Tyle można zarobić na internetowych wyłudzeniach. "W Polsce łatwo być oszustem"

Patrycja Wszeborowska
Padłem ofiarą oszustwa. Takie wyznanie nierzadko przychodzi z trudem. Zarzucamy sobie, że naiwnie daliśmy się nabrać. Jesteśmy bezsilni i często nawet nie podejmujemy trudu, by odzyskać utracone oszczędności. Czujemy się winni. Niesłusznie, bo przecież winni są oszuści, którzy zarabiają na nas pieniądze. I to wcale niemałe.
Internetowe oszustwa nie wymagają bezpośredniego kontaktu z okradaną osobą. Fot. Małgorzta Kujawka / Agencja Gazeta
Wyłudzanie pieniędzy
Całkiem niedawno znajoma wstydliwie wyznała mi, że padła ofiarą oszustwa. Gdy wracała z podróży, przy warszawskim dworcu podbiegła do niej zapłakana kobieta. W przerwach między spazmatycznym szlochem, opowiedziała znajomej, jak to skradziono jej portfel i dokumenty, a za chwilę ma autobus do ojczystego kraju i nie ma jak zapłacić za bilet.

Będąc w tak podbramkowej sytuacji, była zmuszona prosić obcych ludzi o pieniądze. Naturalnie, byłaby to pożyczka, do czasu aż biedaczyna dotarłaby do swojego kraju i stamtąd wykonała przelew. W sercu mojej znajomej odezwały się pierwotne, wrażliwe nuty i „pożyczyła” kobiecie 200 zł.


Jak można się domyślać, pieniądze nigdy do niej nie wróciły. Znajoma czuła się wystrychniętą na dudka naiwniaczką i obwiniała o brak rozsądku. Na koniec dodała, że więcej nabrać się nie da, a cała sytuacja skutecznie zniechęciła ją do niesienia spontanicznej pomocy w przyszłości.

O takich sytuacjach słyszy się nie raz, nie dwa. Większość z nas ma znajomego, który ma kuzynkę, która zna kogoś, kto padł ofiarą oszustwa. I choć na ulicy wciąż można spotkać starszego pana chodzącego z zafoliowaną receptą i proszącego o pieniądze na leki lub rozhisteryzowaną kobietę błagająca o pożyczkę na bilet, oszuści coraz rzadziej wybierają osobistą formę kontaktu z ofiarą. Bowiem internet jest o wiele bardziej atrakcyjny – szybszy, anonimowy i dający poczucie bezkarności.

Oszustwa w internecie
– Dzięki internetowi oszustwa stały się dużo prostsze do przeprowadzenia na masową skalę. Kiedyś oszustwa uliczne były ograniczone zwykłą możliwością spotkania ludzi. Dzisiaj dzięki mediom społecznościowym oszust jest w stanie dotrzeć do setek tysięcy ofiar w ciągu jednego dnia – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl Adam Heartle, twórca Zaufanej Trzeciej Strony, na której ostrzega ludzi przed internetowymi naciągaczami.

Zaś internetowi oszuści są kreatywni, a spektrum ich działania ogromne. – Codziennie widzimy nowe ataki, nowe zagrożenia, nowe pomysły, jak oszukać ludzi i jak naciągnąć ich na przeróżne sposoby – przekonuje Adam Heartle.

Internet, a szczególnie jego ciemna, nielegalna strona, daje oszustom wiele możliwości. Na przykład na wzięcie szybkiej pożyczki, po kupieniu danych osobowych z wycieku.

– Oszuści kupują dane osobowe i PESELE, czyli tzw. recordy w darknecie. Każdy z recordu zawiera około 10 informacji łącznie z tym, ile na rachunku jest zgromadzonych pieniędzy. Do tego oszust ma PESEL, numer dowodu, adres zamieszkania i to już wystarczy do wzięcia chwilówki – opowiada Paweł Svinarski, prowadzący youtubowy kanał Dla Pieniędzy.

