Aż trudno uwierzyć, co kradną na "dowody kolekcjonerskie". Gigantyczna skala problemu
W grudniu 2018 roku prezydent podpisał ustawę, która zakazuje handlu tzw. dowodami kolekcjonerskimi. Jednak najprawdopodobniej nadal będzie możliwe popełnianie przestępstw przy użyciu tzw. kradzieży tożsamości. Zwłaszcza, że producenci podróbek zaczęli się szeroko reklamować w sieci.
Za cenę ok. 350 złotych możliwe jest w praktyce nabycie dokumentów z całego świata. Ponadto firma oferuje także prawa jazdy, legitymacje studenckie czy patenty motorowodniaka.
I choć te pierwsze powinny być sprawdzane podczas policyjnej kontroli w internetowej bazie, te kolejne mogą posłużyć do dokonania oszustw. Zwłaszcza w sytuacji, gdy na posiadacza podróbki trafi osoba nieprzeszkolona w rozpoznawaniu duplikatów.
"Tylko do celów kolekcjonerskich"
Jak czytamy na stronie firmy sprzedającej duplikaty, “oferowane przez nas produkty są kartami kolekcjonerskimi i zgodnie z obowiązującym prawem oraz naszym regulaminem nie należy się nimi posługiwać jako dokumentami w żadnej sytuacji!”
Dopytuję w firmie produkującej takie dokumenty, czy są w stanie przygotować dla mnie dane osoby publicznie znanej - na przykład dowód na dane prezydenta. Zapewniam, że dokument będzie wyłącznie do celów kolekcjonerskich. "Nie robimy takich kart" - otrzymuję w odpowiedzi.
"Kolekcjonerki" wykorzystywane do przestępstw
Jednak tego typu ostrzeżenia nie powstrzymują rosnącej liczby przestępstw popełnianych z wykorzystaniem duplikatów dokumentów. Istniejące przepisy, które zakazywały wytwarzania duplikatów w celu ich późniejszego wykorzystania, nie pozwalała na ukaranie osób, które je wytwarzały.
Do czego tego typu dokumenty mogą zostać wykorzystane? Kierownik Działu Prasowego warszawskiego ZTM, Tomasz Kunert, mówi w rozmowie z INNPoland.pl, że trudno ocenić, czy np. duplikaty legitymacji studenckich są wykorzystywane w celu kupowania tańszych biletów na komunikację miejską bez posiadania legitymacji.
– Bardzo dawno nie mieliśmy takiego przypadku, ale trudno ocenić, czy dlatego że go nie było, czy dlatego, że dokument był tak dobrze podrobiony – mówi. – W przypadku podejrzenia posługiwania się takim dokumentem, kontroler ma prawo go zatrzymać oraz wezwać policję.
Milion złotych na skradziony dowód
Jednak "kolekcjonerskie" kopie dowodów stanowią także element służący do popełniania cyberprzestępstw. Jedno z nich opisuje “Gazeta Wyborcza”. To historia pana Józefa, który przez kolekcjonerski dowód stracił ponad milion złotych. Przestępcy przy pomocy jego skradzionych danych uzyskali kopię karty SIM u operatora komórkowego. Jego telefon wykorzystali z kolei do autoryzacji przelewu na kwotę ponad miliona złotych z konta jego firmy.
Pieniądze zostały szybko wypłacone, a na konto pana Józefa nadal są brane kredyty, głównie w firmach pożyczkowych. Jednak Jarosław Ryba, prezes zarządu Polskiego Związku Instytucji Pożyczkowych w rozmowie z INNPoland.pl przekonuje, że członkowie stowarzyszenia, czyli największe firmy pożyczkowe, weryfikują zgłoszenia.
"Firmy pożyczkowe dokładnie weryfikują dane"
– Nasi członkowie stosują wielopoziomowe zabezpieczenia i bardzo dokładnie weryfikują dokumenty i dane. Działy fraud detection działają w każdej renomowanej instytucji pożyczkowej, bez tego niemożliwa jest działalność pożyczkowa w dużej skali – mówi.
Przekonuje, że w momencie zgłoszenia przestępstwa, pan Józef powinien uzyskać pomoc.
– Najważniejszą rekomendacją Związku, z punktu widzenia osoby poszkodowanej, jest zasada wstrzymania windykacji w przypadku zgłoszenia kradzieży tożsamości. Dlatego w pierwszej kolejności należy na policji zgłosić zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a skan zawiadomienia przesłać do firmy pożyczkowej. Na tej podstawie procedura windykacyjna lub egzekucyjna zostanie wstrzymana – mówi Ryba.
– Prowadzimy również bezpłatną infolinię pod numerem 800 706 813, gdzie można bezpośrednio uzyskać poradę, informację o niezbędnych krokach, a także porozmawiać z prawnikiem – dodaje.
Sprzedadzą cudze mieszkanie na fałszywy dowód
O innym rodzaju przestępstwa informował portal bankier.pl. Oszuści potrafią bowiem na “kolekcjonerski” dowód podpisać umowę wynajmu mieszkania, a później to wynajęte mieszkanie sprzedać kolejnej osobie. W publikacji portalu oszukać udało się agencję mieszkaniową, która po zakupie mieszkania próbowała sprzedać je kolejnej osobie, zanim oszustwo wyszło na jaw.
Oczywiście za każdym razem dokumenty powinny być dokładnie sprawdzane. Jednak czasem zdarza się, że notariusz kontrolujący dokumenty nie porówna ich z innymi danymi, sprawdzając tylko czy dane zgadzają się z księgą wieczystą. A księgi wieczyste są dostępne publicznie.
Kara za sprzedaż dokumentów dopiero za pół roku
Problemowi zapobiec miała ustawa, którą niedawno podpisał prezydent Andrzej Duda. W myśl jej przepisów, sprzedaż oraz posiadanie do sprzedaży tego typu dokumentów zagrożone są karą pozbawienia wolności do dwóch lat. Jednak wejdzie ona w życie dopiero za pół roku.
W tym czasie inne instytucje państwowe mają czas do dostosowania się do nowych przepisów. Chodzi tutaj między innymi o zbudowanie rejestru dokumentów publicznych, w którym będą przechowywane informacje o dokumentach oraz o przypadkach ich fałszerstw.
Zapytałem posła sprawozdawcę ustawy Jerzego Polaczka, czemu przepisy karne nie wejdą w życie wcześniej, jednak do momentu publikacji nie udało mi się uzyskać odpowiedzi.
Czy ustawa zmniejszy liczbę przestępstw?
Jednak możliwe, że ustawa nie zmieni niczego. Po pierwsze, spora część dowodów kolekcjonerskich produkowana jest poza granicami naszego kraju. Po drugie, jeśli posiadanie nie jest karane, będzie trzeba udowodnić, że ktoś próbował dokumenty sprzedać. A to nie będzie wcale takie proste.
Sejm zauważył, że liczba przestępstw z udziałem zduplikowanych dokumentów rośnie. “W latach 2010–2015 stwierdzono łącznie 361 310 przestępstw przeciwko dokumentom, co stanowiło średnio 60 218 przestępstw rocznie” - czytamy w uzasadnieniu ustawy.
W Polsce każdego roku jest w obiegu około miliona fałszywych dokumentów.