Zatrudnianie więźniów opłaca się firmom, ale wciąż są obawy. "Rozwiązują problemy przemocowo"

Patrycja Wszeborowska
Zatrudnianie więźniów opłaca się wszystkim. Nie dość, że pracodawca może płacić im minimalne wynagrodzenie i otrzymuje ryczałt z tytułu zatrudniania osób pozbawionych wolności, to więźniowie swoją pracą odciążają kieszenie podatników i jeszcze przyuczają się do zawodu na wolności. Mogłoby się wydawać, że zatrudnianie więźniów nie ma żadnych wad.
Zapotrzebowanie na pracę więźniów niejednokrotnie przekracza możliwości zatrudnienia - twierdzi Służba Więzienna. fot. Tomasz Kamiński / Agencja Gazeta
To, czy więźniowie powinni pracować, budzi wiele kontrowersji. Jedni uważają, że to cenny element resocjalizacji więźniów, którzy w ten sposób opłacają swój pobyt w zakładach karnych, porównywanych przez niektórych do hoteli. Inni są przekonani, że praca skazanych to wyzysk taniej siły roboczej i niewolnictwo.

Więźniowie coraz chętniej zatrudniani
Jakkolwiek na to nie patrzeć - zatrudnianie więźniów cieszy się coraz większą popularnością wśród pracodawców. Według danych z raportów Służby Więziennej, po dwóch latach od wprowadzenia programu resortu sprawiedliwości „Praca dla więźniów”, wskaźnik powszechności zatrudnienia osadzonych przekroczył niespotykaną wcześniej wartość 53,42 proc.


Jednym z przedsiębiorstw planującym zwiększenie zatrudnienia wśród więźniów, redukując tym samym zatrudnienie „roszczeniowych Ukraińców” jest Amica, polski producent AGD. Firma ogłosiła niedawno, że otwiera nową halę produkcyjną na terenie więzienia. Budowanie hal w zakładach karnych jest jednym z filarów programu ministerstwa sprawiedliwości.

„Amica buduje obóz pracy dla więźniów, bo nie chce podwyższać pensji”, „Tania siła robocza na lata” – w taki sposób decyzję firmy komentowali internauci z portalu wykop.pl. Choć decyzja przedsiębiorstwa nie jest niczym wyjątkowym - hal produkcyjnych na terenach zakładów karnych w całej Polsce powstało już 13 - nie ma co ukrywać, że więźniowie są atrakcyjnym kąskiem dla pracodawców.

Chętnych na ręce do pracy jest wielu
– Pracodawcy cenią więźniów, a zapotrzebowanie na ich pracę niejednokrotnie przekracza możliwości zatrudnienia – przyznaje mjr Jan Kurowski, rzecznik prasowy dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Poznaniu.

Skuteczną zachętą dla przedsiębiorców jest katalog ulg przysługujących z tytułu zatrudniania osób pozbawionych wolności. Jest to m.in. wypłacany firmom ryczałt w wysokości 35 proc. wartości przysługujących skazanym wynagrodzeń, a także możliwość otrzymania dotacji lub pożyczek na realizację zadań w zakresie resocjalizacji skazanych poprzez pracę. Dodatkowo więźniom nie trzeba płacić więcej, niż minimalną krajową.

Skazanych chętnie zatrudnia Poczta Polska - w sortowniach listów zatrudnia ok. 500 pozbawionych wolności osób. Więźniowie angażowani są również w szpitalach, policji, a także w firmach podmiotów prywatnych.

– Osadzeni zatrudniani są głównie przy wszelkiego rodzaju pracach pomocniczych, fizycznych, gospodarczych. Czasami są to również stanowiska specjalistyczne. Jeśli chodzi o hale ZK Krzywaniec - szwaczka, krawcowa, stolarz tapicer, ZK Gębarzewo - prace spawalnicze i ślusarskie, AŚ Poznań - drobne prace ślusarskie, składanie elementów metalowych – wylicza mjr Kurowski.
Więźniowie z Zakładu Karnego w Krakowie czyszczą ściany z graffitifot. Tomasz Wiech / Agencja Gazeta

Praca przynosi więźniowi korzyści
Jak przekonuje rzecznik, praca w trakcie odsiadywania wyroku robi wiele dobrego dla więźniów, szczególnie po opuszczeniu zakładu karnego.

– Praca pozwala więźniom bezpłatnie przyuczyć się do zawodu i późniejszej aktywności zawodowej na wolności. Pozwala na realizację ciążących na więźniach zobowiązań finansowych, alimentacyjnych, nierzadko nieregulowanych przez wiele lat, a co za tym idzie, pozwala niekiedy również odbudować zerwane więzi rodzinne – twierdzi.

Bo choć pensja dla osadzonego jest zazwyczaj na poziomie minimalnej krajowej, z wynagrodzenia potrącane są jeszcze składki ZUS, Fundusz Aktywizacji Zawodowej, Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej, na spłatę alimentów oraz innych zobowiązań.

Pozostała suma idzie na konto więźnia, do którego dostęp skazany otrzyma w dniu wyjścia na wolność - wszystkiego wychodzi ok. 300 zł na rękę, ale w więzieniu nie płaci się przecież za wikt i opierunek. Osadzeni nie opłacają także rachunków za prąd czy wodę.

