Zmiany nie unikniesz. Lepiej być kiepskim w dobrym zawodzie niż mistrzem słabej profesji

Mariusz Janik
Czarnym listom profesji, które zmiecie z rynku pracy automatyzacja lub gusta konsumentów, towarzyszą też rankingi „zawodów przyszłości”, głównie związane z nowymi technologiami. Nic dziwnego, że Polacy coraz chętniej myślą o wielkiej życiowej zmianie: wejściu w nowy, zwykle bardziej perspektywiczny – i znacznie lepiej płatny – zawód. Sytuacja im sprzyja, bo pracodawcy jeszcze nigdy nie byli tak otwarci na „skoczków” z przeciwległych biegunów rynku pracy.
Na dobrze przemyślaną zmianę zawodu potrzeba około dwóch lat, szacują eksperci. Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
– Nawet jako słaby programista zarabiałbym niemal dwa razy lepiej niż zarabiam teraz – mówi nam Staszek. Dziś ten 30-latek pracuje w jednej z miejskich instytucji w Warszawie. Płaca jak to w budżetówce, za to grafiki jak w korporacji najbardziej uciążliwego sortu. Ani o czasie wolnym, ani o perspektywach finansowych w zasadzie nie ma mowy.

Przeszło rok temu Staszek postanowił więc się przekwalifikować: zaliczył najpierw krótki kurs programowania, wreszcie dostał się na studia w systemie zaocznym. Dnie spędza w pracy, wieczory i nierzadko noce nadgania materiał ze studiów.


Zaczął przeglądać ogłoszenia o rekrutacji, ale rozmowa z reguły urywa się na pytaniu o doświadczenie. Staszek nie traci jednak nadziei, że wcześniej czy później padnie jakaś konkretna propozycja. – Nie ma takiej opcji, żeby się nie udało – ucina krótko.

Kasia ma mniej determinacji, ale za to ma równie dosyć dotychczasowej pracy – w pionie administracyjnym jednego z wielkich koncernów farmaceutycznych. Teraz, kiedy jest na urlopie macierzyńskim, myśl o tym, żeby zerwać z korpo, wraca do niej właściwie codziennie.

Co w zamian? – Myślę o grafice komputerowej, projektowanie, design – kwituje. W natłoku codziennych obowiązków szuka poradników i płyt z kursami projektowania. Jeszcze kilka miesięcy i chce się tym zająć „na poważnie”.

Programowanie dla ogrodnika
– Wielu moich znajomych pracujących jako programiści nie posiada w swoim CV tytułu uczelni wyższej o profilu informatycznym – przekonuje Michał Lewandowski, software developer, mówca i bloger. – Tomek pracował w dziale obsługi klienta. Nie miał do tego pasji. Odłożył trochę pieniędzy i zdecydował się na intensywny kurs programistyczny trwający pół roku – opisuje.
Pracodawcy coraz przychylniejszym okiem patrzą na kandydatów, którzy wcześniej z daną branżą nie mieli nic wspólnego. Na bezrybiu i rak ryba.Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta
Pół roku upłynęło w rytm zajęć, a po zajęciach – „odrabiania zadanych lekcji” i dokształcania się. – Wyzwanie opłaciło się. Znalazł pracę, a jego pierwsza wypłata była wyższa niż średnia krajowa – konkluduje Lewandowski. Podobnie jak w przypadku Kasi-urzędniczki czy Krzyśka, który łączył raporty w jeden aż zaczął pisać aplikacje docenione przez swojego pracodawcę.

Programowanie jest taką samą umiejętnością, jak każdy inny przedmiot, którego możemy nauczyć się w szkole – przekonuje Lewandowski.

– Nawet jeżeli byłbym ogrodnikiem, programowanie mogłoby mieć pozytywny wpływ na moją działalność. Mógłbym napisać program, który będzie wyszukiwał nowe oferty pracy dla mnie i automatycznie nawiązywał kontakt z klientem, dzięki czemu mógłbym się skupić na swojej pasji, tworzeniu ogrodów – podkreśla.

