IPN wyrzuca historyków, stał się schronieniem dla narodowców. "Bajdurzenie i negacja faktów"

Konrad Bagiński
Instytut Pamięci Narodowej się stacza – taki wniosek można wysnuć ze słów historyka Adama Puławskiego, którego władze IPN-u uznały za swojego wroga i storpedowały jego badania. Nie skąpią za to grosza naukowcom bez dorobku, ale z prawicowo-narodowymi poglądami.
W IPN nie ma miejsca dla rzetelnych historyków, ich miejsce zajmują ci "słuszni", prawicowcy i narodowcy Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta
Puławski udzielił obszernego wywiadu Gazecie Wyborczej. Ten naukowiec trafił do Instytutu Pamięci Narodowej prawie na samym początku jego istnienia, za czasów prof. Leona Kieresa. Dr Puławski zajmował się głównie problematyką podejścia polskich władz do Żydów.

Okazało się, że jego badania przynoszą wnioski nie pasujące do bogoojczyźnianego wzorca Polaka-bohatera. A takie wizje ma lansować IPN podlegający obecnej władzy.

Historyk bez ogródek mówi o tym, że praca naukowa w Instytucie jest obecnie farsą. Najwięcej władzy, posłuchu i środków mają osoby, które przedstawiają stosunki polsko-żydowskie w sposób całkowicie jednostronny. Zresztą nie brakuje wśród nich antysemitów, związanych ze środowiskami nacjonalistycznymi i prawicowymi.


Prawda nie ma znaczenia
W IPN-ie nie ma już miejsca na uczciwe badania, liczy się obrona postawionej z góry tezy. A jeśli fakty do nich nie pasują, tym gorzej dla faktów. Puławski przytacza przykład programu „Indeks Polaków zamordowanych i represjonowanych przez hitlerowców za pomoc Żydom”.

Powstał on za prezesury Janusza Kurtyki. Celem tej publikacji miało być udowodnienie tezy, że Polacy pomagali Żydom i byli za to karani. Okazało się, że IPN wszystkimi siłami zdołał zgromadzić zaledwie kilkaset nazwisk.

– Teraz można mówić o wariactwie, a nie dyskusji historycznej. To, co wyrabia IPN pod władzą obecnego rządu, to lansowanie własnych teorii, bajdurzenie, już nie rewizjonizm, ale negacja pewnych faktów. Wydawane są publikacje, by udowodnić, że Polacy pomagali Żydom. I IPN, z ogromnymi archiwami, zasobami finansowymi, tysiącami pracowników, wygrywa z tymi kilkoma naukowcami, którzy twierdzą inaczej – mówi Gazecie dr Puławski.

Dodaje, że obecnie IPN ma wydać książkę o „Burym” – zbrodniarzu, który dokonał pacyfikacji wsi białoruskich, ale przez instytut został uznany za bohatera.

– Więc nawet się cieszę, że już w IPN-ie nie pracuję – podsumowuje historyk.

Niedawno wyszło na jaw, że kierownictwo Instytutu nie szczędziło sobie kilkudziesięciotysięcznych rocznych premii.