Choć pensja może nie porywa, to zbawiennych skutków pracy dla osadzonych jest sporo. Jest o nich przekonany również Edward Szeliga, prezes Fundacji „Pomost”, która m.in. pomaga byłym więźniom w znalezieniu pracy po wyjściu na wolność.

– To, że więźniowie pracują poza zakładem karnym podczas odbywania wyroku, bardzo dobrze na nich wpływa. Im więcej wychodzą, tym łatwiej odnajdują się w innych płaszczyznach życia poza murami – twierdzi Szeliga. – Praca daje im stabilizację, poczucie wartości i kontroli nad swoim życiem. Dzięki niej mogą pomagać swoim rodzinom – dodaje.

Pracodawcy chwalą więźniów
Co więcej sami pracodawcy z pracy więźniów są wyjątkowo zadowoleni, jak twierdzi mjr Kurowski.

– Więzień to pracownik zdyscyplinowany, punktualny, sumienny i chętny do uczenia się. Skargi na więźniów-pracowników zdarzają się niezmiernie rzadko, a skutecznym motywatorem do utrzymania dyscypliny jest - z jednej strony wizja wynagrodzenia za pracę, a z drugiej wizja zmiany warunków odbywania kary pozbawienia wolności – opowiada.

– Pracodawcy, z którymi współpracujemy mówią, że byli więźniowie to bardzo dobrzy pracownicy – wtóruje mu Szeliga. – Są lojalni, wykazują mniej roszczeniowych postaw, na bieżąco korygują błędy, jakie popełniają. Więźniom bardziej zależy, żeby pracować, poukładać na nowo swoje życie – twierdzi.

Obawy współpracowników
Według majora, więźniowie spotykają się z pozytywnym odbiorem także ze strony kolegów z pracy. – Nie notujemy problemów na tle społecznego odbioru pracy więźniów. Reakcje są pozytywne – przekonuje.

Słysząc te egzaltowane opinie, można by pomyśleć, że pracodawcom i współpracownikom ani trochę nie przeszkadza fakt, że skazańcy zostali do więzienia wysłani z powodu popełnienia przestępstwa. Edward Szeliga mówi, że jednak nie zawsze jest tak różowo.
Osadzeni z Łodzi remontują siedzibę hospicjum dla dziecifot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta

– Przy zatrudnieniu obawy zawsze są - pracodawca nie nie do końca wie, co to za osoba. Lecz po czasie często okazuje się, że były więzień sprawdza się nawet lepiej, niż zwykły pracownik. Największą trudnością jest jednak sposób komunikowania się. Zdarza się, że byli więźniowie rozwiązują problemy przemocowo, czyli tak, jak nauczyli się w zakładzie karnym - trochę wymuszając, trochę zastraszając innych. Często nie wiedzą nawet, że da się to zrobić inaczej – tłumaczy.

Oddalenia z miejsca pracy
Problemem są także ucieczki, czy też tak zwane „oddalenia z miejsca pracy”. Choć rzecznik prasowy SW w Poznaniu twierdzi, że, biorąc pod uwagę skalę zatrudnienia i liczbę wyjść do pracy, zdarzają się one bardzo rzadko, to jednak prostota tej formy odzyskania wolności, jest niepokojąca - wystarczy wyjść do pracy i… po jej skończeniu nie wrócić do zakładu karnego.

W 2017 r. więźniów, którzy z pracy nie wrócili do zakładu karnego, było 255. Rok wcześniej z pracy „zerwało się” 161 skazanych. Rekordowy okazał się rok 2008, kiedy to z miejsca zatrudnienia oddaliło się aż 410 osób.

Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, który jest autorem i twórcą programu „Praca dla więźniów”, w rozmowie z portalem money.pl tłumaczył, że wzrost zatrudnienia skazanych analogicznie skutkuje wzrostem liczby oddaleń z miejsca pracy. Podkreślał również, że takie zjawisko istnieje od zawsze i nie jest „efektem Jakiego”.

Zatrudnianie skazanych to nie tylko ucieczki i problem z komunikacją. Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, więźniowie pracujący na poczcie w Lisim Ogonie zostali złapani na kradzieżach. Skazani mieli się tam zajmować przede wszystkim sortowaniem paczek i listów. W niedługim czasie w ich szatni odnaleziono różne cenne przedmioty, głównie drogie telefony komórkowe wykradzione z przesyłek.

Warto dać im szansę
Na szczęście takie sytuacje nie są codziennością. Mimo obaw, Edward Szeliga przekonuje, że zatrudnianie więźniów przynosi wiele korzyści, zarówno dla pracodawców, jak i samych skazanych.

– Byli więźniowie są lojalni i na dłużej związują się z firmą. Jak sami twierdzą, w ten sposób próbują odwdzięczyć się osobom, które dały im szansę – podsumowuje.

Zatrudnianie więźniów daje również wymierne korzyści państwu i podatnikom. – W 2017 roku skazani przepracowali w skali kraju 3,5 mln roboczogodzin o wartości ponad 49 mln złotych. Na podkreślenie zasługuje fakt, że realizacja rządowego programu „Praca dla więźniów” jest finansowana przede wszystkim przez samych skazanych, a nie z pieniędzy podatników – podkreśla mjr Kurowski.