Co ważniejsze, Lewandowski podkreśla, że „wejście w programowanie” to nic trudnego. Ważna jest znajomość angielskiego – i jeśli ktoś nie posiadł jej w wystarczającym stopniu, niechaj pierwszy rok poświęci na doszlifowanie tej umiejętności. Potem można już siadać do kursów dostępnych na płytach, szkoleń na YouTubie, a wreszcie – szkół i studiów programowania.

– Zaczynając naukę programowania, postawmy sobie cel polegający na napisaniu użytecznego dla nas programu – zaleca. – Program powinien być na tyle prosty, żebyśmy dali radę go napisać, ale na tyle trudny, żebyśmy mieli satysfakcję z jego wytworzenia – kwituje.

Programiści z ambicji i przymusu
Podobną filozofią kierują się też organizatorzy rozmaitych kursów, umożliwiających zmianę zawodu.

– Na nasze kursy przychodzą również ludzie po psychologii, prawnicy czy humaniści – mówi INNPoland.pl Roman Lubczyński z Coders Lab, formy organizującej kursy dla chętnych, by zostać programistą. – Myślę, że blisko połowa z nich to osoby, które nie miały wcześniej żadnego związku z technologią czy IT – kwituje.

Jego zdaniem na bootcampy, kursy dla programistystów czy studia informatyczne chętni idą dziś nie tylko kuszeni płacami i komfortem posiadania fachu poszukiwanego na rynku pracy.

– Wielu kandydatów zaczyna sobie zdawać sprawę, że po ich studiach trudno o pracę. Ci ludzie stają przed perspektywą, kiedy muszą coś radykalnie zmienić. IT nadaje się na taką zmianę idealnie – ucina.
Połowa osób uczestniczących w bootcampach czy kursach programowania mogła wcześniej nie mieć nic wspólnego z branżą IT.Fot. 123rf.com
Co więcej, stopniowo zacierają się różnice związane z wcześniejszym kształceniem. – Na początku sprawdzamy predyspozycje, robimy testy psychologiczne, badamy motywację. Dla tych, którzy przez to sito przebrną, nie ma już znaczenia, czy wcześniej byli psychologami czy inżynierami. Po kursie wszyscy dają sobie radę. Tu głównym czynnikiem jest ambicja i motywacja – podsumowuje Lubczyński.

Pracodawca wdraża do pracy
Praca na całe życie nie jest już możliwa – takie były wnioski ubiegłorocznego badania przeprowadzonego przez agencję zatrudnienia Randstad. Takiego zdania było 80 proc. ankietowanych, a niemal wszyscy (prawie 90 proc.) uznali, że przekwalifikowanie się jest nieuniknione, by znajdować na rynku pracy lepsze propozycje.

Dziś dziennik „Rzeczpospolita” ocenia, że osoby debiutujące na rynku pracy powinny spodziewać się od 5 do 7 takich zawodowych wolt.

Co ważniejsze, takie zmiany profesji nie są już źle widziane przez pracodawców. – Firmy, które mają coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników, same wychodzą z taką inicjatywą do osób, które jeszcze nie wiedzą, jaki zawód chcą wykonywać – cytuje „Rzeczpospolita” eksperta firmy Antal, Michała Borkowskiego. – Oferują im wdrożenia z bogatymi pakietami szkoleń, umożliwiając rozpoczęcie pracy w nowej profesji – podsumowuje.

W cenie są uniwersalne umiejętności, które można adaptować do nowych profesji i nowych zadań – znajomość języków obcych, zarządzanie projektami, umiejętności sprzedażowe, kontakty w branżach, które wcześniej w danej firmie nie były dobrze rozpoznane, czy wreszcie świeże spojrzenie na firmę i rynek.

Eksperci twierdzą, że radykalną zmianę profesji trzeba dobrze zaplanować, bo cały proces może zająć około dwóch lat. Na te dwa lata trzeba rozplanować naukę, budowanie pozycji zawodowej w nowej profesji, znalezienie miejsca pracy. I warto byłoby jeszcze mieć na te dwa lata środki, by móc się utrzymać w najgorszych okresach.