Masz problem z tatuażami w pracy? Wajcha się przestawiła, ten brak tolerancji wkurzy twojego szefa

Adam Sieńko
Choć ich tradycja liczy podobno tysiące lat, tatuaże stały się społecznie akceptowane dopiero niedawno. Jeszcze kilka lat temu pracodawcy od wydziaranych kandydatów ze wstrętem odwracali wzrok, dzisiaj tatuaże zaczęły wpisywać się w społeczny krajobraz i przestają budzić zdziwienie. Ba, czasami dzięki nim można w oczach szefa zdobyć dodatkowy atut.
Tatuaże zaczęły wpisywać się w społeczny krajobraz i przestają budzić zdziwienie Bartłomiej Barczyk/Agencja Gazeta
Jeszcze kilka lat temu poważni doradcy zawodowi przestrzegali młodych ludzi przed popełnieniem błędu, który będzie rzutował na całe życie. – Tatuażu już nie usuniesz, a za kilka lat będziesz się rumienił się ze wstydu, kiedy przypadkiem odsłonisz go na spotkaniu z inwestorami albo przyszłym szefem – dowodzili.

I co? Dzisiaj dziary stają się powoli zwyczajnym elementem krajobrazu. Nie przeszkadzają Radosławowi Majdanowi robić za twarz spółki Vabun (która w momencie debiutu na giełdzie zrobiła oszałamiającą karierę, przynajmniej na chwilę), ich posiadania nie ukrywa także Krzysztof Matela, wiceprezes zarządu Bussines Centre Club.


Tatuaże widzimy dzisiaj wszędzie. Konia z rzędem temu, kto nie ma w swoich kręgach znajomego, który zdecydowałby się na zrobienie sobie co najmniej jednego w ciągu ostatnich 12 miesięcy.

Takie powierzchowne obserwacje potwierdzają statystyki. W ubiegłym roku CBOS informował, że tatuaż ma już 8 proc. dorosłych Polaków. Jeżeli odejmiemy od tego emerytów (choć Katarzyna Michalik z naTemat pisała, że w studiach tatuażu coraz częściej pojawiają się klienci 60+) okaże się, że dziarki ma już co ósma osoba w wieku 25-34 lata i 12 proc. w przedziale 35-44 lata.
W ubiegłym roku CBOS informował, że tatuaż ma już 8 proc. dorosłych Polaków123rf.com/Andrew Poplavsky/zdjęcie seryjne
Problem dla dyskryminujących?
Podobne wieści dobiegają zza oceanu. Naukowcy z University of Western Australia i Uniwersytetu w Miami podsumowali 2 tys. ankiet zebranych z różnych zakątków USA. Pytali w nich czy posiadanie tatuażu na ciele na wpływ na zatrudnienia albo wysokość zarobków. Wniosek? – Piętno związane z tatuażami powoli zanika – stwierdzili badacze.

– Jeśli wziąć pod uwagę rosnący odsetek wytatuowanych osób wśród młodych dorosłych, to rekruterzy i menedżerowie dyskryminujący wytatuowanych pracowników sami mogą znaleźć się pod lupą pracodawców – dorzucił do tego Michael French, jeden z autorów publikacji.

Wajcha się przestawiła
– Pojawia się coraz większa przychylność dla takich ozdób ciała, jak tatuaże czy kolczyki – potwierdza Aleksandra Wesołowska z portalu praca.pl. – Tatuaże przestały kojarzyć się z subkulturą więzienną. Społeczeństwo ma coraz luźniejsze podejście i przyzwyczaja się do tego widoku – zauważa ekspertka.

Jej zdaniem, ekspansja dziar na ciałach polskich pracowników bierze się z dwóch powodów. Po pierwsze – rynek jest dzisiaj, jaki jest. Do tzw. rynku pracownika może mu daleko, pewne jest jednak, że pracodawcy - mając przed sobą wydziaranego nawet od stóp do głów, kompetentnego kandydata - nie mogą odrzucić go lekką ręką.

Jeszcze druga sprawa. Polski rynek przesiąka powoli kulturą start-upów. Wiecie, te wszystkie kolorowe ściany, fikuśne siedzenia, długie brody i fikuśne ciuchy, zaczęły przesuwać granicę tego, co nazbyt frywolne w odległe rejony.

Kiedyś człowieka sukcesu postrzegało się jako osobę w białej koszuli, garniturze i z gładko uczesanymi włosami. Na rynku mamy jednak coraz więcej start-upów, a ich młodzi prezesi pokazują, że sukces można osiągnąć również bez wpisywania się w taki schemat – przekonuje Wesołowska.
Zaczynamy dostrzegać, że pewna odwaga i kreatywność są często domeną osób, które manifestują je również poprzez swój wygląd – opowiada ekspertka123rf.com/Andrew Poplavsky/zdjęcie seryjne
Kariery bez krawata
No właśnie, nieszablonowy wizerunek coraz częściej staje się wręcz pomocny w robieniu kariery.Michał Sadowski z Brand24 zaprasza na kebaba w trakcie debiutu giełdowego, a długobrody (i chodzący na co dzień w zwykłym t-shircie) Michał Sapota najpierw wydźwignął firmę deweloperską z ciężkiego kryzysu, a dzisiaj zasiada w radzie nadzorczej Mount TFI. Nie kryła się z nimi swego czasu także unijna komisarz Elżbieta Bieńkowska.

– Zaczynamy dostrzegać, że pewna odwaga i kreatywność są często domeną osób, które manifestują je również poprzez swój wygląd – opowiada Wesołowska.

Michał Sadowski to typowy start-upowiec, Sapota czy wspomniany wcześniej Matela to jednak pewnego rodzaju prekursorzy. Szczególnie, że działają w branżach tradycyjnie uchodzących za konserwatywne, jak bankowość czy finanse. W nich wciąż ze świecą trzeba szukać osób, które decydują się na ekscentryczne emploi. Czy np. na tatuaże zrobione w widocznym miejscu.

– W takich zawodach tatuaże wciąż mogą jeszcze przeszkadzać. Z drugiej strony obowiązujący w nich dress code i tak wymaga zakrycia prawie całej powierzchni ciała – dodaje Wesołowska.

Zresztą nawet jeżeli przypadkiem spod mankietu rękawa wychyliłaby się niewielka ilość tuszu, nie musiałoby dojść do żadnej tragedii. – Byłem kiedyś reporterem w lokalnym medium. Przy każdym wyjściu dbałem, by dokładnie zakrywać ręce, które niemal w całości pokryte są tatuażami – opowiada mi Grzesiek, 31-letni dziennikarz.

– Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Gdy pewnego lata urzędnicy w magistracie zauważyli moje dziary, byli zachwyceni. Opowiadała o nich nawet pani prezydent – wspomina.