Wody Polskie zawrzały. Oni też by chcieli dostać podwyżki, tymczasem czują się spławiani
Policja i skarbówka tylko pogroziły przechodzeniem na L4 i dostały po 650 zł podwyżki. Pracownicy Wód Polskich grożą już od dawna i nikt się nimi nie przejmuje – zapowiadają więc, że od teraz będą walczyć ostrzej. Bo jak na razie dostają same obietnice, konkretów brak.
Ale mają z tym problemy, bo ustawa dająca im nadzór nad tymi kwestiami została napisana na kolanie. Przeszła już dwie nowelizacje, trwa procedowanie trzeciej.
Przez to wszystko WP ciągle mają problemy, instytucja działa źle i niewydajnie. W jej finansach zieje kilkudziesięciomilionowa dziura, Wody ciągle nie zarabiają, bo uniemożliwia im to kulawa ustawa. Na dodatek pracownicy mają tego wszystkiego po uszy. Ich zdaniem w WP panuje chaos, atmosfera jest grobowa a pensje głodowe.
Zarobki pracowników WP już dawno miały wzrosnąć, obiecywała to już Beata Szydło jako premier. Ale te od 2,5 roku nie drgnęły. Inne służby budżetówki wywalczyły sobie podwyżki, Wody nie. Pracownicy mają już dość pustosłowia i obietnic. Obawiają się, że żadnych pieniędzy nie zobaczą – zresztą patrząc na wykręty rządu trudno uznać ich obawy za bezpodstawne.
Kto obiecał?
Czemu pracownicy są nieufni i nie wierzą władzom? Na przykład dlatego, że podwyżki obiecano im już w 2016 roku, w porozumieniu zawartym z ministrem środowiska. A Wody Polskie pozostają obecnie pod kontrolą ministerstwa gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej. Słowem – Szyszko obiecał, Gróbarczyk nie chce płacić za jego słowa. W efekcie porozumienie zostało – praktycznie rzecz ujmując – zerwane.
Na dodatek szefostwo Wód kupiło ostatnio 200 samochodów, nie bacząc na to, że pracownikom w pierwszej kolejności brakuje np. łopat czy koparek.
Jak pisze Dziennik.pl, pracownicy Wód Polskich są bardzo rozgoryczeni i zamierzają ostrzej potraktować swojego pracodawcę, by wzorem innych instytucji wywalczyć podwyżki.