Zakaz handlu może im zaszkodził, ale dyskonty idą przez rynek handlu jak burza

Mariusz Janik
Już co trzecia złotówka, jaką Polacy wydają na żywność, trafia do kas w dyskontach. Oznacza to przychody rzędu ponad 80 mld złotych – i to przy stosunkowo niewielkiej liczbie sklepów w porównaniu do całego rynku. Zakaz handlu mógł sieciom zaszkodzić, ale na pewno nie odwrócił tego trendu.
Sieci dyskontowe mają już trzecią część rynku handlu w Polsce, choć liczą sobie w sumie zaledwie 4000 sklepów. Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Już co trzecia złotówka z 250 miliardów złotych, jakie wydajemy na żywność, trafia do sieci dyskontowych – jak Aldi, Biedronka czy Lidl. Eksperci z firmy Nielsen szacują, że sklepy te w ciągu ostatniego roku zwiększyły swój udział w rynku o 0,8 proc. – do 33,2 proc.

Teoretycznie, sieci posiadają „zaledwie” około 4 tysięcy sklepów dyskontowych – na 90 tys. wszystkich dyskontów w Polsce. Ale udało im się doprowadzić do sytuacji, w której konsumenci właściwie automatycznie kojarzą zakupy – zwłaszcza „duże”, związane z robieniem zapasów na kilka kolejnych dni czy tygodni – z dyskontami sieciowymi.


Taniej już się nie da
Najpierw udało im się przekonać klientów, że „taniej już się nie da”. Potem zaatakowały pozycję supermarketów, wprowadzając produkty z wyższej półki czy przemeblowując poszczególne sklepy tak, by klient miał poczucie, że nie jest w sklepie dla najbiedniejszych. Nic jednak nie trwa wiecznie.

– W Polsce dyskonty mogą liczyć maksymalnie na przekroczenie poziomu 40 proc. udziału w rynku, dalej nie pójdą – podkreśla na łamach dziennika "Rzeczpospolita" Andrzej Faliński, prezes Forum Dialogu Gospodarczego. – Dlatego może przekroczą poziom 5 tys. placówek, ale dalej ich sklepy zaczną się kanibalizować. Wtedy zaatakują pozycje sieci partnerskich i franczyzowych – kwituje.