Pierwsze skutery montowali we własnym salonie. Dzisiaj Polacy podbijają światowe metropolie

Adam Sieńko
Wspólnicy Marcin i Paweł Maliszewscy oraz Kamil Klepacki wzięli kredyt i zaczęli skręcać w mieszkaniu jednego z nich skutery. Dzisiaj ich wypożyczalnia to branżowy potentat – weszła do największych miast w Polsce i kilku zagranicznych metropolii.
Pierwsze skutery Blinkee konstruowane były w mieszkaniu mat. pras.
Przedsiębiorcy w prowadzenie własnego biznesu weszli całkowicie w ciemno, choć wcześniej Marcin był doradcą biznesowym. Przed nimi na stworzenie wypożyczalni elektrycznych skuterów na minuty nikt się jeszcze w Polsce nie porwał.

– Można policzyć koszty i ewentualne zyski, ale jeśli robi się coś pioniersko to nigdy nie wiadomo, jak potencjalni użytkownicy do tego podejdą. Nie mieliśmy innego wyboru jak po prostu zrealizować pomysł, oddać go do użytku i zobaczyć, co będzie się działo – opowiada INNPoland.pl Marcin Maliszewski.

Do obmyślania biznesplanu Maliszewscy zgarnęli jeszcze starego znajomego z Wojskowej Akademii Technicznej, Kamila Klepackiego. Nie było innego wyjścia – żaden z braci Maliszewskich nie miał pojęcia, jak zabrać się za konstruowanie takiej maszyny.


Pieniędzy zresztą również nie mieli wiele, a obaj panowie umówili się, że nie będą szukać żadnych inwestorów, a środki na rozruch pochodzić będą z oszczędności i kredytu.
Założyciele polskiego start-upu blinkee.citymat. pras.
Starając się minimalizować wydatki, współwłaściciele uznali, że linię produkcyjną stworzą w mieszkaniu Pawła, a dokładniej...w jego salonie.

– Pierwsze skutery były pozyskane z produkcji seryjnej. Musieliśmy w nie włożyć elementy smart, jak np. automatycznie otwieranie siedziska – wspomina drugi z braci Maliszewskich.

Później trzeba było jednak skutery przetestować, a ostatnie przygotowania miały miejsce w środku zimy. – Było wtedy -10 stopni. Jeździliśmy na zmianę we trzech, każdy po 15 minut. Było ciężko, ale daliśmy radę – śmieje się współzałożyciel polskiego start-upu.

Wypadek na starcie
Przedsiębiorcy postanowili zacząć z grubej rury – od stolicy. Firma, nazwana przez nich blinkee.city, wypuściła na warszawskie ulice pięć z sześciu złożonych skuterów dokładnie 8 marca 2017 roku. Co się stało z szóstym? Jeden z założycieli późno w nocy czyścił pojazd ostatni raz przed poranną premierą. Niestety nie zauważył, że maszyna jest włączona i niechcący dodał gazu. Skuter zatrzymał się na pobliskiej latarni. Jego remont trwał tydzień.

Mieszkańcy Warszawy szybko zaczęli się jednak przekonywać do idei wypożyczania skuterów na minuty. Już po trzech miesiącach polski start-up zdecydował się na powiększenie floty z 6 do 50 pojazdów. Dzisiaj po ulicach stolicy jeździ ich już około 150.

Międzynarodowa ekspansja
Zainteresowanie nakręciło ambicję ambicję Maliszewskich i Klepackiego. Podczas gdy Paweł szukał dostawców części do skuterów, które notorycznie się psuły, Marcin wyjechał w poszukiwaniu zagranicznych kontrahentów. Dzisiaj Blinkee obecne jest już w Budapeszcie i Walencji, lada chwila ruszy w chorwackim Splicie, chce również zadomowić się w Sztokholmie.

– Dlaczego akurat tam? Bo w Szwecji nie ma konkurencji, a wyjątkowo wysoka marżowość z nawiązką rekompensuje stosunkowo krótki sezon skuterowy. Chcemy tam zacząć z prawdziwym rozmachem, dlatego zdecydowaliśmy się na zbiórkę społecznościową – tłumaczy Marcin Maliszewski. Przedsiębiorcy zbierają pieniądze poprzez FundedByMe. W Skandynawii chcą stworzyć swoją spółkę-córkę.

W ekspansji ma im również pomóc wykorzystanie systemu płatności od firmy Straal. Dzięki ich bramce płatniczej, użytkownicy za swoje podróże będą mogli płacić kartami wiodących organizacji. To sprawi, że płacenie za przejazdy będzie tak wygodne jak np. w Uberze.
Marcin Maliszewski z blinkee.citymat. pras.
Tymczasem na krajowym podwórku Blinkee dostępne jest już w 12 miastach w tym w Poznaniu, Krakowie czy Wrocławiu. Na horyzoncie pojawiają się jednak problemy.

Konkurencja drepcze po piętach
17 kwietnia Blinkee ogłosiła, że pojawia się w Łodzi. Minął ledwie tydzień od tego wydarzenia, gdy taką samą deklarację złożyła firma... Jeden Ślad, czyli bezpośredni konkurent start-upu Maliszewskich. I do razu przebił ich ofertę. Zamiast 27 skuterów zaoferował 30. Blinkee nie podaje również stawek minutowych (są zależne od danego miasta, w Warszawie to 59 gr), a przedstawiciel Jeden Ślad rzucił na otwarcie: „a u nas już od 23 gr/min”.

– Mam nadzieję, że konkurencja będzie zdrowa – przedstawiciel Blinkee musiał robić dobrą minę do złej gry. Konkurencja jest bowiem niełatwa. Do tej pory to Jeden Ślad dreptał za Blinkee – W Warszawie zadebiutował np. niemal dwa miesiące później. Szybko nadrabia jednak zaległości i lada chwila ma być w ośmiu miastach w Polsce. Odpuszczać nie zamierza również firma Scroot, która wystartowała jednak z dużym opóźnieniem i na razie działa tylko w stolicy.

– Stawiamy sobie cele i staramy się je realizować. Nasi konkurenci działają w sposób reaktywny. Konkurencja oczywiście jest, warto jednak zwrócić uwagę, że na ten moment w samej Warszawie mamy więcej skuterów niż Jeden Ślad w całej Polsce – zauważa jednak Marcin Maliszewski.

Współwłaściciele pozostają więc optymistami. Od inwestorów nie chcą na razie nic ponadto, co potrzebne im będzie do rozszerzenia działalności za granicą.

– W Polsce radzimy sobie sami. Mamy wielką wiarę w ten biznes i myślimy przyszłościowo, dlatego też konsekwentnie odrzucamy oferty odkupienia nas. Uważam, że w tej chwili nie ma to sensu, gdyż wkrótce nasza wycena poszybuje mocno w górę. A poza tym, to blinkee.city będzie niedługo światowym gigantem – zapowiada odważnie Marcin Maliszewski.