Pleśń w wodzie mineralnej i jedzeniu to wielkie zagrożenie. Na to trzeba uważać

Mariusz Janik
Wieść o „białych postrzępionych elementach” w baniakach z wodą mineralną lotem błyskawicy poniosła się po całej Polsce, a konsumenci uważniej spojrzeli na kupione właśnie produkty. Ale za tydzień mało kto będzie jeszcze myślał o dokładnym oglądaniu szykowanych do jedzenia produktów. Tymczasem właśnie w lecie pleśń pojawia się najszybciej i najczęściej, zagrażając naszemu zdrowiu, jak rzadko kiedy.
Pleśń w wodzie i jedzenie. Jest 400 rodzajów pleśni. Niektóre są bardzo groźne dla człowieka: mogą uszkodzić np. nerki lub wątrobę. Fot. 123rf.com
W krakowskim sklepie w wodzie znanego producenta znaleziono pleśń, a sklepy już zaczęły wycofywać ją z obrotu pisaliśmy wczoraj w INNPoland.pl. I bardzo dobrze, że baniaki zaczęły znikać z półek, bo na pleśń trzeba bardzo uważać.

Kiedy pleśń pojawia się w jedzeniu?
Pleśń to jeden z najczęstszych, a zarazem najgroźniejszych, rodzajów zanieczyszczenia żywności, groźniejszy niż E.coli – twierdzą eksperci. Odpowiada za mniej więcej 20 proc. przypadków zanieczyszczeń żywności w Polsce. A zarazem specjaliści ostrzegają, że właśnie zaczyna się na nią idealny sezon. Zaledwie kilka tygodni temu podkarpacki sanepid ruszył do kontrolowania lokali gastronomicznym na swoim terenie: ślady pleśni na ścianach i podłogach pomieszczeń, wykorzystywanych przez rozmaitych przedsiębiorców z tej branży, były jednym z powtarzających się zarzutów.


Pleśń w produktach importowanych
Na szczęście, pleśń ze ścian bardzo rzadko ląduje w jedzeniu. Jak słyszymy w biurze prasowym Głównego Inspektoratu Sanitarnego, co roku inspektorzy podejmują ponad 80 tysięcy „interwencji”. To mogą być najróżniejsze przypadki: od lokali gastronomicznych po pojedyncze, podejrzane egzemplarze produktu. Relatywnie rzadko stwierdza się uchybienia ze strony producentów. Jak informuje nas Jan Bondar, rzecznik GIS, dotyczy to przede wszystkim produktów importowanych – na które inspektorzy natrafiają podczas sanitarnych kontroli granicznych. Do unijnego systemu monitorowania ryzykownej żywności trafiło w ubiegłym roku 14 takich przypadków wykrytych w Polsce.

Towary podatne na pleśń
Na liście felernych produktów z ubiegłego roku pojawiły się dostawy z Chin, Argentyny, Egiptu, Azerbejdżanu, Turcji czy Iranu. Dlaczego z tych krajów? Bo pleśń, w szczególności ta, która wytwarza aflatoksyny (jeden z najgroźniejszych rodzajów toksyn wytwarzanych przez pleśń), lubi płody ziemi: orzechy, zboża, nasiona, migdały czy pistacje – to te towary, które chętnie sprowadzamy z tamtych regionów świata, a jednocześnie niezwykle podatne na pleśń.

Pleśń zgłaszana przez klientów
Przypadki zgłaszane przez konsumentów – tak jak było to z wodą z „białymi elementami”, odkrytą w Krakowie – to wielka niewiadoma. Mogą doprowadzić do odkrycia linii produkcyjnej, na którą dostała się pleśń: wtedy cała partia ryzykownego produktu musi zniknąć z rynku, za co odpowiada producent, a sanepid monitoruje jego działania.

Mogą doprowadzić do hurtowni czy konkretnego przypadku transportowania, podczas których produkt się rozszczelnił i z czasem zaczął pleśnieć. A mogą wreszcie doprowadzić do kuchni osoby, która złożyła zawiadomienie, bo konsumenci również popełniają błędy. To właśnie one sprawiają, że statystycznie przypadki odkrycia pleśni w żywności są tak częste.

Rodzaje pleśni
Lato niemalże w pełni, najczęściej zetkniemy się z pleśniejącymi owocami i warzywami, jak przestrzegają nasi rozmówcy. Tu rodzi się ryzyko: pleśń pleśni nierówna, jest 400 rodzajów pleśni. Niektóre rodzaje wytwarzają toksyny, które są relatywnie niegroźne, inne z kolei wytwarzają toksyny potrafiące uszkadzać wątrobę lub nerki, część toksyn podejrzewa się o działanie sprzyjające rozwojowi nowotworów. Nigdy nie wiadomo, na co trafimy. Tym bardziej jednak musimy pamiętać, że odkrojenie nadpleśniałej części owocu i zjedzenie reszty to błąd: jeżeli pleśń pojawia się na skrawku owoca, to jest w nim całym. Nie miejcie złudzeń.

Co robić po zjedzeniu pleśni?
Jan Bondar z GIS radzi w rozmowie z INNPoland.pl, żeby nie panikować. Może się zdarzyć, że niekiedy połkniemy coś zaczynającego pleśnieć – i organizm zwykle powinien sobie poradzić. Objawów takich jak zatrucia pokarmowe, biegunki, wymioty czy gorączka nie można lekceważyć, ale samo ich pojawienie się nie powinno się skończyć na SOR.

Dopiero gdy objawy nie ustępują w ciągu dwóch dni, a zwłaszcza – gdy się nasilają – są powody do niepokoju. To tak jak przy każdej chorobie.