Tonący brzytwy się chwyta. Wrocławski stadion wyszykowany na EURO wchodzi w niecodzienne biznesy

Mariusz Janik
W przeciwieństwie do pozostałych obiektów wybudowanych na EURO 2012, Stadion Wrocław mógłby uchodzić za pechowca. W innych przypadkach przynajmniej pojawili się sponsorzy, którzy płacą za logo i markę w nazwie. We Wrocławiu zabrakło nawet tego. Nic zatem dziwnego, że wrocławski stadion musi desperacko nadrabiać te braki. Szukając jakichkolwiek form zarabiania, menedżerowie obiektu postanowili otworzyć w nim przedszkole i szkołę.
Stadion we Wrocławiu ma jeszcze 300 mln złotych długu z okresu, kiedy był budowany. Biznesowo okazał się niewypałem. Fot. Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta
Im większe miasto, tym większe kłopoty. Warszawa i Wrocław to dwie najbardziej zadłużone metropolie w Polsce. We Wrocławiu do finansowej mizerii w znacznej mierze przyczynił się tamtejszy stadion – do dziś długi z okresu budowy obiektu piętrzą się do wysokości 300 mln złotych – przypomina portal money.pl.

Stadiony po Euro 2012 miały zarabiać na siebie z piłki, koncertów czy robienia eventów. We Wrocławiu chciano dobudować do obiektu galerię handlową, która byłaby dodatkowym źródłem pieniędzy. Frekwencja wśród kibiców jest jednak słaba, gwiazdy estrady Wrocław omijają, galeria nie powstała. Menedżerom stadionowej spółki została biznesowa drobnica: od gokartów, przez klub fitness, po organizację... studniówek.


Ostatnim rzutem na taśmę wydzielono wszystkie możliwe do adaptacji przestrzenie w obiekcie i uruchomiono właśnie przedszkole i szkołę podstawową, które mają od września zacząć przyjmować chętnych. W sumie na zajęcia na stadionie ma przychodzić około 400 dzieci. Szkoły, co prawda, nie rozwiązują najważniejszych kłopotów obiektu, ale może nieco zmniejszą straty.

Wrocławski stadion nie jest jedynym obiektem po Euro, tkwiącym po uszy w kłopotach. W podobnej sytuacji jest choćby stadion w Gdańsku, gdzie nie tylko nie spłacono jeszcze analogicznego zadłużenia, ale też konsekwentnie zmieniają się sponsorzy. Mimo wszystko jednak gdański stadion nie jest aż takim obciążeniem dla miejskiej kasy – pod tym względem wrocławski obiekt można z powodzeniem uznać za polskiego „białego słonia”.