Pomstowano, że PO "mordowała" polski handel. Prawdziwa rzeź małych sklepów dopiero się zaczęła

Mariusz Janik
W ciągu ostatniego roku zamknięto przeszło 14 tysięcy sklepów – przede wszystkim tych najmniejszych, spożywczych i odzieżowych. Proces znikania drobnych firm handlowych ma kilka powodów, ale wygląda na to, że nie da się powstrzymać.
Pojawienie się supermarketu w okolicy najczęściej oznacza opustoszenie pobliskich sklepików. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
– Jak wygląda mój dzień? Siedzę i czytam prasę. Jest pusto. Przez cały dzień sprzedają się np. cztery bochenki chleba. Sprzedaż drastycznie zmalała – opowiadała pani Jolanta z jednego z małych sklepów w Jabłonnie wkrótce po tym, jak w tej podwarszawskiej miejscowości otworzono dyskont pod szyldem Biedronka.

– Ludzie nie patrzą na to, że u nas sok jest pełnowartościowy, a w Biedronce zrobiony specjalnie dla tego dyskontu, więc chociaż wygląda podobnie, jest go odrobinę mniej i jest gorszej jakości. Jest tańszy i to przyciąga klientów. My cen bardziej już opuścić nie możemy – opowiadała dziennikarce jednego z lokalnych serwisów.


Co zabija polskiego kupca
Ekspansja sieci handlowych, zarówno zagranicznych, jak i tych rodzimego chowu, to dopiero początek. – Widzę, jak padają – mówi nam pani Katarzyna, właścicielka warszawskiego biura księgowego. – Dyskonty ich zabijają i zakaz handlu w niedzielę. To właśnie te małe firmy przyjmują najmocniejsze ciosy – podsumowuje.

To stopniowe wymieranie: najpierw klienci zaglądają rzadziej, potem uderza ich różnica cen. Okazuje się, że do supermarketu jest w sumie też blisko, a rachunki wychodzą niższe. Sklep musi zacząć redukować ilość towaru, co sprawia, że znikają produkty, które przyciągały nielicznych lokalnych smakoszy. W ofercie zostaje przede wszystkim alkohol, to zawsze zejdzie.

No chyba, że lokalne władze wprowadzą prohibicję – bo i ten czynnik prowadził do znikania małych sklepów, które gdzieniegdzie żyły przede wszystkim z imprezowiczów. Z poznańskiej Starówki zniknęły „nocne” – miejscowi odetchnęli z ulgą, ale to były firmy, które poszły do likwidacji, a nie do przeprowadzki.
W pierwszym półroczu 2018 r. zamknięto około 8800 sklepów, w większości spożywczych i odzieżowych.Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Eksperci wskazują też na zmiany w mentalności i demografii. Młodsze generacje oswoiły się z zakupami w internecie, coraz mniej jest takich towarów, które klient chciałby obejrzeć przed zakupem. To przekłada się również na inną sytuację: założyciele niedużych sklepów z lat 90. starzeją się i przechodzą na emeryturę – ich dzieci wcale się nie palą do przejmowania placówek.

Tempo znikania małych sklepów przyspiesza
„Polski handel był mordowany w latach 2008-2014, gdy według analityków firmy Roland Berger z rynku spożywczego zniknęło ponad 25 tys. małych sklepików – pisał na stronach portalu wgospodarce.pl Wojciech Surmacz. – Żadna ekipa rządząca Polską po 1989 roku nie zanotowała tak haniebnego wyniku, jeśli chodzi o degradację polskiego handlu – uzupełniał.

Jeżeli by chcieć przypisać proces znikania małych placówek kolejnym ekipom, to ekipa obecna przebija poprzedników pod każdym względem. – W ciągu ostatniego roku zniknęło z rynku 14,3 tysiąca małych sklepów – donosi piątkowa „Rzeczpospolita”.

Ba, ten proces wręcz przyspiesza: na początku tego roku szacowano, że w 2017 r. z polskiego rynku zniknęło ponad 12 tysięcy sklepów. Tymczasem tylko w pierwszej połowie bieżącego roku zamknięto kolejne 8800 sklepów. To zresztą nie tylko lokalne spożywczaki (choć tych zniknęło najwięcej, bo ok. 3800) czy lumpeksy, to również niedobitki księgarni (tych z kolei zostało już tylko 3700).

Gdyby chcieć się bawić statystykami, można by powiedzieć, że przy tym tempie likwidacji sklepów wszystkie mogłyby zniknąć w ciągu 15 lat. Wynika to z prostego rachunku – w Polsce jest ok. 262,5 tys. sklepów. Jeżeli w całym 2018 r. zamkniętoby 17,6 tys. sklepów, i proces postępował w tym samym tempie, ostatni sklep zostałby zlikwidowany w 2033 r.
W małe sklepy uderza zakaz handlu w niedzielę, e-commerce, a nawet zmiany demograficzne i technologiczne.Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Nieuchronność znikania sklepów
Oczywiście, tworzenie takiej symulacji to nadużycie. Po pierwsze, w przeciwieństwie do drobnych kupców sieci mają się dobrze – w większości dynamicznie się rozwijają i korzystają z konsumpcyjnego boomu. Po drugie, choć miejsce małych sklepów zajmują supermarkety – to każdy z nich to przynajmniej kilkanaście nowych miejsc pracy.

Obrońcy podkreślają też, że niższe ceny w marketach to czysta korzyść dla konsumentów. Pani Katarzyna mówi nam też, że w przeciwieństwie do sklepów hurtownie, które zaopatrują markety, mają się świetnie.

Ale też w cieniu sukcesów Biedronki czy polskiej sieci Dino, inni ogólnopolscy gracze wcale nie mają się tak dobrze – Tesco właśnie ogłosiło zamknięcie kilkunastu sklepów oraz zwolnienie 2200 pracowników. Carrefour znacznie zredukował od początku roku sieć sklepów osiedlowych pod marką Express, Auchan inwestuje w istniejące placówki – nowych nie otwiera.

W Polsce sklepów jest za dużo, więc ich liczba będzie malała – podkreśliła w rozmowie z „Rzeczpospolitą” prezes Inquiry Research, Agnieszka Górnicka. – Dotąd wiele było prowadzonych tylko jako ucieczka przed bezrobociem, teraz sytuacja na rynku pracy jest dobra, a sklepy nie przynoszą wielkich dochodów – dodaje.