Wzięcie chwilówki to dla oszusta szybki sposób „zarobienia” dużych pieniędzy. Paweł zrobił eksperyment i sprawdził, jaką sumę i w jakim czasie może zdobyć taki naciągacz. – Wypełniłem kilka wniosków o chwilówkę. Za każdym razem zajmowało mi to około 10 w porywach do 15 minut. Jeżeli ja w ciągu godziny jestem w stanie cztery takie wnioski wypełnić, a średnio chwilówki pożyczają 2-3 tys. zł., to oszust w trakcie 8-godzinnego dnia pracy może zarobić nawet 96 tys. zł., bez żadnego ryzyka. Zanim cała sprawa wyjdzie na jaw minie pół roku, a nawet rok, zaś laptop oszusta, wyśledzony za pomocą IP, policja najprawdopodobniej znajdzie w Wiśle – opowiada mój rozmówca.

Niechciane kredyty
Czy w takim razie jedyną obroną przed podszywającymi się pod nas kredytobiorcami jest całkowite odcięcie się od instytucji finansowych i chowanie pieniędzy do skarpety? Otóż nie. Svinarski przekonuje, że nawet nie posiadając konta w banku wciąż mamy zdolność kredytową i ktoś może zaciągnąć na nas pożyczkę.

– Niepokazywanie swojego PESELu też jest niemożliwe. Idę do lekarza, do hotelu, wypożyczam samochód, kajak i pokazuję dowód, na którym jest PESEL. Ba, przecież czasem robi się nawet ksero tego dokumentu. Skąd mam pewność, że miła pani z hotelowej recepcji takich PESELi nie wrzuca na TOR do darknetu? – pyta Paweł.

Na szczęście według dzisiejszego polskiego prawa nie musimy spłacać zobowiązania, które zostało wzięte bez naszej wiedzy. Jednak cała procedura odkręcania niefortunnej sytuacji jest bardzo uciążliwa. Szczególnie, kiedy o zaciągniętej chwilówce dowiadujemy się dopiero wtedy, gdy do naszych drzwi zapuka komornik.

Promocje i atrakcyjne oferty
Kradzież danych osobowych i wzięcie na kogoś chwilówki to bez wątpienia oczywiste przestępstwo. Jednak wyłudzanie pieniędzy przybiera coraz bardziej wyrafinowane i subtelne formy. Nowe przekręty balansują na granicy prawa i są coraz skuteczniejsze, bo stwarzają pozory prawdziwości.

– W tej chwili bardzo popularna jest seria internetowych oszustw polegających na oferowaniu rzekomych atrakcyjnych towarów i usług za jednego dolara, jeden złoty czy euro. Np. biletu WizzAira, iPhone'a czy nawet bonu do Biedronki za jeden złoty. Klienci są namawiani do podania danych swojej karty kredytowej. Co ciekawe, w tym wypadku nie chodzi o to, aby okraść ich kartę kredytową. Drobnym drukiem na końcu całego procesu jest informacja, że ten jeden złoty jest opłatą za pierwsze siedem dni testowej usługi, która nie wiadomo za bardzo, na czym polega. Jeżeli ktoś jej nie anuluje przed upływem tygodnia, to z jego karty pobierana jest opłata za abonament miesięczny w wysokości np. 50 euro – opowiada Adam Heartle.

Internetowi oszuści często pozorują legalność takich przekrętów, aby poszkodowani nie próbowali wyłudzonych pieniędzy odzyskać. Na szczęście szansa na powrót środków jest realna. Wystarczy złożyć reklamację za pomocą formularza chargeback, czyli obciążenia zwrotnego karty kredytowej. Wtedy skradzione pieniądze po kilkudziesięciu dniach do nas wracają. Niestety, nie wszyscy pokrzywdzeni mają tego świadomość.

– Ludzie często nie wiedzą, że mogą te pieniądze za pomocą reklamacji odzyskać albo jak taką reklamację złożyć, czasem zwyczajnie o tym zapominają. Machają więc ręką na te 30-40 zł. A przestępcy z tego żyją. Jeżeli tych oszustw jest kilkanaście tysięcy, to mogą mieć z tego niezły biznes – tłumaczy twórca Zaufanej Trzeciej Strony.

Jak twierdzi Heartle, utalentowany internetowy przestępca może zarobić nawet 100 tys. dziennie. Jak to jest, że nabieramy się na takie ewidentne kłamstwa? – Każdy lubi prezenty. Przestępcy wykorzystują to, że użytkownicy często chcą coś dostać łatwiej, prościej, taniej niż na co dzień w życiu. Oszuści są niezłymi niedyplomowanymi psychologami, mają umiejętność manipulacji ludźmi i czują, co będzie skuteczne – wyjaśnia Adam Hearlte.

