I widzę już, co jest głównym powodem upadku młodych firm/start-upów. Jest to nieumiejętność w komunikowaniu tego, co faktycznie robią – kwituje.

Jak podkreśla Sadowski, problemem jest zrozumienie, co firma faktycznie robi. Młodzi przedsiębiorcy epatują „innowacyjnością”, „przełomowością” czy byciem „pierwszym w Polsce” w swojej dziedzinie. Roi się od „liderów”, „prekursorów”, „laureatów”. – Każda [firma] używa w swoim opisie trendy zwrotów, jak „VR”, „AR”, „Big data”, „Nanotechnologia”, „machine learning” – dorzuca Sadowski. – Co druga nie ma konkurencji, twierdząc jednocześnie, że jej klientem jest praktycznie każdy – kwituje.


Zdaniem biznesmena to „gigantyczna nieumiejętność w komunikacji korzyści”. Start-upowcy nie odpowiadają na kluczowe pytania – o korzyści związane z korzystaniem z produktu, o zmiany w życiu użytkowników, do jakich doprowadzą. Ozdobniki czy „podkreślanie rzekomego statusu lidera” nic nie wnoszą. – Jesteśmy pierwszą na świecie innowacyjną platformą technologiczną, pozwalającą na wykorzystanie nanokwarcowych mikrozespołów wspierających transcendencję kriolipolizową – cytuje ironicznie Sadowski.

Komunikacja w biznesie
Wpis Sadowskiego otworzył dyskusję na temat dosyć irytujących, ale też nieodmiennie towarzyszących start-upom od lat, sposobów autoprezentacji. – To się zaczyna od studiów. Im bardziej skomplikowaną nazwę pracy inżynierskiej masz, tym lepiej oceni ją promotor – pisał jeden z uczestników dyskusji. – Profesorowie tłumaczą wszystko trudnym, niezrozumiałym akademickim językiem, więc studenci, biorąc z nich przykład, podświadomie też się tego uczą – dorzucał. – Jeśli ktoś nie potrafi w prosty, jasny sposób opowiedzieć o tym, czym się zajmuje jego biznes, oznacza, że sam do końca tego nie wie – dodawał inny.

Trudno uwierzyć, żeby w epoce kilkuminutowych prezentacji na imprezach dla branży start-upowcy zaczęli wykazywać się większą powściągliwością. Ale może rzeczywiście epoka, w której dominowały „przełomowe” i „innowacyjne” aplikacje do zamawiania pizzy, dobiega już końca. Oby.