Kraków idzie w ślady Wiednia. Nie chce podwożenia dzieci do szkół

Arkadiusz Przybysz
Kraków zwrócił się do władz Wiednia z prośbą o wnioski z projektu, w którym zamknięto możliwość dojazdu samochodem do jednej z wiedeńskich szkół. Miasto zastanawia się, czy takiego rozwiązania nie wprowadzić także nad Wisłą. Nie jest zresztą jedyne, włodarze Wiednia otrzymali kilka podobnych zapytań z różnych miast na świecie.
W Wiedniu pod jedną ze szkół zakazano ruchu samochodowego. Kraków pójdzie w ich ślady? Jakub Włodek / Agencja Gazeta
Krakowski program ma wzorować się na rozwiązaniu przetestowanym w Austrii. Magistrat zapowiedział, że przed szkołą podstawową Vereinsgasse w 2. Dzielnicy Wiednia między 7.45 a 8.15 zostanie zamknięta ulica, którą można było podjechać pod samą placówkę. Zakaz trwał od 10 września do 2 listopada.

Zakaz dotyczył wyłącznie podjeżdżania pod szkołę samochodem. Dzieci mogły więc dostać się do szkoły na przykład rowerem czy hulajnogą. To, zdaniem części ekspertów, może pomóc w walce z epidemią otyłości wśród dzieci, która wynika z braku ruchu. Na nadwagę w wiedeńskich szkołach choruje blisko jedna piąta dzieci.


Krakowski radny Łukasz Wantuch złożył w tej sprawie interpelację. Dopytuje w niej, na ile możliwe byłoby wprowadzenie tego rozwiązania w mieście. W tej chwili jednak nie wiadomo, jak na ten pomysł zareagowały krakowskie szkoły.

– Na razie jest jeszcze za wcześnie, by mówić o odzewie na ten program - mówi w rozmowie z INNPoland Wantuch. – W tej chwili zbieramy opinie i mamy nadzieję, że uda znaleźć nam się choć jedną szkołę, która będzie zainteresowana uruchomieniem programu – dodaje.

To samo mówi Dariusz Nowak, kierownik w referacie ds. informacji medialnej w Wydziale Komunikacji Społecznej UMK – Sprawa jest na początkowym etapie rozważań i na jakiekolwiek szczegóły jest jeszcze za wcześnie – ucina jakiekolwiek rozmowy.

Kraków pójdzie w ślady Wiednia?
Wantuch nie widzi w tej chwili szans na to, że krakowscy rodzice masowo przestaną podwozić swoje dzieci do szkół – To na pewno nie będzie tak szeroki program, jak w Wiedniu – mówi. – Zresztą, Kraków nie jest też Wiedniem jeśli chodzi o komunikację publiczną. Bardziej chodzi o zbieranie doświadczeń – mówi.

Rodzice boją się o dzieci
Jak mówią inicjatorzy wiedeńskiego projektu, zakaz przyczynił się także do zwiększenia bezpieczeństwa dzieci. Mniej samochodów w okolicach szkoły, to mniejsza bowiem szansa na przypadkowe potrącenie.
A ta ostatnia kwestia jest szczególnie ważna dla rodziców, którzy decydują się na zawiezienie swojego dziecka do szkoły. Tak przynajmniej wynika z badania Santander Consumer Banku.

– Stale wzrastająca liczba uczestników ruchu drogowego generuje u rodziców obawy, czy posiadana wiedza, umiejętności oraz samodzielność pozwolą dzieciom na bezpieczne dotarcie do szkoły – mówi pedagog dr Beata Bryś z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu cytowana w raporcie. – Z tego powodu celowo towarzyszą im w tej podróży. Zjawisko to dotyczy głównie uczniów w wieku od 6 do 11 lat.
Kraków ogranicza liczbę samochodów wjeżdżających do dzielnicy KazimierzJakub Ociepa / Agencja Gazeta
Jak wynika z badania blisko 40 proc. rodziców podwozi dzieci do szkoły samochodem. Im więcej dzieci w rodzinie, tym większa szansa, że któreś z dzieci będzie dojeżdżać do szkoły samochodem. Chętniej podwożą również rodzice bogatsi.

W tej chwili w Krakowie już działa pierwsza w Polsce strefa czystego transportu. Planuje się, że będzie ona działała przez pół roku. Prawo wjazdu do dzielnicy Kazimierz mają aktualnie mieszkańcy, taksówki oraz przedsiębiorcy (na przykład samochody dostawcze). Poza nimi mogą wjechać samochody elektryczne, napędzane wodorem lub gazem CNG.

Inne polskie miasta raczej nie chwalą się planami ograniczania ruchu samochodowego. Prawdopodobnie dlatego, że nawet pod informacją o interpelacji krakowskiego radnego pojawiła się masa negatywnych komentarzy. Krytykowany jest głównie fakt, że poza kijem w postaci zakazu, mieszkańcy nie widzą jakiejkolwiek marchewki, choćby w postaci rozwoju komunikacji miejskiej.