Umiejętność żerowania na ludzkiej naiwności połączona z polskimi realiami prawnymi tworzy dla sieciowych oszustów iście cieplarniane warunki rozwoju. Niby istnieją organy ścigania internetowych przestępców, jednak nasi policjanci nie są wyposażeni w odpowiednie narzędzia do walki z nimi, a często wręcz nie wiedzą, jak postępować w sytuacji zgłoszenia internetowej kradzieży lub zwyczajnie im się to nie opłaca.

Walka policji z internetowymi oszustami
– W Polsce łatwo być oszustem – twierdzi twórca witryny Zaufana Trzecia Strona. – Polski policjant rozliczany jest z wykrywalności, a nie z przyjętych zgłoszeń. Taki policjant na komisariacie, którego przełożony siedzi z kalkulatorem i liczy mu procenty wykrycia, zrobi wszystko, żeby zgłoszenia o internetowym oszustwie nie przyjąć, bo będzie wiedział, że to mu obniży statystykę. To nie jest jego wina, to wina systemu, który rozlicza policjantów nie z jakości pracy, tylko z wyniku matematycznego – wyjaśnia.

Ogromną korzyścią dla internetowych oszustów jest to, że w Polsce do tej pory nie istnieje system, który łączyłby pojedyncze przypadki kradzieży w jedno dochodzenie. Z powodu skostniałych i przestarzałych narzędzi każdą sprawę trzeba rozpatrywać oddzielnie.

– Mamy oszusta, który oszukuje tysiąc osób w Polsce, każdego na 30 zł. Tak naprawdę jest to oszustwo na 30 tysięcy, które jest już poważną kwotą godną ścigania. Zakładając, że każdy z okradzionych pójdzie na komisariat, to będziemy mieli tysiąc spraw. A polska policja nie potrafi tych spraw połączyć. Nie ma systemu, który by identyfikował podobne schematy działania przestępców i następnie łączył to w jedną sprawę. Przez to przestępcy mają więcej sukcesów, bo nikt ich nie goni, bo każda sprawa jest za mała – dowodzi Heartle.

Mimo to zachęca, by nawet w przypadku kradzieży małej kwoty, iść z tą sprawą na policję. Nawet jeśli zostanie ona umorzona, będzie to komunikat dla tych z „góry”, że internetowe wyłudzenia to problem coraz bardziej powszechny i dotkliwy. To może dać im bakcyla do podjęcia działania i sfinansowania systemów, które powstrzymywałyby takie działania.

Bo niestety, oszustwa internetowe to przyszłość oszustów. Skala, łatwość i pozorna anonimowość to dopiero początek litanii dobrodziejstw, jakie zapewnia przestępcy sieć.

– Pójście fizyczne do banku wiąże się z ryzykiem, że oszusta próbującego wyłudzić kredyt złapie kamera. Jeżeli pracownik banku zorientuje się, że coś jest nie tak, to pod biurkiem ma zapisany numer policji gospodarczej i mówi do oszusta: „proszę poczekać, wniosek się przedłuża”. Niedługo później przychodzą smutni panowie i zakuwają oszusta w kajdanki. Oprócz tego, że jest to ryzykowne, to dodatkowo jest nieefektywne czasowo, bo w banku często trzeba się nastać w kolejkach – dowodzi Paweł Svinarski.

– W świecie rzeczywistym bycie oszustem jest trudne. W internecie można czuć się dużo bardziej anonimowo. Na ulicy jest kamera, są świadkowie. Jeśli ktoś oszukuje tylko przez internet, to ma fałszywe, ale w jakimś stopniu uzasadnione poczucie, że trudniej go będzie namierzyć. Osoby, które na co dzień nie podjęłyby się oszustwa twarzą w twarz, bo np. wstydzą się czy boją, dokonują tego w internecie, bo łatwiej jest im przekroczyć próg popełnienia przestępstwa – wtóruje mu Adam Hearlte.

Jest też aspekt psychologiczny związany z "ofiarą". Tam, gdzie nie trzeba stanąć twarzą w twarz z osobą okradaną, jest dużo łatwiej zagłuszyć wyrzuty sumienia. Gdyby oszust zobaczył osoby, od których wyłudza pieniądze na żywo, może zastanowiłby się kilka razy, zanim dokonałby kradzieży.