Podpisano: życzliwy. W teorii brzydzimy się donosami, ale fiskus ma ich pełne szuflady

Konrad Bagiński
Urzędy skarbowe codziennie dostają listy i telefony od życzliwych i zatroskanych obywateli, donoszących na swoich sąsiadów i znajomych. To kilkadziesiąt tysięcy zgłoszeń, w większości anonimowych. Ile z nich okazuje się fałszywych?
Anonimowo można donosić nie tylko na innych obywateli, ale również na urzędników skarbówki Fot. Wojciech Kardaś / Agencja Gazeta
W Polsce dominuje niechęć dla donoszenia i donosicieli. Ta czynność nie jest powodem do dumy, raczej czymś wstydliwym.

Pewnie dlatego w korespondencji do urzędów skarbowych większość ludzi podpisuje się jako „uczciwy obywatel”, „sprawiedliwy”, „patriota”, „życzliwy”, „donosiciel” lub „zbulwersowany obywatel RP” – mówi Renata Kostowska, rzeczniczka prasowa Izby Administracji Skarbowej w Olsztynie w rozmowie z Dziennikiem.

Dziennikarze oszacowali, że co roku do urzędów trafia kilkadziesiąt tysięcy donosów. Najwięcej w województwie mazowieckim – ok. 6,5 tys. rocznie. W pozostałych województwach jest ich co najmniej o połowę mniej (2,5–3,5 tys.). Najmniej donosów jest ponoć w warmińsko-mazurskim – 1,5 tysiąca.


Anonimy pisane w złości
Urzędnicy nie znają wskaźnika sprawdzalności wszystkich donosów w Polsce. W niektórych urzędach wynosi on kilkanaście procent, dobijając najwyżej do 30 proc. Są i takie urzędy, gdzie potwierdza się jedynie kilka donosów na sto.

Urzędnicy zapewniają, że czytają wszystkie zgłoszenia, odrzucając na początku te, które są zbyt ogólne, bo coś można było z nich wywnioskować. Te konkretne sprawdzają. Często jednak okazuje się, że są pisane w złości i z uczuciem zazdrości a wspominany w nich podmiot lub osoba prowadzi jak najbardziej legalną działalność.