Specustawa mieszkaniowa "klepnięta" przez Andrzeja Dudę. "Teraz deweloperzy mogą wszystko"
Nadanie impetu inwestycjom planowanym w ramach programu Mieszkanie Plus i rozkręcenie rynku mieszkaniowego w Polsce – takie cele przyświecały twórcom tzw. specustawy mieszkaniowej, którą podpisał właśnie prezydent Andrzej Duda. Specustawa ma jednak niewielu miłośników: jedni zarzucają jej zbytni liberalizm, inni narzekają, że ma charakter niepełny i przejściowy.
Co więcej, rady gmin dostają 60 dni na rozpatrzenie przedstawionej przez inwestora koncepcji zabudowy. Mieszkańcy dostają 21 na przedstawienie swoich potrzeb i uwag.
Druga zmiana to właściwie cały szereg modyfikacji dotychczasowych przepisów – i to wyjątkowo w przypadku rządu PiS, w stronę liberalizacji rynku. Przede wszystkim uwalnia rozmaite grunty w miastach – zarówno rolne, jak i poprzemysłowe, powojskowe czy pokolejowe. Na „odzyskanych” działkach – i w każdym innym miejscu, gdzie planowana jest inwestycja mieszkaniowa – zapanują już nowe reguły gry.
Choć w mniejszych miastach (do 100 tys. mieszkańców) nowe budynki będą mogły mieć maksymalnie cztery kondygnacje, to już w dużych metropoliach pięter będzie mogło być 14. A jeżeli w promieniu pół kilometra jest już jakiś wyższy budynek – ten nowy będzie mógł mu dorównać.
Kolejne zmiany to odległości. – Teraz będzie można niemal wszystko – podsumowywali niechętnie eksperci. – PAD podpisał tak prodeweloperską ustawę o jakiej PO się nie śniło - pisze na Twitterze Jan Mencwel, aktywista miejski. - Kolejne zamki w Stobnicy będą powstawać jak grzyby po deszczu. Pod pretekstem „inwestycji mieszkaniowej” można teraz przepchać wszystko - dodaje.
Inwestycja będzie musiała mieć, co prawda, dostęp do drogi publicznej, ale już przystanek komunikacji miejskiej będzie mógł być odległy o kilometr od zabudowań (w dużych miastach – pół kilometra). Odległość do najbliższego terenu rekreacyjnego, przedszkola, szkoły – to maksimum 3 km, w dużych miastach – 1,5 km.
Specustawa mieszkaniowa a kodeks urbanistyczno-budowlany
Magia specustawy polega przede wszystkim na tym, że wprowadza szereg furtek: koncepcje zagospodarowania przestrzennego przestaną być pewnym stałym punktem odniesienia, bo będzie można je ominąć. Decyzje rad gmin będzie mógł uchylać wojewoda.
To przepisy rozdrobnione i tymczasowe (specustawa ma obowiązywać przez dekadę) – argumentuje „Gazeta Prawna”. A najgorsze, że zastąpiły kodeks urbanistyczno-budowlany, który miałby być rozwiązaniem na wiele dekad regulującym możliwości deweloperów i lokalnych włodarzy w całej Polsce. Prace nad kodeksem porzucono, gdy w resorcie finansów wykuto specustawę.
Cóż, prościej jest na 10 lat wprowadzić prowizorkę niż zmienić 140 aktów prawnych na następne kilkadziesiąt lat.