Rząd rozdaje podwyżki pracownikom budżetówki. Zapłacą za nie… pracodawcy

Adam Sieńko
Resort pracy chce wprowadzić nowelizację, dzięki której dodatek stażowy nie będzie wliczany w poczet płacy minimalnej. Rozwiązanie jest teoretycznie korzystne dla najsłabiej opłacanych pracowników, bo ich pensje pójdą w górę. Sęk w tym, że koszty tych podwyżek pokryją ich pracodawcy.
Rząd chce podnieść wynagrodzenia najsłabiej zarabiającym pracownikom budżetówki Krzysztof Miller/Agencja Gazeta
Zdaniem Ministerstwa Pracy na nowelizacji ustawy o minimalnym wynagrodzeniu skorzysta ok. 60 tys. pracowników administracji państwowej, samorządowej, szkół czy szpitali. Czyli osób zatrudnionych w budżetówce, którym należy się dodatek stażowy.

Ten przyznawany jest obecnie po 5 latach i wynosi 5 proc. wynagrodzenia zasadniczego. Co roku dodatek rośnie o jeden punkt procentowy i maksymalnie może osiągnąć wartość 20 proc.

Choć rozwiązanie jest korzystne dla pracowników, z sondy „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że dla bezpośrednich pracodawców będzie oznaczało duże kłopoty. Urzędy miast szacują, że w skali roku będą musiały wydać na pensje kilkaset tysięcy złotych więcej. Oznacza to, że w niektórych przypadkach mogą zrezygnować z podwyżek.


– Zmiana jest zasadna, bo nie stawia na równi płacowo pracowników z dużym stażem z tymi, którzy dopiero zaczynają karierę. Nie można jednak tego wprowadzać naszym kosztem – opowiada DGP starosta toruński Marek Olszewski.

Strajk w budżetówce
Działania resortu pracy mogą być efektem groźby strajku w praktycznie wszystkich sektorach budżetówki. Masowe zwolnienia L4 brali w ostatnim czasie policjanci, teraz robią to nauczyciele, a w sferze zapowiedzi pozostaje ten sam rodzaj strajku, który mają podjąć urzędnicy prokuratury.